Mickiewicz A. SONETY ODESKIE

Quand'era in parte altr'uom da quel, ch'io sono.
PETRARCA

I DO LAURY

Ledwiem ciebie zobaczy?, ju?em si? zap?oni?,
W nieznanym oku dawnej znajomo?ci pyta?;
I z twych jag?d wzajemny rumieniec wykwita?
Jak z r??y, kt?rej piersi zaranek ods?oni?.

Ledwie? piosnk? zacz??a, ju?em ?zy uroni?,
"Tw?j g?os wnika? do serca i za dusz? chwyta?;
Zda?o si?, ?e j? anio? po imieniu wita?
I w zegar niebios chwil? zbawienia zadzwoni?.

O luba! niech twe oczy przyzna? si? nie boj?,
Je?li ci? mym sp?jrzeniem je?li g?osem wzrusz?;
Nie dbam, ?e los i ludzie przeciwko nam stoj?,

?e ucieka? i kocha? bez nadziei musz?.
Niech ?lub ziemski innego darzy r?k? twoj?,
Tylko wyznaj, ?e B?g mi. po?lubi? tw? dusz?.

II

M?wi? z sob?, z drugimi pl?cz? si? w rozmowie,
Serce bije gwa?townie, oddechem nie w?adn?,
Iskry czuj? w ?renicach, a na twarzy bladn?;
Niejeden z obcych g?o?no pyta o me zdrowie

Albo o mym rozumie c?? na ucho powie.
Tak ca?y dzie? przem?cz?; gdy na ?o?e padn?
W nadziei, ?e snem chwil? cierpieniom ukradn?,
Serce ogniste mary zapala w mej g?owie.

Zrywam si?, bieg?, sk?adam na pami?? wyrazy,
Kt?rymi mam z?orzeczy? okrucie?stwu twemu,
Sk?adane, zapomniane po milijon razy.

Ale gdy ciebie ujrz?, nie pojmuj?, czemu
Znowu jestem spokojny, zimniejszy nad g?azy,
Aby gore? na nowo - milcze? po dawnemu.

III

Nieuczona tw? posta?, niewymy?lne s?owa,
Ani lice, ni oko nad inne nie b?yska,
A ka?dy rad ci? ujrze?, rad pos?ysze? z bliska;
Cho? w ubraniu pasterki, widno, ?e? kr?lowa.

Wczora brzmia?y i pie?ni, i g?o?na rozmowa,
Pytano si? o twoich r?wiennic nazwiska,
Ten im pochwa?y sypie, inny ?arty ciska;
Ty wesz?a?, - ka?dy ?wi?te milczenie zachowa.

Tak ?r?d uczty, gdy ?piewak do choru wyzywa?,
Gdy ko?a ta?cuj?cych wi?y si? po sali,
Nagle stan? i zmilkn?; ka?dy zapytywa?,

Nikt nie wiedzia?, dlaczego w zadumieniu stali.
"Ja wiem - rzecze poeta - anio? przelatywa?".
Uczcili wszyscy go?cia, - nie wszyscy poznali.

IV WIDZENIE SI? W GAJU

"Ty?e? to? i tak p??no?" - "B??dn? mia?em drog?,
?r?d las?w, przy niepewnym ksi??yca promyku;
T?skni?a?? my?lisz o mnie?" - "Luby niewdzi?czniku
Pytaj si?, czy ja my?le? o czym innym mog?!"

"Pozw?l u?cisn?? d?onie, uca?owa? nog?.
Ty dr?ysz! czego?" - "Ja nie wiem; b??dz?c po gaiku
L?kam si? szmeru li?cia, nocnych ptak?w krzyku;
Ach! musimy by? winni, kiedy czujem trwog?".

"Sp?jrzyj mi w oczy, w czo?o; nigdy z takim czo?em
Nie idzie zbrodnia, trwoga nie patrzy tak ?miele.
Przeb?g! jeste?my? winni, ?e siedzimy spo?em?

"Wszak siedz? tak daleko, m?wi? tak niewiele,
I zabawiam si? z tob?, m?j ziemski aniele!
Jak gdyby? ju? niebieskim sta?a si? anio?em".

V

Pot?pi nas ?wi?toszek, rozpustnik wy?mieje,
?e chocia? samotnymi otoczeni ?ciany,
Chocia? ona tak m?oda, ja tak zakochany,
Przecie? ja oczy spuszczam, a ona ?zy leje.

