Goszczy?ski S. ZAMEK KANIOWSKI (1)

CZ??? PIERWSZA

1

Wspania?e zamku kaniowskiego[1] wie?e

Wznosz? si? w chmury jak olbrzyma rami?;

A dzielnej ziemi powiewa z nich znami?,

A wielkich granic twarda ich pier? strze?e

Kani?w, po jarach, g?rach rozpierzchni?ty,

Igra jak dzieci pod piastunki okiem;

Dumne, ?e p?yn? pod olbrzyma bokiem,

Powa?nie kipi? dnieprowych w?d m?ty;

A lasy, ?wie?e jak powab nietkni?ty,

Po g?rach, dzikich jak rozpaczy czo?o,

Rozleg?e brzegi obsiad?y woko?o.

2

Wietrzna, jesienna zawy?a noc z dala,

Warz? si? wiry w zam?conym ?o?u;

Wre chmur k??bami i niebo, jak fala;

Z?o?liwy ob??d[2] igra po rozdro?u.

Podr??ny z cichym szeptaniem pacierza

Mija rozdo?y ?wistaj?ce trzcin?:

W skrwawionych szponach zg?odnia?ego ?wierza

D?awione bydl? poryka dolin?.

Pod szturmem wiatru, co silnie dmie g?r?,

S?ycha? skrzypanie g??wnej szubienicy:

Trup si? ko?ysze - pies wyje ponuro,

?mier? snu osiad?a w zamku okolicy.

Szabl? czasami pobrz?kuj?c krzyw?,

Szyldwach wisielca wzd?u? p?askiego wzg?rza,

Zwijaj?c w?sy, przechadza si? ?ywo:

To cisza nocy w my?lach go ponurza,

To szubienicy skrzypnienie ocuci,

A on wzrok b??dny to na trupa rzuci,

Niby si? jego zatrwo?y? wskrzeszenia -

To jak po ?mia?o?? kieruje spojrzenia,

Gdzie baszt zamkowych opieku?cza gwiazda,

Stra?niczy ogie?, czuwa z wierzchu wie?y.

Szelest po krzakach. Czy ptak pierzchn?? z gniazda?

Co? majaczeje[3], co? po drodze bie?y.

Tfu! W imi? Ojca... To tumany diable.

Po cieniach nocy wszystko si? rozsia?o.

Kozak opatrzy? janczark?4 i szabl?

I dawn? drog? chodzi? dalej ?mia?o.

3

W ?wietle ksi??yca, co wyjrzy czasami,

Mign?? kto? biel? i zagas? tam w krzaku:

I ?piew dziewiczy przelecia? z wiatrami.

Ten ?piew znajomy budzi dreszcz w Kozaku.

Albo? to dziwno, ?e s?owa dziewczyny

(Pozna? j? mo?na po jej mi?ej nucie)

W burzliwym sercu syna Ukrainy

Ockn??y nagle burzliwe uczucie?

Oho - ju? nie ma Kozaka u wzg?rza.

A ksi??yc znowu mg?ami si? zachmurza

I noc mokrymi tumanami bije,

I szubienica skrzypi, i pies wyje,

I po rozdro?u igraj? ba?wany,

I wicher z j?kiem dmie w zamkowe ?ciany.

4

Luba puszczyka siedzi naperzona.

W szczelinie wie?y dawno j?czy ona:

?e miesi?c ?ciemnia?, wiatry na ni? wy?y

I na tak d?ugo odlecia? jej mi?y.

Wszak to lot jego us?ysza?a w g?rze?

Nie; to dziewczyna przychodzi pod wie??,

B??dz?c? r?k? za mury si? bierze,

Pl?tane nogi po?r?d nocy stawia.

"Czy? tu, Nebabo?" -z cichutka przemawia.

"Tu, tu, Orliko!" -szepn?? g?os przy murze.

"O, jak?em rada, ?em wreszcie przy tobie! -

G?o?niej i ?mielej dziewczyna wyrzek?a. -

Jak?e tu ciemno, jak straszno! jak w grobie.

Ch?tnie bym jednak za ka?d? zr?czno?ci?

I do samego ucieka?a piek?a

Przed tego Lacha obrzyd?? mi?o?ci?.

Jak?e tu wietrzno i straszno, i ciemno!

Ale mnie dobrze, skoro jeste? ze mn?!"

Kozak tymczasem uchyli? swej burki

I utulon? do boku przycisn??;

Bo przykry wicher po?r?d mur?w ?wisn??

I mgliste j??y podnosi? si? chmurki.

5

Reszt? rozmowy utaja milczenie.

A i na wie?y mi?e posiedzenie,

Gdy rozkochane zlec? si? puszczyki.[5]

Puszczyk pierwszy

Sk?d ci ten pospiech i weso?e krzyki?

Puszczyk drugi

Patrzaj no, patrzaj, miluchna,

Oczkiem ?ywym jak blask pr?chna;

Patrz no i ?miej si?: bo twe ?miechy mi?e,

Jak tej matki wrzask przestrachu,

Kt?r? niedawno ostrzega?em z dachu,

?e chory jej pieszczoszek zalegnie mogi??!

Jak diabli przy wisielcu snuj? si? orszakiem,

Co oni wyrabiaj? z tym biednym Kozakiem!

Cha, cha, cha!

Ten zmaczanym snopem trzciny

Jak na wszystkie strony macha,

Jakie grube mg?y rozsiewa!

A ten obudza wiatry d?biny,

Jak biega wko?o, ga??ziami smaga;

A ?w mu pomaga,

Jak skrzypi szubienic?! A? prawie wyrywa.

