Potocki J. R?KOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE (25)

Dzie? dwudziesty drugi
Wyruszyli?my w drog? do?? wcze?nie i ujechawszy blisko dwie mile, ujrzeli?my ?yda, kt?ry, nie ka??c sobie powtarza? rozkazu, wsun?? si? mi?dzy mego konia i mu?a Velasquezowego i zacz?? w te s?owa:
DALSZY CI?G HISTORII ?YDA WIECZNEGO TU?ACZA
Kleopatra, zostawszy ma??onk? Antoniusza, poj??a, ?e dla zachowania jego serca wypada jej odgrywa? rol? raczej Fryny ni? Artemizji, czyli, wyra?niej m?wi?c, kobieta ta posiada?a dziwn? ?atwo?? przechodzenia z charakteru zalotnicy do obej?cia czu?ej, a nawet wiernej ma??onki. Wiedzia?a, ?e Antoniusz z nami?tno?ci? oddaje si? rozkoszy, niewyczerpanymi wi?c wynalazkami zalotno?ci stara?a si? go do siebie przywi?za?.
Wnet dw?r j?? na?ladowa? kr?lewsk? par?, miasto na?ladowa?o dw?r, nast?pnie ca?y kraj poszed? za miastem, tak ?e wkr?tce Egipt sta? si? wielk? widowni? wszetecze?stwa. Bezwstyd ten dosta? si? nawet do niekt?rych osad ?ydowskich.
M?j dziad by?by ju? od dawna przeni?s? si? do Jerozolimy, ale Partowie w?a?nie zdobyli miasto i wyp?dzili Heroda, wnuka Antypasowego, kt?rego p??niej Marek Antoniusz ustanowi? kr?lem nad Jude?. Dziad m?j, zmuszony do pozostania w Egipcie, sam nie wiedzia?, dok?d ma si? schroni?, gdy? jezioro Mareotis, pokryte gondolami, dzie? i noc przedstawia?o najbardziej gorsz?ce widowiska. Nareszcie, zniecierpliwiony, kaza? zamurowa? okna wychodz?ce na jezioro i zamkn?? si? u siebie ze swoj? ?on? Mele? i synem, kt?rego nazwa? Mardochejem. Drzwi jego otwiera?y si? tylko dla wiernego przyjaciela, Delliusa. Tym sposobem up?yn??o kilka lat, podczas kt?rych Herod zosta? mianowany kr?lem Judei i m?j dziad znowu wr?ci? do swego zamiaru osiedlenia si? w Jerozolimie.
Pewnego dnia Dellius przyszed? do mego dziada i rzek?:
- Kochany przyjacielu, Antoniusz i Kleopatra wysy?aj? mnie do Jerozolimy, przychodz? wi?c zapyta? ci?, czy nie chcesz da? mi jakich polece?. Przy tym prosz? ci? o pismo do twego te?cia Hillela; pragn? by? jego go?ciem, chocia? przekonany jestem, ?e b?d? chcieli mnie zatrzyma? na dworze i nie pozwol?, abym obra? mieszkanie u prywatnego cz?owieka.
M?j dziad, widz?c cz?owieka jad?cego do Jerozolimy, zala? si? rzewnymi ?zami. Da? Delliusowi list do swego te?cia i powierzy? mu dwadzie?cia tysi?cy darejk?w, kt?re przeznacza? na zakupienie najwspanialszego domu w ca?ym mie?cie.
W trzy tygodnie potem Dellius powr?ci? i zaraz dat zna? o sobie memu dziadowi, uprzedzaj?c go, ?e dla wa?nych spraw dworskich b?dzie m?g? odwiedzi? go dopiero za pi?? dni. Po up?ywie tego czasu przyby? i rzek?:
- Przede wszystkim oddaj? ci kontrakt kupna wspania?ego domu, kt?ry naby?em od twego w?asnego te?cia. S?dziowie opatrzyli to pismo swymi piecz?ciami i pod tym wzgl?dem mo?esz by? zupe?nie spokojny. Oto jest list od samego Hillela, kt?ry b?dzie mieszka? w domu do chwili twego przybycia i za ten czas zap?aci ci komorne. Co do szczeg???w mojej podr??y, wyznam ci, ?e nies?ychanie jestem z niej zadowolony. Heroda nie by?o w Jerozolimie, zasta?em tylko jego ?wiekr?, Aleksandr?, kt?ra pozwoli?a mi wieczerza? ze swymi dzie?mi, Mariamn?, ma??onk? Heroda, i m?odym Arystobulem, kt?rego przeznaczano na arcykap?ana, ale kt?ry musia? ust?pi? miejsca jakiemu? cz?owiekowi z najni?szej klasy ludu. Nie mog? ci wypowiedzie?, do jakiego stopnia by?em zachwycony pi?kno?ci? tych dwojga m?odych ludzi. Arystobul zw?aszcza wygl?da jak p??bo?ek zst?puj?cy na ziemi?. Wyobra? sobie g?ow? najpi?kniejszej kobiety na ramionach na j kszta?tniejszego m??czyzny. Poniewa? od czasu mego powrotu o nich tylko m?wi?. Antoniusz przeto powzi?? zamiar sprowadzenia obojga na sw?j dw?r.
