Zab?ocki F. FIRCYK W ZALOTACH

OSOBY

ARYST - m?? Klarysy
KLARYSA
PODSTOLINA - wdowa, siostra Arysta
FIRCYK - staro?cic, kochanek Podstoliny
PUSTAK - s?uga Arysta
?WISTAK - s?uga Fircyka
PRAWNIK
LOKAJ

Scena w domu wiejskim Arysta blisko Warszawy
DEDYKACJA
Do
Najja?niejszego
STANIS?AWA AUGUSTA
KR?LA POLSKIEGO
Wielkiego Ksi???cia Litewskiego etc.
PANA MI?O?CIWEGO

przy podaniu na posiedzenie czwartkowe tej komedii

ODA

Wpo?rz?d tylu spraw wa?nych, wpo?rz?d stara? tyla,
Kt?re Ci? zaprz?taj?, Najja?niejszy Panie,
Godzi si? chocia? jedna, odetchnieniu chwila,
Godzi si? pracy, chocia? na moment, przerwanie.
Nadto si? wiele trudzisz k’woli Twojej s?awie;
B?dziesz j? mia?, cho? oddasz chwil? i zabawie.

Wszak nie zawsze si? Jowisz rz?dem ?wiata trudzi;
Prace i troski jego lube dziel? wczasy.
Mia? i on niegdy? krn?brny dla si? rodzaj ludzi,
Miewa? do pokonania zuchwa?e Gigasy;
Wr?ci? na koniec niebu pok?j po??dany
I pierwszy przed wszystkimi sam spocz?? niebiany.

Muzo, korzystaj z tych chwil! Bardzo trudno o nie,
Rzadko naszego Pana w spoczynku widzimy.
I teraz, gdy si? zdaje bawi? w mi?ych gronie,
Kto wie, je?li nie my?li, ?e ma ?wiat olbrzymy;
?e ta, co si? w tysi?cznych przemianach uk?ada,
Nie przeto, ?e st?umiona, nie chce broi? zdrada.

Muzo, przerwij te my?li Panu! Jego zdrowie
Bardzo d?ugo dla polskiej potrzebne jest doli.
?ycie wasze jest naszym, o dobrzy kr?lowie!
W?tli? go nie do waszej zostawiono woli.
Gdzie wielko?? duszy z cnot?, tam i pomoc nieba -
Masz je, Kr?lu, troskliwych my?li mie? nie trzeba.

Ale sk?d te podchlebne przysz?y mi nadzieje,
Abym m?dro?? m?g? bawi?, sk?d to zaufanie?
Nie przejd?? tym zuchwalstwem ?mia?e Bryjareje?
Przez wzgl?d ch?ci, ?mia?o?ci racz darowa?, Panie.
Wszak da? kto hekatomb?, czy go??bk?w par?,
Byle to czyni? z serca, dobr? da? ofiar?.

I to mi tylko mo?e s?u?y? za obron?,
?e si? wa?? z tym b?ahym popisywa? dzie?em:
ODA DO STANIS?AWA AUGUSTA
Pi?ro moje przez Ciebie, Kr?lu, zach?cone.
Wzi??em medal1, przeto si? samo zad?u?y?em
I cho? Ci tera?niejsz? ofiaruj? prac? -
Dar Tw?j wielki - w ?yciu si? ca?ym nie wyp?ac?!

Waszej Kr?lewskiej Mo?ci
Pana Mego Mi?o?ciwego

wierny poddany
Franciszek Zab?ocki

AKT PIERWSZY

SCENA I

Pustak, ?wistak

PUSTAK
spostrzegaj?c ?wistaka
Nie myl? si? - tak jest - on. Witaj, po??dany
?wistaku, urwipo?ciu, stary lisie szczwany!
C?? tu robisz? Jak si? masz? Czy? zdr?w, czy weso?y,
Czy pieni??ny?

?ciskaj? si?

?WISTAK
Zdr?w, ale co go?y, to go?y.

PUSTAK
?wiat dzi? taki. Przynajmniej, ?e ci? widz? zdrowym.
Z kim?e tu przyjecha?e??

?WISTAK
Z moim panem nowym.
Ale niech ci? u?ciskam, m?j luby Pustaku!