Puszczyk pierwszy

C?? to znaczy?

Puszczyk drugi

Czekaj! widzisz, pod krzakiem co? bia?e majaczy.

To kochanka Kozaka widzie? go przychodzi;

I Kozak wie o niej, lecz go diabe? zwodzi;

Co tu kobiecych snuje si? postaci,

G?os?w podobnych co tu z ka?dej stron;

Patrz! pos?ysza? j?, ujrza?, bie?y rozp?dzony

I z oka traci!

Cha, cha, cha!

Puszczyk pierwszy

C?? to znaczy?

Puszczyk drugi

A tam znowu, na g?rze, patrz! je?dziec majaczy:

Podje?d?a ku szubienicy.

Szyldwach do rusznicy:

Krzemie? klasn??, proch wybuchn??,

Diabe? dmuchn??,

Wszystko z wiatrem ulecia?o:

A przed oczami szyldwacha

Po???cia?o, pociemnia?o

I tysi?c jezdnych doko?a majaczy!

Cha, cha, cha!

Puszczyk pierwszy

C?? to znaczy?

Puszczyk drugi

Aha! ju? Kozak znalaz? dziewic?.

Je?dziec pod szubienic?.

Patrz! trup si? urwa?; patrz, wisi drugi;

Diabe? skory do pos?ugi.

W jakiej si? pysze

Weso?y diabe? ko?ysze,

Jak zabawia towarzysze!

Jakie skoki, jakie ?miechy!

Cha-cha! Chy-chy!

Puszczyk pierwszy

C?? to znaczy?

Puszczyk drugi

Patrz: je?dziec ukrad? trupa i p?dzi przez b?onia,

A? mg?a wstaje z konia;

Ju? ledwie, ledwie majaczy!

Puszczyk pierwszy

C?? to znaczy?

Puszczyk drugi

Otumanili[6] Kozaka,

Poziera spod krzaka:

I szubienica stoi, i diabe? si? chwieje;

Kozak spokojny, a diabe? si? ?mieje!

Puszczyk pierwszy

C?? si? stanie z wisielcem, jak kogut zapieje?

Puszczyk drugi

Par? si? rozwieje.

Puszczyk pierwszy

A jak trupa nie znajdzie, co szyldwacha spotka?

Puszczyk drugi

Zmieni? diab?a raczy.

Puszczyk pierwszy

C?? to wszystko znaczy?

Puszczyk drugi

Szata?ska pustotka!

Cha, cha, cha!

Szyldwach trupa nie ustrzeg?, powiesz? szyldwacha.

6

A tam, u do?u, jakie s?ycha? gwary?

To s?odkie s?owa rozkochanej pary.

"C?? on ci prawi?, moje ty kochanie,

Kiedym was dzisiaj zeszed? niespodzianie?" -

Pyta? Nebaba. "Jego piosnka stara,

Tak ?e ju? teraz i nie zwa?am na ni?:

Jaka szcz??liwa by?aby z nas para,

Jak znakomit? zosta?abym pani?,

Gdybym zechcia?a zosta? rz?dcy ?on?.

Prawi? jak dziecku. Szczeg?lne gadanie!

Jak by mi? wko?o szanowano, czczono!

Potem dw?r jaki, a jakie ubranie!

?e zreszt? w szcz??ciu nie mog? by? takiem,

Cho?by z najpierwszym z??czona Kozakiem."

- "I ty go s?uchasz, kochana Orliko? -

Przerwa? Nebaba, a nag?e przerwanie

Dosy? odkrywa, jak wzmianka o panie

O serce jego odbija si? dziko. -

Lepiej by?oby nie s?ucha?, Orliko!

Jednak ty kochasz tylko mnie samego?"

Tak wrz?ce, nag?e by?y s?owa jego,

?e mi?dzy nimi dosy? czasu minie,

Nim na odpowied? zbierze si? dziewczynie:

"Ach! ty by? mo?e mniej uwierzy? mowie,

Czy ciebie kocham, niechaj ci to powie!"

I poca?unek p?on?cej mi?o?ci

Z?o?y?a, w ogniu, na usta zazdro?ci.

"Orliko, s?uchaj: niech go niebo strze?e,

Kogo postawi piek?o mi?dzy nami!

Jutro, dzi? jeszcze!... Widzisz, o! te wie?e,

Widzisz, Orliko, ten b?r za wodami?...

A czyli? darmo i ja nosz? szabl??

Je?li podszepty uwiod? go diable,

Orliko, s?uchaj, i B?g nie ustrze?e!"

I dla uniesie? dzikich przy?wiadczenia

W dziewicze usta zion?? takie ?ary,

Jakimi drzewo wypala d?o? mary,

Kiedy niewierny przeczy jej zjawienia.

A chocia? ogniem gra?y jego ?y?y,

Usta pa?a?y i oczy iskrzy?y,

Poz?r krwi zimnej w g?osie swoim chowa

I te do pierwszych doda? jeszcze s?owa:

"Takie, jak czujesz, nie zgasn? upa?y!

Niech?e si? teraz dotknie ich zuchwa?y!

To piecz?? kl?twy na skarbach twej twarzy!

A kto je ruszy, piek?o go oparzy!"

Nagle si? dziwnie za?mia?y puszczyki:

Pieszczone cieniem, stworzenia te rade

S?ysze? wyroki, co nios? zag?ad?.

A strach si? w sercu obudzi? Orliki.