- Zapewne - rzek?a Kleopatra - radz? ci, aby? to uczyni?, sprowad? tu ?on? kr?la judzkiego, a nazajutrz Partowie rozgoszcz? si? w samym ?rodku rzymskich prowincji.
- W takim razie - odpar? Antoniusz - po?lijmy przynajmniej po jej brata. Je?eli prawda, ?e m?odzieniec ten jest tak powabny, mianujemy go naszym podczaszym. Wiesz, jak nie cierpi? ko?o siebie niewolnik?w i rad bym, aby moi paziowie nale?eli do pierwszych rodzin rzymskich, je?eli ju? brakuje syn?w kr?l?w barbarzy?skich.
- Nic nie mam przeciwko temu - odpowiedzia?a Kleopatra - po?lijmy wi?c po Arystobula.
- Bo?e Izraela i Jakuba - zawo?a? m?j dziad - mam?e wierzy? moim uszom? Asmonejczyk, czysta krew Machabeusz?w. nast?pca Aarona - paziem u Antoniusza. nieobrzeza?ca, oddanego wszelkiego rodzaju rozpu?cie? O Delliusie. za d?ugo ?y?em na ?wiecie; rozedr? moje szaty, odziej? si? workiem i g?ow? posypi? popio?em.
M?j dziad uczyni?; jak rzek?. Zamkn?? si? u siebie, op?akuj?c nieszcz??cia Syjonu i ?ywi?c si? w?asnymi tylko ?zami. Zapewne by?by upad? pod brzemieniem tych cios?w, gdyby po kilku tygodniach Dellius nie by? zapuka? do drzwi, m?wi?c:
- Arystobul ju? nie b?dzie paziem Antoniusza, Herod po?wi?ci? go na wielkiego kap?ana. Natenczas dziad m?j otworzy? drzwi, pocieszy? si? t? nowin? i wr?ci? znowu do dawnego trybu rodzinnego ?ycia.
Wkr?tce potem Antoniusz wyjecha? do Armenii wraz z Kleopatr?, kt?ra uda?a si? w t? podr?? w celu zagarni?cia Arabii Skalistej i Judei. Dellius nale?a? tak?e do podr??y i za powrotem opowiedzia? memu dziadowi wszystkie szczeg??y. Herod kaza? uwi?zi? Aleksandr? w jej pa?acu za to, ?e chcia?a uciec wraz ze swym synem do Kleopatry, kt?ra by?a nies?ychanie ciekawa pozna? zachwycaj?cego arcykap?ana. Niejaki Kubion odkry? ten zamiar i Herod kaza? utopi? Arystobula w k?pieli. Kleopatra dopomina?a si? o zemst?, ale Antoniusz odpowiedzia?, ?e ka?dy kr?l jest panem u siebie. Wszelako dla uspokojenia Kleopatry darowa? jej kilka miast nale??cych do Heroda.
- Nast?pnie - doda? Dellius - zasz?y inne znowu wypadki. Herod wydzier?awi? od Kleopatry wydarte mu przez ni? kraje. Dla za?atwienia tych spraw udali?my si? do Jerozolimy. Nasza kr?lowa chcia?a nieco przyspieszy? ugod?, ale c??, kiedy na nieszcz??cie Kleopatra ma ju? trzydzie?ci pi?? lat, Herod za? do szale?stwa kocha si? w swojej dwudziestoletniej Mariamnie. Zamiast wdzi?cznie odpowiedzie? na te zaloty, zebra? rad? i wni?s? zamiar uduszenia Kleopatry zar?czaj?c, ?e Antoniusz jest ju? ni? znudzony i bynajmniej o to gniewa? si? nie b?dzie. Wszelako rada prze?o?y?a mu, ?e jakkolwiek Antoniusz w duchu by?by z tego zadowolony, atoli nie opu?ci sposobno?ci pomszczenia si?;
jako? w istocie, rada mia?a s?uszno??. Powr?ciwszy do domu, znowu zastali?my niespodziewane nowiny. Oskar?ono Kleopatr? w Rzymie o oczarowanie Antoniusza. Sprawa nie jest jeszcze wytoczona, ale niebawem si? rozpocznie. C?? powiesz na to wszystko, drogi przyjacielu? Czy trwasz jeszcze w zamiarze przesiedlenia si? do Jerozolimy?