PUSTAK
Take? mi strojny! By?e? niedawno w paklaku,
Teraz si? taka ?wieci na tobie mamona,
Jak gdyby na ministrze kr?la faraona.
Obzieraj?c go

Suto! suto! A wszystko od srebra i z?ota!
Przecie sk?d ta do ciebie zawin??a flota?
Obziera go

Niech ci? jeszcze obejrz?! - Ale jak?e gusto!

?WISTAK
Tak, gusto, gusto, ale za to w worku pusto.
Gdyby sto astronom?w patrza?o w kieszenie,
Grosz grosza nie zobaczy: takie tam za?mienie!
Prawda, do?? jestem strojny. To sukno w sagiecie
Angielskiej, jak rozumiesz, co kosztuje przecie?

PUSTAK
Przynajmniej ze sto z?otych.

?WISTAK
A p?tle, a guzy?

PUSTAK
Tyle drugie.

?WISTAK
Nic wi?cej, tylko cztery tuzy
Tryszakowe za r?k?.

PUSTAK
To szcz??liwie w?a?nie!

?WISTAK
Ale za to - szel?ga! Zapal, to nie trza?nie!
Ujrzysz i mego pana: jak si? on nadstawia,
Jak puszy, jak pstry ca?y, gdyby ogon pawia.
Ol?niesz, bracie, gdy spojrzysz na jego b?yskotki...
Wiesz?e, wiele ma w worku?

PUSTAK
Nie wiem.

?WISTAK
Dwa p??z?otki.

PUSTAK
Dwa p??z?otki? - To cienko ko?o was, zekaty!

?WISTAK
Joby, Joby na oko, w rzeczy - reformaty.

PUSTAK
Sk?d?e szumicie?

?WISTAK
Czy znasz „set kenz lewa plie”?
Ot?? ja z pana, a pan z tych dochod?w ?yje.
Znaczemy jak panowie: hulanki, parady,
Gry, uczty, bale, ta?ce, umizgi, biesiady...
S?owem, ?e ci tak powiem, bicze krecim z piasku.
Ot, tak to, tak to, bracie, ?yj? po warszawsku.

PUSTAK
Wiem, wiem, bywa?em kiedy? i ja tym furmanem.
Ale skracaj?c dyskurs, kt?? jest twoim panem?

?WISTAK
Opatrzno??, co swej wszystkim opieki u?ycza,
Zdarzy?a mi za pana m?odego panicza.
Jest to cz?ek znakomity, bo, jak sam powiada,
Ma tytu? staro?cica jeszcze od pradziada.
Ale, przecie musia?e? s?ysze? o Fircyku?

PUSTAK
I znam go. Kt?? by o tym nie s?ysza? wietrzniku?
Wszak to on z moim panem, kiedy s? w Warszawie,
Brat a brat - jedn? ?y?k? i na jednej strawie.

?WISTAK
Chwa?a Bogu! Tym lepiej! Tak? rzecz? teraz
B?dziemy, przyjacielu, widywa? si? nieraz.

PUSTAK
Przecie? z swego Fircyka kontent?

?WISTAK
Jak si? zdarzy.
Ale mu nigdy smutnej nie uka?? twarzy.
I wart tego. Natura dobra w nim i szczera.
Zacina, prawda, panicz troch? na szulera,
Kocha m?ode kobietki, lubi winko stare...
Lecz wreszcie, ka?dy cz?owiek ma swoj? przywar?.

PUSTAK
Wszyscy?my ludzie!...

?WISTAK
Zreszt?, ?yjem jak dw?ch braci:
Ja mu s?u?? lada jak, on mi te? ?le p?aci.
A tobie jak si? wiedzie u pana Arysta?
Czy taki? paliwoda? Czy tak jak m?j ?wista?
Czy z tob? poufale ?yje?