I p??noc w dzwony zegaru uderzy,

I kochankowie poszli, gdzie sen wo?a,

I wszystko cicho u drzymi?cej wie?y,

I wszystko cicho pod zamkiem doko?a;

Chyba niekiedy puszczyk zachychocze,

?e syny piek?a, do pustot ochocze,

To echo zamku dra?ni? swym tupotem,

To znowu, z?by wy iskrzy wszy smocze,

B??dz?ce ognie udaj? nad b?otem.

7

Gwiazdo ?wietna, weso?a jak anio? m?odo?ci!

Gdy na z?otym promieniu wiedziesz z sob? lato,

Jak jej nadzieja, wtedy spoczywasz w ciemnosci

Dzisiaj, mglist? jesieni os?oniona szat?,

Jak?e t?sknie opuszczasz niebo Ukrainy,

Gdzie wszystko jest pi?kno?ci? niewinnej dziewczyny,

Gdzie powietrze, pogodne jak blask jej oblicza,

Czaruje w swych powiewach urokiem jej tchnienia;

Gdzie wody odbijaj? ?wiat?o jej spojrzenia;

Gdzie pag?rki pon?tne jak jej pier? dziewicza;

Gdzie wietrzyk harmonij? pie?ni jej powiewa,

Gdzie kwiaty p?e? jej maj?, a jej ?wie?o?? drzewa!

Czemu?, o smutna gwiazdo, w zachodzie jesieni

Jak konaj?ce oko tw?j si? okr?g mieni?

Ponury jest tw?j zach?d i wsch?d tw?j ponury,

Kiedy si? w chmur? k?adziesz, kiedy wstajesz z chmury!

Pod ros?, co si? dzisiaj promieni tak ?wietnie,

Jutro, przed ranem jeszcze, ten kwiatek zakrzepnie

Jak ?r?d zdrajczej pieszczoty pi?kno?? uwiedziona.

Ten listek, taki ?wie?y, ?alu nie wyszepnie,

Gdy z rodzinnej ga??zki wiatr go raz odetnie,

I na wywi?d?ej braci jeszcze dzisiaj skona!

?egnam ci? wi?c, o gwiazdo, przed smutnym noclegiem:

J?kiem listka, co g?uchnie nad og?uch?ym brzegiem,

Wielkim hymnem ?urawi, co ci?gn? ku morzu,

Rykiem trzody, co rzuca ja?owe pastwiska,

G?uchym szumem, co st?ka w zmartwia?ych w?d ?o?u,

Konaj?cym promieniem, co z rosy po?yska,

Gdy raz ostatni dr??c? zimny wicher ?ciska!

8

Ot?? i ksi??yc spod ?wiat?w posady,

Jak cie? zmar?ego s?o?ca, wyszed? blady:

?yj?cym ogniem igra Dniepru fala;

Urwistych brzeg?w zabiela?y piaski;

Jak cienie chmurek majacz? w kr?g laski.

Lecz z przeciwnego dnieprowego brzega,

Jak nawa?nica, gdy si? na ?wiat zwala,

Gro??ca ciemno?? czarny b?r zalega:

A tylko czasem mi?dzy jego cieniem,

A tylko czasem nad jego sklepieniem,

Jak p?omyk b??dny, ?wiat?o jakie? b?yska

I ja?niej buchnie ?uno[7] od ogniska.

9

Gdy ziemia u?nie, ksi??yc wart? trzyma

I nocne wiatry oblatuj? cisz?,

I sen ciemi?zcy czujno?? uko?ysze;

Bezpieczna wtedy pod jego oczyma,

Ochocz? m?odzie? rado?? przywo?ywa,

Gdzie na ni? czeka swoboda szcz??liwa.

Poni?ej miasta, ponad brzegiem, do?em,

S?dziwe lipy, Dniepru w?d stra?nice,

Stoj? powa?nie z p?owiej?cym czo?em:

Tam si? na huczne schodz? wieczornice

Rze?cy parobcy i ho?e dziewice.

A gdy nad jasnym sinych w?d rozlewem

I brzeg zasi?d?, i uwie?cz? wzg?rki,

I wiatry Dniepru po?l? z cichym ?piewem,

I wnet uderz? w piszcza?ki, bandurki,

Wierzysz natenczas, ?e to czar?w si?a

Zakl?t? uczt? w nocy wyprawi?a.

10

Lecz niech piszcza?ki i bandurki dzwoni?,

Niechaj si? p?ocho rozkochani goni?,

Niech ziemia t?tni, gdy taniec zakr?ca

Z lekszej m?odzie?y uplecione ko?o,

Niech na ustroniu dziewcz?, skryte po??,

Bij?cym ?onem rozgrzewa m?odzie?ca:

Tam, pod drzewami, posiedzenie cichsze,

Tam sk?onne serca i kielich godowy

Kupi? p?ci obie na wa?ne rozmowy:

Tam nieszcz??liwy, znik?y we z?ym wichrze[8]

Czerwony upior, co p??nocn? chwil?

Krew sennych dzieci wydaj? z od?wierka[9];

Widma, oczami wartowana tyl?,

Co ros? z kwiat?w na ?mietan? cyrka[10];

J?cz?ca w g?rze nieochrzczona dusza;

Latawiec, gwiazda, co kobiet wysusza,

Lito?? i trwog? budz? na przemiany.

11

Cyt! "Ho-hop! ho-hop!" - odg?os smutny, znany,

Smutny jak odg?os sowy po?r?d cienia,

Coraz wyra?niej, coraz bli?ej wo?a.