- Byle nie w tej chwili - odrzek? m?j dziad. - Nie umia?bym ukry? mego przywi?zania do krwi Machabeusz?w; z drugiej za? strony jestem przekonany, ?e Herod niczego nie zaniedba, by wygubi? jednego po drugim wszystkich Asmonejczyk?w.
- Poniewa? chcesz tu pozosta? - rzek? Dellius - przeto daj mi w twoim domu schronienie. Od wczoraj porzuci?em dw?r. Zamkniemy si? razem i wtedy dopiero poka?emy si? na ?wiat, gdy ca?y kraj stanie si? prowincj? rzymsk?, co wkr?tce zapewne nast?pi. Maj?tek m?j, sk?adaj?cy si? z trzydziestu tysi?cy darejk?w, odda?em w r?ce twego te?cia, kt?ry poleci? mi wr?czy? ci komorne z twego domu.
Dziad m?j z rado?ci? przyj?? zamiar swego przyjaciela i odsun?? si? od ?wiata bardziej ni? kiedykolwiek. Dellius wychodzi? czasami, przynosi? nowiny z miasta, przez reszt? za? czasu wyk?ada? literatur? greck? m?odemu Mardochejowi, kt?ry p??niej sta? si? moim ojcem. Cz?sto tak?e czytano Bibli?, dziad m?j bowiem koniecznie pragn?? nawr?ci? Delliusa. Wiecie dobrze, jak sko?czyli Kleopatra i Antoniusz. Zgodnie z przepowiedni? Delliusa zamieniono Egipt w prowincj? rzymsk?, w naszym jednak domu odosobnienie tak dalece wesz?o w zwyczaj, ?e wypadki polityczne nie przynosi?y ?adnej odmiany w dotychczasowym sposobie ?ycia.
?r?d tego nie zbywa?o na ci?g?ych nowinach z Palestyny: Herod, kt?ry, zdawa?o si?, ?e upadnie razem z opiekunem swoim, Antoniuszem, znalaz? ?ask? u Augusta. Odzyska? utracone kraje, zdoby? wiele nowych, przyszed? do posiadania wojska, skarbu, niezmiernych zapas?w zbo?a, tak ?e zaczynano go ju? nazywa? Wielkim. W istocie mo?na by je?eli nie wielkim, to przynajmniej mianowa? go szcz??liwym, gdyby k??tnie familijne nie by?y przy?mi?y blasku tak ?wietnego przeznaczenia.
Jak tylko spokojno?? ustali?a si? w Palestynie, m?j dziad powr?ci? do zamiaru przesiedlenia si? tam wraz ze swoim drogim Mardochejem, kt?ry liczy? w?wczas trzynasty rok ?ycia. Dellius tak?e szczerze przywi?za? si? do swego ucznia i wcale nie chcia? go odst?powa?, gdy nagle przyby? z Jerozolimy ?yd z listem zawieraj?cym nast?puj?ce wyrazy.
Rabbi Sedekias, syn Hillela, niegodny grzesznik i ostatni ze ?wi?tego Sanhedrynu faryzeusz?w, Hiskia-sowi, ma??onkowi siostry jego Melei, pozdrowienie. Zaraza, jak? grzechy Izraela ?ci?gn??y na Jerozolim?, zabra?a mego ojca i starszych moich braci. S? oni w tej chwili na ?onie Abrahama i uczestnicz? w nie?miertelnej jego chwale. Oby niebo wyt?pi?o saduceusz?w i tych wszystkich, kt?rzy nie wierz? w zmartwychwstanie. By?bym niegodny nazwiska faryzeusza, gdybym ?mia? splami? r?ce przyw?aszczeniem cudzego dobra. Dlatego wi?c pilnie szuka?em, azali ojciec m?j nie pozosta? komu winnym, us?yszawszy za?, ?e dom, kt?ry zajmowali?my w Jerozolimie, przez jaki? czas nale?a? do ciebie, uda?em si? do s?dzi?w, ale nie wynalaz?em u nich nic takiego, co by ten domys? potwierdzi? mog?o. Dom bez zaprzeczenia do mnie nale?y. Oby niebo pot?pi?o z?ych. Nie jestem saduceuszem.
