Krasicki I. MONACHOMACHIA (3)

Pie?? trzecia

?e dobrze my?le? o chlebie i wodzie,

Bajali niegdy? m?drcy zapalczywi.

Wierzy? ?wiat bajkom, lecz m?dry po szkodzie,

Teraz si? b??dom poznanym przeciwi.

Ju? wstrzemi??liwo?? nie jest teraz w modzie,

Pij?, jak drudzy, m?drcowie prawdziwi.

Mi?d dobrym my?lom ?ywo?ci udziela,

Wino strapione serce rozwesela.

Da?y to pozna? ojcy przewielebne,

Skoro jak mogli, wyszli z refektarza;

Wst?puj?c w ?lady swych przodk?w chwalebne,

Pe?ni rado?ci, kt?r? trunek zdarza,

Znowu na rad? poszli. Tam potrzebne

Sposoby, ?rodki gdy ka?dy powtarza,

Ojciec Gerwazy od Zielonych ?wi?tek

Taki radzenia uczyni? pocz?tek:

"Nie do??, ojcowie, naje?? si? i napi?.

Trzeba tu jeszcze co? wi?cej dokaza?.

Kto wie? w dyspucie mo?em si? poszkapi?.

Ja radz?, ?eby t? niezgod? zmaza?,

Trzeba si? wcze?nie a dobrze pokwapi?.

Niech z nami pij? - a wtenczas ukaza?

Potrafim ?wiatu, o ich w?asnej szkodzie,

Co mo?e dzielno?? w najwi?kszej przygodzie"

"Daj pok?j, bracie - rzek? ojciec Hilary -

Nie zaczepiajmy rycerz?w zbyt s?awnych,

Wierz do?wiadczeniu, wierz, co m?wi stary:

Widzia?em nieraz w tej pracy zabawnych,

Zbyt to s? mocne kuflowe filary,

Nie zdo?asz wzruszy? gmach?w starodawnych.

Znam ja ich dobrze, zna ich brat Antoni:

Pijem my nie?le, ale lepiej oni".

Ju? dziewi?? g?os?w by?o w r??nym zdaniu,

Gdy kolej przysz?a na Elizeusza:

"?eby dogodzi? waszemu ??daniu -

Rzek? - sprawiedliwa ?arliwo?? mnie wzrusza.

Za nic ju? kufle, w ksi?gach i czytaniu

Ca?a tre?? rzeczy. ?al m?wi? przymusza:

Min??y czasy szcz??liwej prostoty,

Trzeba si? uczy?, up?yn?? wiek z?oty!

Z g?ry z?y przyk?ad idzie w ka?dej stronie,

Z g?ry naszego nieszcz??cia przyczyna

O ty, na polskim co osiad?szy tronie,

Wzgardzi?e? miodem i nie lubisz wina!

Cierpisz pija?stwo, ?e w ostatnim zgonie

Z ciebie gust ksi??ek, a piwnic ruina.

Ty? nar?d z kufl?w, szklenic, beczek z?upi?;

Bodaje? w ?yciu nigdy si? nie upi?!

Trzeba si? uczy?. Wiem z dawnej powie?ci,

?e tu w klasztorze jest biblijoteka;

Gdzie? tam pod strychem podobno si? mie?ci

I dawno swego otworzenia czeka.

By? tam brat Arnolf lat temu trzydzie?ci

I z starych ksi??ek poobdziera? wieka.

Kto wie, mo?e si? co znajdzie do rzeczy?

I s?aby or?? czasem ubezpieczy".

Rzek?. A gdy ?aden nie wie, gdzie s? ksi?gi,

Na ich szukanie wyznaczaj? pos?y.

?aden si? podj?? nie chce tej w??cz?gi,

A uczonymi wzgardziwszy rzemios?y,

Wolna starszyzna od przykrej mitr?gi

Wk?ada ten ci??ar na domowe os?y:

"Bracia kochani, wam to los nadarza"!