Ja broni? si? pon?tom, ona i nadzieje
Chce odstraszy?, co chwila brz?kaj?c kajdany,
Kt?rymi r?ce zwi?za? nam los op?akany.
Nie wiemy sami, co si? w sercach naszych dzieje.

Jest?e to b?l? lub rozkosz? Gdy czuj? ?ci?nienia
Twych d?oni, kiedy z ustek zachwyc? p?omienia,
Luba! czy? mog? temu da? imi? cierpienia?

Ale kiedy si? ?zami nasze lica zrosz?,
Gdy si? ostatki ?ycia w westchnieniach unosz?,
Luba! czyli? to mog? nazywa? rozkosz??

VI RANEK I WIECZ?R

S?o?ce b?yszczy na wschodzie w chmur ognistych
A na zachodzie ksi??yc blade lice mroczy,
R??a za s?o?cem p?czki rozwinione toczy,
Fijo?ek kl?czy zgi?ty pod kroplami ranku.

Laura b?ysn??a w oknie, ukl?k?em na ganku;
Ona muskaj?c sploty swych z?otych warkoczy:
"Czemu - rzek?a - tak rano smutne macie oczy,
I miesi?c, i fijo?ek, i ty, m?j kochanku?"

W wiecz?r przyszed?em nowym bawi? si? widokiem;
Wraca ksi??yc, twarz jego pe?na i rumiana,
Fijo?ek podni?s? listki otrze?wione mrokiem.

Znowu stan??a w oknie moja, ukochana,
W pi?kniejszym jeszcze stroju i z weselszym okien
Znowu u n?g jej kl?cz? - tak smutny jak z rana.

VII Z PETRARKI

Senuccio i'vo'che sappi.

Chcecie wiedzie?, co cierpi?, r?wiennicy moi?
Odmaluj? najwierniej, ile pi?ro zdo?a.
Mary ja dot?d po?r?d pami?tek ko?cio?a
My?l? goni? i duch m?j o przesz?o?ci roi.

Tu zwyk?a igra?, ?wdzie zamy?lona stoi,
Tam z niech?ci? twarz kry?a, tu mi? okiem wo?a,
Tu gniewna, tam pos?pna, tu znowu weso?a,
Tu swe lica w ?agodno??, tu w powag? stroi.

Tam piosenk? nuci?a, tu mi d?o? ?cisn??a,
Tu usiad?a, tam naszej rozmowy pocz?tek.
St?d bieg?a, tu na piasku imi? moje kry?li,

Tam s??wko powiedzia?a, ta z cicha westchn??a,
Tam si? zarumieni?a - ach! ?r?d tych pami?tek
Wiecznie miota si? serce i pl?cz? si? my?li.

VIII DO NIEMNA

Niemnie, domowa rzeko moja! gdzie s? wody,
Kt?re niegdy? czerpa?em w niemowl?ce d?onie,
Na kt?rych potem w dzikie p?ywa?em ustronie,
Sercu niespokojnemu szukaj?c och?ody?

Tu Laura, patrz?c z chlub? na cie? swej urody,
Lubi?a w?os zaplata? i zakwieca? skronie,
Tu obraz jej malowny w srebrnej fali ?onie
?zami nieraz m?ci?em, zapaleniec m?ody.

Niemnie, domowa rzeko, gdzie? s? tamte zdroje,
A z nimi tyle szcz??cia, nadziei tak wiele?
K?dy jest mi?e latek, dziecinnych wesele?

Gdzie milsze burzliwego wieku niepokoje?
K?dy jest Laura moja, gdzie s? przyjaciele?
Wszystko przesz?o, a czemu? nie przejd? ?zy moje!

IX STRZELEC

Widzia?em, jak dzie? ca?y po?r?d letniej spieki
B??ka? si? strzelec m?ody; stan?? nad strumieniem,
D?ugo pogl?da? wko?o i rzecze z westchnieniem:
"Chc? j? widzie?, nim kraj ten opuszcz? na wieki,

"Chc? widzie? nie widziany". Wtem leci zza rzeki
Konna ?owczyni strojna Dyjany odzieniem,
Wstrzymuje konia, staje, zwraca si? wejrzeniem:
Zapewne jecha? za ni? towarzysz daleki.

Strzelec cofn?? si?, zadr?a? i oczy Kaima
Zataczaj?c po drodze, gorzko si? u?miecha?,
Dr??c? r?k? bro? nabi?, d?sa si? i z?yma,

Odszed? nieco, jakoby swej my?li zaniecha?.
Wtem dojrza? mg?? kurzawy; wzniesion? bro? trzyma,
Bierze na cel, mg?a bli?ej - lecz nikt nie nadjecha?.