Odkry?em tak?e, ?e pewien nieobrzezaniec, nazwiskiem Dellius, umie?ci? by? niegdy? u mojego ojca trzydzie?ci tysi?cy darejk?w, na szcz??cie jednak znalaz?em, wprawdzie nieco zamazany, papier, kt?ry, jak mniemam, musi by? pokwitowaniem rzeczonego Delliusa.
Zreszt? cz?owiek ten by? stronnikiem Mariamny i brata jej Arystobula, a tym samym nieprzyjacielem naszego wielkiego kr?la. Oby niebo go pot?pi?o wraz z wszystkimi z?ymi i saduceuszami.
Bywaj zdr?w, kochany bracie, u?ciskaj ode mnie moj? drog? siostr? Mele?. Chocia? by?em bardzo m?ody, gdy j? po?lubi?e?, atoli zachowuj? j? zawsze w mym sercu. Zdaje mi si?, ?e posag, jaki wnios?a w tw?j dom, przewy?sza nieco cz??? na ni? przypadaj?ca, atoli pom?wimy o tym kiedy indziej. B?d? zdr?w, kochany bracie! oby niebo mog?o wykierowa? ci? na prawdziwego faryzeusza.
Dziad m?j i Dellius d?ugo spogl?dali po sobie z zadziwieniem, nareszcie ten ostatni pierwszy przerwa? milczenie i rzek?:
- Ot?? to s? skutki od??czenia si? od ?wiata. Cieszymy si? nadziej? spokoju, gdy tymczasem los zrz?dza inaczej. Ludzie uwa?aj? ci? za umar?e drzewo, kt?re, stosownie do woli, mog? ogo?oci? lub wykorzeni?, za robaka, kt?rego wolno im zdepta?, s?owem, za nieu?yteczny ci??ar na ziemi. Na tym ?wiecie trzeba by? m?otem albo kowad?em, bi? lub ulega?. ?y?em w stosunkach przyjacielskich z kilku rzymskimi prefektami, kt?rzy przeszli na stron? Oktawiana, i gdybym nie by? ich zaniedba?, nie ?miano by dzi? mnie krzywdzi?. Ale by?em znudzony ?wiatem, opu?ci?em go wi?c, aby ?y? z cnotliwym przyjacielem, gdy oto zjawia si? jaki? faryzeusz z Jerozolimy, wydziera mi moje dobro i m?wi, ?e ma zamazany papier, kt?ry uwa?a za moje pokwitowanie. Dla ciebie strata nie jest tak wa?na, dom w Jerozolimie stanowi? zaledwie czwart? cz??? twego maj?tku, ale ja od razu straci?em wszystko i, b?d? co b?d?, sam udam si? do Palestyny.
Na te s?owa nadesz?a Melea. Uwiadomiono j? o ?mierci ojca i dw?ch starszych braci i zarazem opowiedziano niegodny post?pek brata jej, Sedekiasa. Wra?enia odbierane w samotno?ci s? zwykle nader silne. Do zmartwienia biednej do??czy?a si? jaka? nieznana choroba, kt?ra w przeci?gu sze?ciu miesi?cy zaprowadzi?a j? do grobu.
Dellius w?a?nie wybiera? si? do Judei, gdy wtem pewnego wieczora, wracaj?c pieszo przez przedmie?cie Rakotis, zosta? pchni?ty no?em w piersi. Odwr?ci? si? i pozna? tego samego ?yda, kt?ry przyni?s? list od Sedekiasa. D?ugo leczy? si? z tej rany, gdy za? wyzdrowia?, odesz?a mu ch?? podr??y do Palestyny. Pragn?? zapewni? sobie wprz?dy opiek? mo?nych i rozmy?la? nad sposobami przypomnienia si? pami?ci dawnych swoich opiekun?w. Ale August mia? tak?e zasad? zostawiania kr?l?w samow?adcami w ich pa?stwach, trzeba wi?c by?o wywiedzie? si?. jak Herod jest usposobiony dla Sedekiasa, i w tym celu postanowiono wys?a? na zwiady do Jerozolimy cz?owieka wiernego i poj?tnego.