"Topielec Ksenia![11] ach, topielec Ksenia

Zbli?a si? do nas!" - wo?ano doko?a.

Razem usta?y i ta?ce, i ?piewy:

Ciasnym okr?giem skupi?y si? dziewy,

Wzrok niespokojny zwr?cili parobcy

W stron?, sk?d s?ycha? g?os ten, ziemi obcy.

"Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!" -

Bli?ej i bli?ej, i bli?ej hukanie.

A? oto razem i straszyd?o stanie!

Jakby skrzyd?ami pijanych szatan?w,

?r?d takich leci konwulsyjnych tan?w.

Posta? szkieleta, dziko?? ma w spojrzeniu;

?achman?w strz?py wisz? po odzieniu;

W wywi?d?e kwiaty, w wyp?owia?e wst?gi

Utka?a g?sto warkocz sko?tuniony;

Gwizdn??a, klas?a i z wietrznymi kr?gi

Nagle we wszystkie rzuci?a si? strony.

"Ho-hop, Nebabo! ho-hop, atamanie!"

A jaki wko?o strach i pomieszanie!

Gdzie tylko zwr?ci, gdzie si? tylko zbli?a,

Jak przed szatanem robi? znaki krzy?a;

Bo cho? diablica ma posta? cz?owieka,

Jednak od krzy?a ze wstr?tem ucieka.

I gna? j? trzeba, bo mu nie najlepiej,

Z kim ona blisko, przy kim si? uczepi.

"Ho-hop, Nebabo!" - doko?a hukn??a

I jak tu spad?a, tak st?d i znikn??a.

12

Ju? to zamkowi l?ka? si? potrzeba,

Gdy j? zes?a?o, ci??kiej kary nieba.

Dziwna istota! co z pewnego czasu

Ci?gle przebiega miasto z ko?ca w koniec

Z hukiem w?drowca, gdy b??dzi ?r?d lasu.

Kto wie, czyli to nie z?ej wr??by goniec?

Bo cera u niej od ?miertelnej bledsza;

Jak my?l rozpaczy, tak si? zjawia, znika;

Dziwna jej ?ywo??, jak rado?? puszczyka;

G?os jak psa wycie, kiedy trupy zwietrza.

"Niech B?g odwr?ci diablic? przebrzyd??!

Niech B?g ustrze?e od niej atamana!" -

Przeb?kiwa?a dru?yna zmieszana,

Zmieszana jeszcze, cho? znik?o straszyd?o.

13

Gdzie? jest ataman, ?e w gronie mo?ojc?w

Na wieczornic? dot?d nie przybywa?

Gdzie jest ataman? - ka?dy zapytywa.

Ataman: stary w kole starych ojc?w;

Jak sam pan polski, przed panem tak hardy;

Pr?dki jak po?ysk, co biegnie ?elazem,

Lecz w swojej zem?cie jak ?elazo twardy;

Czczony od swoich zar?wno z obrazem:

Dusz? jest dziewcz?t i wieczornic razem!

Ten czarny w?sik, co w drobnym pier?cieniu

Nad r??owymi ustami si? zwija,

Ten wzrok, co przy brwiach ciemnych tak odbija

Jak blask po?udnia przy p??nocy cieniu,

Ten kszta?t postawy, co, burk? opi?ty,

Tak si? wydaje w wspania?ym pochodzie

Jak maszt bajdaku[12], gdy ?agiel rozd?ty

Mknie go z wiatrami po dnieprowej wodzie.

Szcz??liwa, kt?r? zaczepi uprzejmie;

Szcz??liwsza, kt?r? u?ciskiem obejmie;

Szcz??liwsza jeszcze, najszcz??liwsza w ?wiecie,

Czyj? wst??eczk? w se?edec[13] zaplecie!

14

Gdzie? jest, co robi ataman Nebaba,

Pierwszy z Kozak?w starosty nadwornych?

Siedzi on, cichy, w ciemno?ciach wieczornych,

Gdzie wrzawa miasta dolatuje s?aba,

Gdzie na dnie jaru, ?cian zamkowych spodem,

Cicha krynica drzymie pod osik? -

Tam przyszed? czeka? jeszcze przed zachodem,

Jak si? um?wi? ze swoj? Orlik?.

Jakkolwiek sercem unosisz si? dzikiem,

Wlecze ci? mi?o?? pi?kn? rz?s? jedn?,

Jednym westchnieniem, jednym ?cz promykiem.

Ju? s?o?ce zasz?o, zmierzch?e nieba bledn?,

Ziemia ciemnieje, a Orliki nie ma,

A zakochany, w oku, w uchu wszystek,

Tak w okr?g strzela okiem i uszyma,

Czy wiatr przeleci, czy upadnie listek.

Kochane widmo marzy jego dusza!

I wiatr przelata, i li?? si? przerusza,

Orliki jednak jak nie ma, tak nie ma.

Ju? po sto razy wzrokiem wypatrzonym

Wita? wstaj?ce nad wzg?rzem ob?oki,

Ju? po sto razy rozezna? jej kroki

W bliskiego zamku zgie?ku przyt?umionym:

I zawsze b??dzi?; a? b??dz?c woko?o,

Nad ciche ?r?d?o schyli? ciemne czo?o.

I tak g??boko my?li w nim zanurzy,

Jakby w zwierciedle serca swego burzy.

A tam b??kity maluje odbicie

I obraz jego w odbitym b??kicie,

Jakby go r?ka stworzy?a malarza.

?uno tam s?o?ca w zachodzie si? mieni;

Ob??dnym blaskiem gasn?cych p?omieni

Mierzchn?ce nieba gasi, to roz?arza.