X B?OGOS?AWIE?STWO

Z Petrarki

B?ogos?awiony rok ?w, miesi?c i niedziela,
I dzie? ?w, i dnia cz?stka, i owa godzin?,
I chwila, i to miejsce, gdzie moja dziewczyna
Uczucia mi natchn??a, cho? ich nie podziela.

B?ogos?awione oczki blasku i wesela,
Sk?d amorek wygl?da i ?uczek napina,
B?ogos?awiony ?uczek, strza?ki i ch?opczyna,
Co do mnie w?wczas strzeli?, ach t i dot?d strzela.

B?ogos?awi? ci, pierwsza piosnko nieuczona,
Kt?r? odbi?y lasy domowe i rzeki,
Kt?r? potem ojczysta powtarza?a strona.

B?ogos?awi? ci, pi?ro, kt?rym w czas daleki
Ws?awi?em J?, i moj? pier? b?ogos?awiona,
W kt?rej Laura mieszka?a i mieszka na wieki.

XI REZYGNACJA

Nieszcz??liwy, kto pr??no o wzajemno?? wo?a,
Nieszcz??liwszy jest, kogo pr??ne serce nudzi,
Lecz ten u mnie ze wszystkich nieszcz??liwszy ludzi,
Kto nie kocha, ?e kocha?, zapomnie? nie zdo?a.

Widz?c jaskrawe oczy i bezwstydne czo?a,
Pami?tkami zatruwa rozkosz, co go ?udzi;
A je?li wdzi?k i cnota czucie w nim obudzi,
Nie ?mie z przekwit?ym sercem i?? do st?p anio?a.

Albo drugimi gardzi, albo siebie wini,
Minie ziemiank?, z drogi ust?pi bogini,
A na obiedwie patrz?c ?egna si? z nadziej?.

I serce ma podobne do dawnej ?wi?tyni,
Spustosza?ej niepog?d i czas?w kolej?,
Gdzie b?stwo nie chce mieszka?, a ludzie nie ?miej?.

XII DO ***

Patrzysz mi w oczy, wzdychasz; zgubna twa prostota!
L?kaj si? jadu, kt?ry w oczach ?mii p?onie,
Uciekaj, nim ci? oddech zatruty owionie,
Je?li nie chcesz, kl?? reszty twojego ?ywota.

Szczero??, jeszcze mi jedna pozosta?? cnota;
Wiedz, ?e niegodny ogie? zapalasz w mym ?onie;
Lecz umiem ?y? samotny - i po c?? przy zgonie
Ma si? wik?a? w me losy niewinna istota?

Lubi? rozkosz, lecz zwodzi? nadto jestem dumny
Ty? dziecko, mnie nami?tne przepali?y bole;
Ty? szcz??liwa, twe miejsce w biesiadnik?w kole,

Moje, gdzie s? przesz?o?ci sm?tarze i trumny.
M?ody bluszczu; zielone obwijaj topole,
Zostaw cierniom grobowe otacza? kolumny.

XIII

Pierwszy raz jam niewolnik z mojej rad niewoli:
Patrz? na ciebie, z czo?a nie znika pogoda;
My?l? o tobie, z my?li nie znika swobod?;
Kocham ciebie, a przecie? serce mi nie boli.

Nieraz bra?em za szcz??cie chwileczk? swawoli,
Nieraz mi? ob??ka?a wyobra?ni? m?oda
Albo s??wka zdradliwe i wdzi?czna uroda,
Lecz wtenczas i rozkosznej z?orzeczy?em doli.

Nawet ow?, gdy ow? kocha?em niebiank?,
Ile? ?ez, jaki zapa?, jaka niegdy? trwoga,
I ?al teraz na sam? imienia jej wzmiank?.

Z tob? tylko szcz??liwy, z tob?, moja droga!
Bogu chwa?a, ?e tak? zdarzy? mi kochank?,
I kochance, ?e uczy chwali? Pana Boga.

XIV

Luba! ja wzdycham, pami?? niebieskiej pieszczoty
Truj? mi okropnego rozmy?lania chwile.
Ach! mo?e serce twoje, co cierpia?o tyle,
Mo?e, boj? si? wyrzec, pustosz? zgryzoty.