Pos?ano w zwiady z krawcem aptekarza.

Mi?dzy dzwonnic? a furcianym gmachem,

Na staro?ytnej baszty rozwalinach,

Laty spr?chnia?y, wisz?cy nad dachem,

By? stary lamus; ten w tylu ruinach

Nabawia? nieraz przechodz?cych strachem,

Chwiej?c si? z wiatry w s?abych podwalinach.

Tam, cho? upadkiem grozi? szczyt wynios?y,

Po zgni?ych krokwiach dosta?y si? pos?y.

Czego? nie dopnie animusz wspania?y!

Przy po??danej mecie ich postawi?.

Drzwi okowane pos??w zatrzyma?y;

Wi?c ?eby d?ugo ?aden si? nie bawi?,

Porw? za klamry: p?k? zamek spr?chnia?y,

Widok si? wdzi?czny natychmiast objawi?.

Wracaj?, pracy nie podj?wszy marnie,

Daj?c zna? wszystkim, ?e maj? ksi?garni?.

W?a?nie natenczas ojciec przeor trwo?ny

Dla dobrej my?li reszt? kufla dusi?.

Wchodzi w tym punkcie goniec nieostro?ny:

Porwa? si? ojciec i z nag?a zakrztusi?.

Ju? chcia? ukara?, lecz jako pobo?ny

Wypi? za kar?, co by?o, przymusi?.

Zagrzany duchem pokory chwalebnym,

Wypi? brat reszt? po ojcu wielebnym.

Wdzi?czna mi?o?ci kochanej szklenice!

Czuje ci? ka?dy, i s?aby, i zdrowy;

Dla ciebie mi?e s? ciemne piwnice,

Dla ciebie zno?na duszno?? i b?l g?owy,

S?odzisz frasunki, u?mierzasz t?sknice.

W tobie pociecha, w tobie zysk gotowy.

Byle ci? mo?na znale??, byle kupi?,

Nie ?al skosztowa?, nie ?al si? i upi?!

Co tam znale?li, ukry? czas zazdrosny,

Czas, kt?ry niszczy nietrwa?e dostatki.

M?wmy wi?c teraz, jak doktor ?a?osny

Poszed? na rad? do wielebnej matki.

Co wsk?ra?, dobra zakonu mi?osny,

I to czas zakry?. Wi?c dziej?w ostatki,

Gdy ka?e umys? natchnieniu pos?uszny,

Piszmy, jak mo?em, na po?ytek duszny

Piszmy, jak doktor, wr?ciwszy od kraty,

Zwo?a? najpierwsze g?owy zgromadzenia;

Jak wierne swemu powo?aniu braty

Byli pos?uszni na jego skinienia,

Jako si? wszystkie zamkn??y komnaty,

Jako si? posta? klasztorna odmienia:

Usta? brz?k kufl?w i rado?? obfita,

Nawet Gaudenty w rubryceli czyta.

Tak kiedy Jowisz poprzedniczym grzmotem

I ra??cymi strza?y ?wiat uciska,

Trz?sie si? Atlas okropnym ?oskotem,

J?cz? pieczary, a Etny ?o?yska

Pe?ne cyklop?w; pod hartownym m?otem

Grom si? roz?arza i iskrami pryska,

Wulkan je nagli, a z swego warsztatu

Raz wraz pociskiem strasznym grozi ?wiatu.

O miejsce niegdy? szcz??liwe prostot?!

Jaka? fatalno?? z gruntu ci? odmienia?

Ksi??ki nieszcz?sne, wasz? zjad?? cnot?

Zamiast s?odkiego z pracy odpocznienia,

P?ochej dysputy z?udzeni ochot?,

Dwa przewielebne cierpi? zgromadzenia!

Przemog?a zazdro??, zemsta duch spokojny

Bracia pokoju bior? si? do wojny.