A kochankowi tak czas jako? idzie,

Jakby si? patrzy? na lub? we wstydzie.

W g?rze li?? zwi?d?y nagiej osiczyny

Sam na ga??zi pos?pnie szele?ci;

Tak od umar?y od lubej rodziny

S?dziwy ojciec, bez pociech, w bole?ci,

Podobnie zwi?d?y, samotny podobnie,

Do grobu dziatek ut?sknia ?a?obnie.

G??ciejszym zmierzchem ju? si? niebo mroczy,

Mroczy si? niebo i na dnie przezroczy

W bledszym zachodzie zorza zaigra?a;

I przez ga??zie bezlistnej osiki

Zadr?a?y w wodzie ?ywe jej promyki:

Ach, jakie ?ywe! to oko Orliki!

Ot?? si? jawi i posta? jej ca?a:

Widzi, jak z g?ry krok przyspiesza skory,

A od po?piechu lica ?ywiej p?on?,

A od rado?ci cz??ciej bije ?ono,

A od powiewu, co pl?cze k?dziory

I kra?ne wst?gi po plecach rozwija,

Z cienkiego stroju stan smuk?y przebija.

Ju? staje obok, ju? j? oto ?ciska,

A? nagle zorza chowa si? w ob?oku;

Widmo znikn??o, ciemno?? na dnie stoku:

I o wiek ca?y szcz??liwo?? tak bliska!

A u Kozaka taka my?l ponura,

Jakby mu w duszy osiad?a ta chmura.

Nie wie dlaczego. Odsun?? si? w stron?,

Opar? na r?ku czo?o zamy?lone;

Znowu si? rzuci?, jakby w nag?ym gniewie,

I razem ostyg?; czemu wszystko? - nie wie.

A potem doby? kin?a?u zza pasa,

Obraca? w r?ku, igra? z blaskiem jego,

Pr?bowa? ostrza: nie wiedzie? dlaczego.

15

"Ho-hop, Nebabo!" - diabe? wichrem hasa.

Niech?e ci? smo?? rozleje krzy? Pa?ski!

I tu ofiar? zwietrzy? nos szata?ski!

Pozna? ataman po przelocie ptaszka;

A ?e mie? z diab?em spraw? nie igraszka,

Trzeba tu uwie?? t? szata?sk? c?rk?.

Wi?c si? prze?egna?, obwin?? si? w burk?

I, przyczajony, czeka? pod osik?,

A? si? wykrzyczy i dalej pomacha

Lucyferowa op?tana swacha[14]

W diabelskim ta?cu, z diabelsk? muzyk?.

"Ho-hop, Nebabo!" - a ona doko?a,

"Ho-hop, Nebabo!" - a ona go wo?a,

A okiem b?yska i martwo, i sino;

Tak krople siarki z wolnym ogniem p?yn?.

Masz pu?k szatan?w, jeszcze ich miej tyle,

Wytropi? jego nie jeste? ty w sile!

Kiedy wi?c d?ugo huka?a, klaska?a,

Z hukiem i klaskiem dalej polecia?a.

Unikn?? przecie strasznego widzenia,

Lecz trwo?ne serce niedobrze co? wr??y;

Orliki nie ma, a wabi?a Ksenia.

Wszystko niedobrze. Nie czas my?le? d?u?ej

I d?u?ej czeka?, bo has?em wiadomem

Z zamkowych gank?w tr?ba si? ozwa?a

I strza? wieczorny zamkowego dzia?a

Zatrz?s? Kaniowa okolice gromem.

16

Czy si? spodziewa? starosty przybycia[15],

Czyli patrona pana rz?dcy ?wi?to,

?e tak zamkow? sal? wyprz?tni?to?

St?? ustrojono w kosztowne nakrycia,

Jasnym go srebrem suto zastawiono;

A tak jak wielka, przez sto?ow? sal?

To na zwierciad?ach, to w r?ni?tym krysztale

Jarz?ce ?wiat?a rz?snym blaskiem p?on?.

I sam pan rz?dca wieczorem, przebrany

W now? czamar?, w pas z?otem kapi?cy,

Rozkaza?, aby strojono torbany,

By czyst? odzie? oblekli s?u??cy,

Hojn? wieczerz? by zastawi? sto?y,

Odeprze? lochy warowne ?elazem,

Wytoczy? na dw?r kilka beczek razem -

Aby ten wiecz?r wszystkim by? weso?y.

17

Lecz na c?? tutaj d?ugie tajemnice?

M?oda Orlika ju? jest rz?dcy ?on?.

Tylko co ?lubne ?wiat?a pogaszono

I ksi?dz zdj?? stu??, i zamkn?? kaplic?.

Wszyscy si? dziwi? nad skrytym powodem

Tak pospiesznego tego rz?dcy czynu,

Cho? dobrze znana jego mi?o?? sta?a,

Ale Orlika! to to dziw dla gminu!

Co jeszcze dzisiaj przed s?o?ca zachodem,

Ni? zosta? Polk? -umrze? by wola?a...

Za godzin kilka, nad samym wieczorem,

Wys?awszy s?u?b? surowym rozkazem,

Zosta? si? rz?dca sam z Orlik? razem

I co? powa?nym zacz?? rozhoworem.

Pr?dko i przykro wrzasn?? g?os Orliki,

Jakby nag?ego przestrachu wrzask dziki.