Luba, i co?e? winna, ?e twych ocz?t groty
Tak pal?ce, ?e usta ?miej? si? tak mile?
Zbyt ufa?a? mej cnocie, zbyt swej w?asnej sile,
I nazbyt ognia Stw?rca wla? w nasze istoty.

Przewalczyli?my wiele i dni, i tygodni,
M?odzi, zawsze samotni, zawsze z sob? w parze,
I byli?my oboje d?ugo siebie godni.

Teraz, ach! p?jd? ?zami oblewa? o?tarze,
Nie b?d? mojej ?ebra? przebaczenia zbrodni,
Tylko niech mi? B?g twoj? zgryzot? nie karze.

XV DZIE?DOBRY

Dzie?dobry! nie ?miem budzi?, o wdzi?czny widoku!
Jej duch na po?y w rajskie wzlecia? okolice,
Na po?y zosta? boskie o?ywiaj?c lice,
Jak s?o?ce na p?? w niebie, p?? w srebrnym ob?oku.

Dzie?dobry! ju? westchn??a, b?ysn?? promyk w oku,
Dzie?dobry! ju? obra?a ?wiat?o?? twe ?renice
Naprzykrzaj? si? ustom muchy swawolnice,
Dzie?dobry! s?o?ce w oknach, ja przy twoim boku.

Nios?em s?odszy dzie?dobry, lecz twe senne wdzi?ki
Odebra?y mi ?mia?o??; niech si? wprz?dy dowiem:
Z ?askawym wstajesz sercem? z orze?wionym zdrowiem?

Dzie?dobry! nie pozwalasz uca?owa? r?ki?
Ka?esz odej??, odchodz?: oto masz sukienki,
Ubierz si? i wyjd? pr?dko - dzie?dobry ci powiem.

XVI DOBRANOC

Dobranoc! ju? dzi? wi?cej nie b?dziem bawili,
Niech snu anio? modrymi skrzyd?y ci? otoczy;
Dobranoc! niech odpoczn? po ?zach twoje oczy;
Dobranoc! niech si? serce pokojem zasili.

Dobranoc! z ka?dej ze mn? przem?wionej chwili
Niech zostanie d?wi?k jaki? cichy i uroczy,
Niechaj gra w twoim uchu, a gdy my?l zamroczy,
Niech si? m?j obraz sennym ?renicom przymili.

Dobranoc! obr?? jeszcze raz na mnie ocz?ta,
Pozw?l lica. - Dobranoc! - Chcesz na s?ugi klasn???
Daj mi pier? uca?owa?. - Dobranoc! zapi?ta.

- Dobranoc! ju? uciek?a? i drzwi chcesz zatrzasn??.
Dobranoc ci przez klamk? - niestety! zamkni?ta!
Powtarzaj?c: dobranoc! nie d??bym ci zasn??.

Jak w t? chwil?, wieczornym o?mielony cieniem;

XVII DOBRYWIECZ?R

Dobrywiecz?r! on dla mnie najs?odszym ?yczeniem;
Nigdy, czy to przed noc? dzieli nas zapora,
Czyli mi? ranna znowu przywo?uje pora,
Nie ?egnam si?, ni witam z takim zachwyceniem,

Jak w tg chwil?, wieczornym o?mielony cieniem;
Ty nawet, milcze? rada i p?oni? si? skora,
Gdy us?yszysz ?yczenie dobrego wieczora,
?ywszym okiem, g?o?niejszym rozmawiasz westchnieniem.

Niechaj dzie?dobry wschodzi tym, co spo?em ?yj?,
Obja?nia? prac?, kt?ra ich r?ce jednoczy;
Dobranoc niech szcz??liwych kochank?w otoczy,

Gdy z rozkoszy kielicha trosk os?od? pij?;
A tym, co si? kochaj? i sw? mi?o?? kryj?,
Dobrywiecz?r niech przy?mi zbyt wymowne oczy.

XVIII DO D.D. - WIZYTA

Ledwie wnijd?, s??w kilka przem?wi? z ni? sam?:
Ju?ci dzwonek przera??, wpada galonowy,
Za nim wizyta, za ni? uk?ony, rozmowy,
Ledwie wizyta z bramy, ju? druga za bram?.

Gdybym m?g?, progi wilcz? otoczy?bym jam?,
Stawi?bym lisie pastki, kolczate okowy,
A je?li nie do?? broni?, uciec bym gotowy
Na tamten ?wiat, stygow? zas?oni? si? tam?.