Po dw?ch miesi?cach pos?aniec wr?ci? donosz?c, ?e szcz??cie Heroda z ka?dym dniem wzrasta i ?e zr?czny ten monarcha zjednywa sobie zar?wno Rzymian jak ?yd?w, gdy? wznosz?c pos?gi Augustowi, og?asza zarazem zamiar odbudowania ?wi?tyni jerozolimskiej pod?ug daleko wspanialszego planu, co tak dalece zachwyca lud, ?e niekt?rzy pochlebcy zawczasu ju? okrzykuj? go Mesjaszem, zapowiedzianym przez prorok?w.
Odg?os ten - m?wi? pos?aniec - nies?ychanie podoba? si? na dworze i utworzy? ju? sekt?. Nowych sekciarzy nazywaj? herodianami, na ich czele za? stoi Sedekias.
Pojmujecie, ?e wie?ci te mocno zastanowi?y mego dziada i Delliusa; ale zanim dalej p?jd?, musz? wam powiedzie?, co nasi prorocy m?wili o Mesjaszu.
Wyrzek?szy te s?owa, ?yd Wieczny Tu?acz nagle zamilk? i spojrzawszy na kabalist? wzrokiem pe?nym wzgardy, rzek?:
- Synu nieczysty Mamuna, pot??niejszy od ciebie adept wzywa mnie na wierzcho?ek Atlasu. Bywaj zdr?w!
- K?amiesz - przerwa? kabalista - ja mam sto razy wi?cej w?adzy od szejka Tarudantu.
- Straci?e? twoj? w?adz? w Venta Quemada - rzek? ?yd spiesznie uchodz?c, tak ?e wkr?tce stracili?my go z oczu.
Kabalista zmiesza? si? cokolwiek, ale zastanowiwszy si? przez chwil?, rzek?:
- Upewniam was, ?e zuchwalec nie ma poj?cia o po?owie formu? b?d?cych w mojej mocy i ?e dopiero pozna je swoim kosztem. Ale m?wmy o czym innym. Senor Velasquez, czy dobrze ?ledzi?e? tok ca?ego jego opowiadania?
- Bez w?tpienia - odpowiedzia? geometra - bacznie przys?uchiwa?em si? jego s?owom i znajduj?, ?e wszystko, co m?wi?, zupe?nie zgadza si? z histori?. Tertulian wspomina o sekcie herodian.
- By??eby? senor r?wnie bieg?y w historii jak w matematyce? - przerwa? kabalista.
- Niezupe?nie - rzek? Velasquez - wszelako, jak wam to ju? m?wi?em, ojciec m?j, kt?ry do wszystkiego stosowa? obliczenia matematyczne, s?dzi?, ?e mo?na je tak?e u?y? do nauki historii, mianowicie za? do oznaczania, w jakim stosunku prawdopodobie?stwa stoj? zasz?e wypadki do tych, kt?re mog?y zaj??. Dalej nawet posuwa? swoj? teori?, s?dzi? bowiem, ?e mo?na wyobra?a? czyny i nami?tno?ci ludzkie za pomoc? figur geometrycznych.
Dla wyra?niejszego poj?cia podam wam przyk?ad. Tak m?wi? m?j ojciec: Antoniusz przybywa do Egiptu, miotaj? nim dwie nami?tno?ci: ambicja, prowadz?ca go do panowania, i mi?o??, kt?ra go od niego odci?ga. Przedstawiam dwa te kierunki za pomoc? dw?ch linii AB i AC pod jakimkolwiek k?tem. Linia AB, przedstawiaj?ca mi?o?? Antoniusza do Kleopatry, jest kr?tsza od linii AC, poniewa? Antoniusz mia? w gruncie rzeczy mniej mi?o?ci ni? ambicji. Przypu??my, ?e stosunek jest jak jeden do trzech. Bior? wi?c odcinek AB i przenosz? go trzy razy na lini? AC, po czym dope?niam r?wnoleg?oboku i prowadz? przek?t-ni?, kt?ra przedstawi mi jak najdok?adniej nowy kierunek, sprawiony przez si?y dzia?aj?ce ku B i C. Przek?tnia ta zbli?y si? ku linii AB. je?eli przypu?cimy wi?cej mi?o?ci i przed?u?ymy odcinek AB. Natomiast je?eli przypu?cimy wi?cej mi?o?ci, przek?tnia zbli?y si? ku linii AC. (Gdyby ambicja posiada?a wy??czno??. to kierunek dzia?ania pokrywa?by si? z lini? AC. jak na przyk?ad u Augusta, kt?remu obca by?a mi?o?? i kt?ry dzi?ki temu, cho? obdarzony mniejsz? energi?, o wiele pr?dzej dochodzi? do celu). Poniewa? jednak nami?tno?ci wzrastaj? lub zmniejszaj? si? stopniowo, kszta?t zatem r?wnoleg?oboku r?wnie? musi ulega? odmianom i wtedy koniec wypadaj?cej przek?tni z wolna przechodzi w lini? krzyw?, do kt?rej mo?na by zastosowa? teori? dzisiejszego rachunku r??niczkowego, zwanego dawniej rachunkiem fleksyjnym.