Rz?dca wci?? m?wi?; dziewczyna milcza?a;

Ucich?; dziewczyna znowu zaszlocha?a:

I s?ycha? by?o d?ugo, nieprzerwanie

Mieszane ci?gle jej s?owa i ?kanie,

I wzd?u? komnaty powa?ne st?panie.

I znowu potem gro?na rz?dcy mowa,

Jak huk st?umiony, rozleg?a si? wn?trzem:

Pr?dzej urywa?, pr?dzej chwyta? s?owa;

I ucich?, jakby odpowiedzi czeka:

A gdy dziewczyna, wida?, j? przewleka,

Uderzy? krokiem o pod?og? pr?dszym.

I chcia? wyj?? pewnie, bo klamka zabrz?k?a;

A tu Orlika, jak przybita, j?k?a.

Musi by? zado?? srogiemu ??daniu,

Bo wr?ci? nazad i jak naj?agodniej

Tuli? j? d?ugo w ci?g?ym jej szlochaniu

I z tak? dum?, tak rad wyszed? od niej!

Ch?opak, co spieszy? na zamek z torbanem,

Tak, ko?o okien przystrojonej sali,

Ciemno, otwarcie m?wi? z atamanem;

M?wi?, jak wiedzia?, jak mu nagadali.

18

Je?li s? s?owa, co, jak gromu ciosy,

Nios? ?mier? nag?? w najczerstwiejsze zdrowie:

Czu? je Nebaba w tej ch?opaka mowie.

Jak szatan zgrozy nat??a mu w?osy!

Jak we mgle ???tej wzrok jego s?upieje!

Niby d?o? ?mierci za serce chwyci?a,

Taki po ciele zimny pot si? leje,

A lodem zda si? stygn?? ka?da ?y?a.

Usta mu drgaj?, kolano przykl?ka,

Tylko si? wierna za n?? chwyta r?ka.

19

?r?d gwar?w t?umnych, ?r?d blasku powodzi

Wida? po ruchu tych cieni tysi?ca,

Kt?re maluje ?ciana pa?aj?ca,

?e ju? do sali weszli pa?stwo m?odzi.

Po skr?cie s?u?by, po d?wi?ku talerzy

Wida?, ?e m?odzi siedli do wieczerzy.

A teraz w kolej puszczono puchary;

Bo tak powstali z miejsca godowniki

I tak zabrzmia?y wiwatne okrzyki,

A? echem wiek?w dzwoni zamek stary.

Ucich?o troch?; teraz na przemiany

Z weso?ym ?piewem s?ycha? teorbany.

20

I nad dnieprowych sinym w?d rozlewem

Igraj? wiatry ze d?wi?kiem i ?piewem.

W kolejne czarki nap?j si? rozlewa;

Snuj? si? ko?em rozpl?sane grona,

A? ziemia z g??bi ci??ko przyhukiwa,

Jak zadyszana powa?na matrona.

Ataman ?pieszy, burk? obwini?ty,

Jak cie? ob?oku, gnany od wietrzyka;

Min?? ju? ulic spadzistych zakr?ty,

Teraz przez t?umy brzegiem si? przemyka,

Ni go bandurki, co brz?cz? do skoku,

Ani mi?o?ne dumy zatrzymaj?;

Z wiatrem u uszu, z ponuro?ci? w oku

Mi?dzy ciekaw? przemyka si? zgraj?.

21

Czy to cie? jego po rzece ?egluje?

?e mimo cz?stych, wik?anych obrot?w

Tak nieodst?pnie Kozaka pilnuje,

Jakby co chwila u brzeg?w by? got?w.

To pian? wir?w gwa?towniej roztr?ca,

To igra wolniej w odbiciu miesi?ca,

To zn?w spokojnie na falach si? wiesza;

W prawy bok, w lewy, w prz?d, w ty? drog? miesza,

A pier? si? jego nie ozwie piosenk?;

Z cicha brzmi wios?o i pluska cz??enko.

Spomi?dzy nurt?w, co miesi?cem ?wiec?,

Tak si? w nier?wnym polocie wydaje

Jak cie? jastrz?bia, gdy nad okolic?

Kr??y za ?upem przez podniebne kraje.

22

Kozak w pochodzie razem si? zatrzyma;

Nadstawi ucho i strzeli oczyma:

Za nim to, za nim z?owrogie klaskanie!

Wi?c razem w miejscu wstrzyma si? i stanie,

I rzecze z cicha: "Ha! szata?skie plemi?,

Raz ty ostatni straszysz ?ywa ziemi?!

Pr??no przekl?ci piek?em ciebie zbroj?,

Skoro do skroni przy?o?? pi??? moj?;

Chocia?by wszyscy grozili wle?? we mnie,

Ju? ja si? ciebie nie dotkn? daremnie!

Zaraz tu razem i z tob? ulec?;

Tylko chod? bli?ej, tylko bli?ej nieco!"

Ot?? i marsem b?ysk oczu przymracza,

Szyderskim ?miechem s?odzi twarz surow?;

A tu tymczasem burk? precz odtacza

I odwiedzion? trzyma pi??? gotow?.

23

Wesele Kseni musi by? niema?e,

?e, obleciawszy w okr?g miasto ca?e,

Znajduje wreszcie, co tak d?ugo szuka;

Wesele Kseni musi by? niema?e,

Bo ra?niej skacze, bo dono?niej huka;

I k?ami piek?a d?onie larwy klaszcz?,

I oczy larwy skrz? si? piek?a paszcz?.

Jak?e by? wielkie musi jej wesele,

?e bardziej zbli?a krok i tak ju? bliski:

Wszak?e mu ona gotuje u?ciski,

Wida? w jej ruchach, wida? to w jej oku.