O przekl?ty nudziarzu! ja licz? minuty,
Jak zbrodniarz, co go czeka ostatnia katusza:
Ty pleciesz b?ahe dzieje wczorajszej reduty.

Ju? bierzesz r?kawiczki, szukasz kapelusza,
Teraz odetchn? nieco, wst?pi we mnie dusza...
O bogi! znowu siada, ,siedzi jak przykuty!

XIX DO WIZYTUJ?CYCH

Pragniesz mi?ym by? go?ciem, czytaj rady moje:
Nie do?? wszed?szy donosi?, o czym wszyscy wiedz?,
?e dzisiaj tam walcuj?, ?wdzie obiad jedz?,
Zbo?e tanie, deszcz pada, w Grecyi rozboje.

Je?li w salonie znajdziesz bawi?cych si? dwoje,
Zwa?aj, czy ci? z uk?onem, z rozmow? uprzedz?,
Czyli daleko jedno od drugiego siedz?,
Czy wszystko jest na miejscu, czy w porz?dku stroje.

Je?li pani co wyraz za?mia? si? gotowa,
Cho? usta ?mia? si? nie chc?; je?li panicz z boku
Pogl?da i zegarek dobywa i chowa,

I grzeczno?? ma na ustach, a co? z?ego w oku:
Wiesz, jak ich trzeba wita?? - Bywaj zdr?w, b?d? zdrowa.
A kiedy ich masz znowu odwiedzi?? - Po roku.

XX PO?EGNANIE - DO D. D.

Odpychasz mi?? - czym twoje serce ju? postrada??
Lecz jam go nigdy nie mia?; -- czyli broni cnota?
Lecz ty pie?cisz innego; - czy ?e nie dam z?ota?
Lecz jam go wprz?dy nie da?, a ciebie posiada?.

I nie darmo; cho? skarb?w przed tob?m nie sk?ada?,
Ale mi drogo ka?da kupiona pieszczota,
Na wag? duszy mojej, pokojem ?ywota;
Dlaczego? mi? odpychasz? - nadaremniem bada?.

Dzi? odkrywam ?akomstwo nowe w sercu twojem:
Pochwalnych wierszy chcia?a?; marny pochwa? dymie!
Dla nich wi?c igrasz z bli?nich szcz??ciem i pokojem?

Nie kupi? Muzy! W ka?dym ?lizga?em si? rymie,
Gdym szed? na Parnas z lauru wie?czy? ci? zawojem,
I ten wiersz wraz mi stwardnia?, ?em wspomnia? twe imi?.

XXI DANAIDY

P?ci pi?kna! gdzie wiek z?oty, gdy za polne kwiaty,
Za haftowane k?osem majowe sukienki,
Kupowano panie?skie serduszka i wdzi?ki,
Gdy do lubej go??bia posy?ano w swaty?

Dzisiaj wieki s? ta?sze, a dro?sze zap?aty.
Ta, kt?rej z?oto daj?, prosi o piosenki;
Ta, kt?rej serce daj?, ??da?a mej r?ki;
Ta, kt?r? opiewa?em, pyta, czym bogaty.

Danaidy! rzuca?em w bezde? waszej ch?ci
Dary, pie?ni i we ?zach roztopion? dusz?;
Dzi? z hojnego jam sk?py, z czu?ego szyderca.

A cho? mi? dot?d jeszcze nadobna twarz n?ci,
Cho? jeszcze was opiewa? i obdarza? musz?,
Lecz dawniej wszystko da?bym, dzi? wszystko - pr?cz serca.

XXII EKSKUZA

Nuci?em o mi?ostkach w r?wiennik?w t?umie;
Jedni mi? pochwalili, a drudzy szeptali:
"Ten wieszcz kocha si? tylko, m?czy si? i ?ali,
Nic innego nie czuje lub ?piewa? nie umie.

"W dojrzalsze wchodz?c lata, przy starszym rozumie,
Czemu serce p?omykiem tak dziecinnym pali?
Czyli? mu na to wieszczy g?os bogowie dali,
Aby o sobie tylko w ka?dej nuci? dumie?"

Wielkomy?lna przestroga! - wnet z g?rnymi duchy
Alcejski chwytam bardon, i strojem Ursyna
Ledwiem zacz?? przegrywa?, a? ca?a dru?yna

Rozpierzch?a si? unosz?c zadziwione s?uchy;
Zrywam struny i w Let? ciskam bardon g?uchy.
Taki wieszcz jaki s?uchacz.