Wprawdzie m?dry dawca mego ?ycia uwa?a? wszystkie te zagadnienia historyczne za przyjemne zabawki, o?ywiaj?ce jednostajno?? jego w?a?ciwych studi?w; poniewa? jednak dok?adno?? rozwi?za? zale?a?a od pewno?ci wiadomych, przeto m?j ojciec, jak to ju? m?wi?em, z gorliw? staranno?ci? zbiera? wszelkie ?r?d?a historyczne. Skarb ten d?ugo by? dla mnie zamkni?ty, podobnie jak ksi??ki geometryczne, ojciec m?j bowiem pragn??, abym umia? tylko saraband?, menueta i inne tym podobne niedorzeczno?ci. Na szcz??cie dosta?em si? do szafy i wtedy dopiero odda?em si? nauce historii.
- Pozw?l, senor Velasquez - rzeki kabalista - abym jeszcze raz wyrazi? m?j podziw, ?e widz? ci? r?wnie bieg?ym w historii jak w matematyce, jedna bowiem z tych nauk zale?y wi?cej od rozwagi, druga za? od pami?ci, tymczasem dwie te w?adze umys?u s? wzgl?dem siebie ca?kiem przeciwne.
- O?mielam si? nie podziela? pa?skiego zdania - odpar? geometra. - Rozwaga dopomaga pami?ci, porz?dkuj?c zebrane przez ni? materia?y, tak ?e w usystematyzowanej pami?ci ka?de poj?cie poprzedza zwykle mo?ebne z niego wnioski. Wszelako nie przecz?, ?e tak pami?? jak rozwaga mog? by? skutecznie zastosowane tylko do pewnej liczby poj??. Ja na przyk?ad wybornie pami?tam wszystko, czego uczy?em sio z nauk ?cis?ych, historii ludzi i natury, podczas gdy z drugiej strony cz?sto zapominam o chwilowych stosunkach z otaczaj?cymi mnie przedmiotami, czyli, wyra?niej m?wi?c, nie widz? rzeczy podpadaj?cych mi pod oczy i nie s?ysz? wyraz?w, kt?re cz?sto krzycz? mi nad uszami. St?d pochodzi, ?e niekt?rzy uwa?aj? mnie za roztargnionego.
- W istocie - rzek? kabalista - pojmuj? teraz, jakim sposobem wpad?e?, senor, na?wczas w wod?.
- Nie ma w?tpliwo?ci - m?wi? dalej Velasquez - ?e sann nie wiem, dlaczego znalaz?em si? w wodzie w chwili, gdy si? tego najmniej spodziewa?em. Wypadek ten jednak mocno mnie cieszy, tym bardziej ?e da? mi sposobno?? ocalenia ?ycia temu szlachetnemu m?odzie?cowi, kt?ry jest kapitanem w gwardii wallo?skiej. Z tym wszystkim rad bym jak najrzadziej oddawa? podobne przys?ugi, gdy? nie znam wra?enia mniej przyjemnego, ni? kiedy cz?owiek na czczo opije si? wody.
Po kilku zdaniach podobnego rodzaju przybyli?my na miejsce noclegu, gdzie zastali?my przyrz?dzon? wieczerz?. Zajadano smacznie, ale rozmowa powoli si? wlok?a, gdy? kabalista zdawa? si? by? zafrasowany. Po wieczerzy brat z siostr? d?ugo mi?dzy sob? rozmawiali. Nie chcia?em im przerywa? i odszed?em do ma?ej jaskini, gdzie przygotowano mi pos?anie.