Kozak na wszystko odwa?a si? ?miele;

Nie zmru?y powiek, nie cofnie si? w kroku.

Ju?, op?tana, w konwulsyjnym rzucie

Ma w jego ustach z?o?y? ust swych czucie,

Ju? chwyta szyj? d?o?mi wywi?d?emi,

Ju?... i, omdla?a, le?y ju? na ziemi...

Tylko pod pi??ci? skronie zachrupa?y,

A na oblicze zdroje krwi bucha?y.

"Ho-hop, szatanie, bierz teraz, co twoje!" -

Mrukn?? ataman i szed? w drog? swoj?.

24

"Tam, tam! gdzie wida? ognie pod t? puszcz?,

Do niej si? kieruj; zawsze, zawsze do niej!

Tylko niech pr?dzej twoje wios?o goni,

Tylko niech ciszej wody przy nas pluszcz?.

Przeprawa trudna, a drogi czas kr?tki,

Ciszej, a pr?dzej!" Tak Kozak ostrzega,

Kiedy u brzegu wst?powa? do ??dki,

Kiedy pospiesznie odbija? od brzega.

Woda dnieprowa powa?nie si? toczy,

Cz?stym ca?unkiem o pier? ??dki pluska;

Na niespodzianej, na dr??cej prze?roczy

?amie si? ksi??yc jak ognista ?uska.

Za lotnym d?bem drobne wiry goni?;

Nadbrze?ne echa d?wi?kiem wios?a dzwoni?,

Jakby na zbieg?ych ?eglarzy wo?a?y.

Szybko za nimi cofa si? brzeg ca?y:

G?uszej ich wrzawa dolata Kaniowa,

Cz??ciej po jarach ?wiate?ko si? chowa,

Ju? i szum puszczy zawia? im dono?nie.

C?? to za nimi coraz bardziej ro?nie,

Im bardziej z brzegiem umykaj? g?ry?

Zamek to ro?nie; zna go wzrok ponury,

Co jeszcze z ??dki popatrzy? ku niemu.

25

O, jak wspaniale za nocy zas?on?,

Jak rz?snym ?wiat?em okna jego p?on?!

"Niech sobie p?on?, niech i rz??niej p?on?!

Jak mnie dzi?, jutro przyjdzie ciemno jemu!

Jutro, pojutrze za?wita inaczej:

Biedny, kto mojej zapragn?? rozpaczy!"

A? mu si? piek?em krew zaj??a ca?a,

A? mu si? czapka od w?os?w podnios?a,

Od jego dreszczu a? si? ??d? zachwia?a,

A? si? obejrza? rybak, co u wios?a -

Kiedy te my?li, jak piek?a zarzewie,

Przesz?y piorunem przez Nebaby g?ow?,

A to gdy ?wiat?a obaczy? zamkowe.

Ju? gniew ostyga w kipi?cym przelewie:

Ale jak piekie? mieszka?ca zjawienie,

Cho? zniknie, d?ugo powietrze zara?a,

Tak cho? przelotne, gniewu uniesienie

Gorzkim j?trzeniem d?ugo my?l rozra?a.

"Lepiej by by?o, moja pani mi?a,

Sto razy lepiej - jakem ci kochankiem! -

Aby? lat tysi?c czerepianym [16] dzbankiem

T? wod? z rzeki dla siebie nosi?a;

Lepiej by by?o dla twej jasnej doli,

W grubej siermi?dze z nieochajnym ch?opem,

O g?odzie, ch?odzie pracuj?c w niewoli,

Krwi? si? rozp?ywa? nad nie swoim snopem,

A potem p?aka? pod skopconym daszkiem

Rano i wiecz?r, ?e twe bia?e cia?o

Od mrozu, skwaru do krwi popada?o -

Ni? b?d?c tob?, pobraci? si? z Laszkiem!

Ni? przespa? jedn? noc pod adamaszkiem!"

Plusn??y o brzeg rozp?dzone wa?y,

Daleko naprz?d chy?a wbieg?a ??dka;

Pr?dko Kozaka dumy si? przerwa?y,

Pr?dko mu przesz?a rozkosz zemsty kr?tka.

Szkoda! bo wiele nios?y mu ul?enia

J?k, rozwaliny, trupy, krew, po?ary,

S? to w?asno?ci jak zemsty, tak chwa?y,

?e najzgubniejsze, najdziksze marzenia

W cnoty i szcz??cia powaby ustroj?:

Tak, gdy chc? uwie??, kusz?ce nas mary

?wiat?em anio??w barwi? szpetno?? swoj?.

--------------------------------------------------------------------------------

1 Zamek kaniowski - w powstaniu na Ukrainie w r. 1788 zamek kaniowski, r?wnie? jak kilka innych w tej okolicy, by? zburzonym i spalonym przez hajdamak?w. Jest podanie, i? ?ona rz?dcy, czyli, jak wtenczas nazywano, gubernatora zamkowego, pojmana przez Kozak?w i ju? ranna, potrafi?a si? jeszcze im wymkn??, a uciekaj?c przed ich pogoni? po pokojach i salach zamkowych, coraz s?absza, opiera?a si? o ?ciany, p?ki jej nie dognano i nie zamordowano do reszty. Gdzie tylko dotkn??a si? ?cian r?k? skrwawion?, zosta?y ?lady; i m?wi?, ?e krwawe te znaki nigdy si? nie da?y zetrze? i trwa?y dop?ty, dop?ki tylko by?y jakie szcz?tki mur?w zamkowych. Te zreszt? gruzy dopiero przed kilku laty znik?y zupe?nie. - Kani?w jest ma?e i liche miasteczko, mieszczanie jednak jego i magistrat maj? jeszcze niekt?re swobody i przywileje nadane im od kr?l?w polskich. Le?y w prze?licznym po?o?eniu nad Dnieprem rozrzucone po?r?d urwistych brzeg?w jego.

2 Z?o?liwy ob??d -pod?ug mniemania ukrai?skiego ludu nawet zb??dzenie w podr??y nie jest dzie?em przypadku. Czart, kt?rego tam wsz?dzie pe?no, ?ciga w?drowc?w i rozmaitymi sposobami stara si? ich w bezdro?a uprowadza?; a wicher nocny uwa?anym jest za pierwsze jego narz?dzie do ob??kania i naj?wiadomszych nawet po?o?enia miejsca.

3 Co? majaczeje -wyraz miejscowy. S?owo "majaczy?" niema mo?e odpowiedniego w czystej polszczy?nie; miga? w daleko?ci, ?mi? si?, ukazywa? - t?umaczy jako?kolwiek jego znaczenie. W?a?ciwie polskie "majaczy?" co innego wyra?a.

4 Janczarka - rodzaj strzelby tureckiej.

5 Gdy rozkochane zlec? si? puszczyki -rozmowa puszczyk?w, jak i cala my?l prologu, jest osnuta na wyobra?eniu gminu, i? diabli wybieraj? noce ciemne i burzliwe do wyprawiania swych pustot i ?e puszczyki dlatego si? ?miej?, i? widz? wszystkie harce i dokazywania tych istot, kt?re nasza mitologia gminna wp??strasznymi, wp??komicznymi wystawia. Pr?cz poetyczno?ci pomys?u autor mia? i t? pobudk? wprowadzi? rozmow? puszczyk?w w sw?j czarodziejski prolog, ?e takowe po?yczania mowy ptakom cz?sto si? natrafia w pie?niach i dumach ukrai?skich, a w?a?nie jego zamiarem by?o korzysta? ze wszystkich skarb?w gminnej poezji naszej.

6 Otumani? - ob??ka?, za?mi? zmys?y -co? podobnego. Prowincjalizm.

7 ?uno - w dobrej polszczy?nie i w Lindem: ?una lub ?ona. Autor tak zawsze u?ywa tego wyrazu.

8 Tam nieszcz??liwy, znik?y we z?ym wichrze... - s? to wszystko wyobra?enia ukrai?skiego ludu. Wed?ug mniema? jego, wiatr kr?c?cy si? po polu, kt?ry wreszcie po tutejszych nieobejrzanych p?aszczyznach nierzadko widzie?, jest co? niezmiernie z?ego. Opowiadaj? przyk?ady ludzi, kt?rych wicher ten spotka? na swojej drodze i kt?rzy odt?d nie wiedzie? gdzie znikn?li. Inn? raz? n?? po?wi?cony, rzucony w s?up kr?c?cego si? wichru, upad? na ziemi? w tym miejscu krwi? obryzgany. Do tego wyobra?enia stosuje si? wiersz w Marii Malczewskiego:

"Ale bo te? na stepie czart harce wyprawia?."

Spadaj?ca gwiazda jest, pod?ug ich mniemania, latawiec (rodzaj powietrznego z?ego ducha). O jego mi?ostkach z kobietami cz?sto pos?ysze? mo?na. My?l? tak?e, i? zmar?e bez chrztu dzieci b??kaj? si? w powietrzu, j?cz?c i narzekaj?c, p?ki kto nie o?mieli si? ich przywo?a? i chrztu udzieli?.

9 Z od?wierka - z odrzwi.

10 Cyrka? - wyraz miejscowy, znaczy: skrapla?, tryska?.

11 Topielec Ksenia - wprowadzona tu osoba topielicy Kseni jest tak?e my?l poj?ta w duchu miejscowych wierze? i uprzedze?. Nic si? w Ukrainie wa?nego nie stanie, czego by nie przepowiedzia?o nadzwyczajne zjawisko -co? dziwnego, co? tajemniczego. Bunt ukrai?ski, kt?ry tu nazywaj? koliszczyzn?, i szczeg?lniej rze? huma?ska (o kt?rej, nawiasem wspomniemy, s? wsp??czesne i przez ?wiadk?w pisane poemata i opisy, zapewnie n?dzne pod wzgl?dem sztuki, lecz wa?ne jako najwierniejszy obraz tej krwawej dramy) mia?a tak?e by? zwiastowan? przez nadprzyrodzone widzenia: mi?dzy innymi przez dziwn? ob??kan? kobiet? czy op?tan?, kt?ra z hukami i niezrozumia?? mow? przebiega?a sio?a Ukrainy. Nie mam ja tu my?li t?umaczy? albo usprawiedliwia? poj?cia autora; zwracam tylko uwag? na miejscowy koloryt obrazu.

12 Bajdak - gatunek lodzi u?ywanej na Dnieprze.

13 Se?edec -Kozacy ukrai?scy nosz? kr?tko strzy?on? g?ow? z d?ugim na boku kosmykiem w?os?w, kt?ry zwykli uplata? w wst??ki, mi?o?ne upominki swych dziewic.

14 Swacha - swatka.

15 Czy si? spodziewa? starosty przybycia - Miko?aja Potockiego, dziedzica tych w?o?ci.

16 Czerepianym - glinianym.