PUSTAK
Co to, to nie.
Co do humoru, z diab?y k?ad? go w paragonie!
Wielki brutal, z?o?liwszy nad smoki i ?mije:
Gdy gada, gdyra, a gdy macha, zaraz bije.
Niech w domu nie do my?li rzecz si? zdarzy jaka,
Kto zbroi, ja mu krzywy - jak w dym do Pustaka,
A to tak regularnie, ?e gdyby spod krydki
Jak na os?a t?umoki, na mnie lec? pytki.
Klarysa, ?ona jego, cudnie pi?kna pani:
Bo to stanik jak ??tka, n??ka jak u ?ani,
A oczki, a usteczka, sk?ad cia?a, postawa...
A humor - gdyby ?ywe srebro, dziarska, ?wawa,
Rozumna, wesoluchna. Z tyl? przymiotami
Rozumiesz, ?e szcz??liwa? R?wnie cierpi z nami.
S? czasy, ?e zazdro?nik czulszy od Argusa,
Naziera j?, w??czy si? za ni? jak pokusa,
Huczy, mruczy, przeklina, r?ce ?amie, wzdycha,
Wo?a ludzi - gdy przyjd?, za drzwi powypycha...

?WISTAK
C?? ?ona?

PUSTAK
Zaufana w sumieniu i cnocie,
Im on diab??w liczniejsze wywo?uje krocie,
Im wi?ksze robi g?upstwa, im dziwaczniej brydzi,
Skacze, ?piewa, ?mieje si? i jak z dudka szydzi...

?WISTAK
To w?a?nie osobliwszy przekor mi?dzy niemi!

PUSTAK
Tak dalecy od siebie, jak niebo od ziemi.
Ale niechaj doko?cz?. Fraszka to, ?e gdyra
I zazdro?ci, to wi?ksza wada, ?e kostyra
I filozof. Filozof smutny i ponury,
Mniej podobno z rozumu, jak raczej z natury.
Gracz za?, nie tak z ?akomstwa (ma do??, dzi?ki Bogu!),
Lecz z chimery, z ubrzdania, z chluby i na?ogu.
W wygranej - tch?rz, w przegranej - odwa?ny bez granic;
Gra we wszystkie, a ?adnej gry nie zna nic a nic,
Przeco si? na przegran? wystawia i ?arty.
Gdy gra? si?dzie, ja musz? zaziera? mu w karty.
Wygrali-li - moje szcz??cie, niech?e, bro? Bo?e, nie -
Naklnie mnie, naszturcha si?, zburczy i wy?enie.

?WISTAK
A to jest osobliwszy gatunek cz?owieka!
C?? ty winien?

PUSTAK
Wzrok go m?j, m?wi, ?e urzeka.
Lecz nareszcie ma ka?dy cz?owiek swoje „ale”.
Zgani?em go, w czym by? wart i w czym wart pochwal?:
Punkt honoru prawdziwe, poczciwo?? niepr??na,
Przyja?? grzeczna, powolna, stateczna, us?u?na,
Serce dobre, my?l szczera, obyczajno?? czysta
Cho? dziwaka, ka?? czci? i kocha? Arysta.
Co si? tycze maj?tku i jego u?ytku,
Cz?sto do rozrzutno?ci zbli?a si? i zbytku.
S?u?? mu od lat czterech i kilku miesi?cy -
Ile? przez moje r?ce nie posz?o tysi?cy!...
Pewnie my?lisz, ?e kiedy rejestra przeczyta,
Zwa?y s?uszno?? wydatku, o reszty zapyta?
Nigdy mi jeszcze o to nie m?wi? i s??wka.

?WISTAK
Nie ma go co st?d chwali?: to znaczy p??g??wka.

PUSTAK
Przy takich te? to cz?ek si? dorobi groszyka.
Wiesz przys?owie: Drzyj wtenczas, kiedy si? dr?, ?yka.
Ostatnia to rzecz, bracie, ju? to ci??kie czasy,
Kiedy si? podskarbiemu przyjdzie sprawia? z kasy.
Bodaj m?j pan! Niech za to ?yje jak najd?u??j!
Cz?ek go te? z duszy kocha i poczciwie s?u?y.

?WISTAK
To cnota bohatyrska! Je?li mi si? zdarzy
Moich kiedy znajomych odwiedzi? kucharzy,
Cokolwiek im si? lauru od szynek ochroni,
Nie omieszkam zam?wi? na wieniec twej skroni.
Warte? tego.

PUSTAK
Tylko by? zaniecha? te drwinki.
Poetom laur, poetom, dla nas lepsze szynki.
Ale m?wi?c o naszym: powiedz mi, m?j bracie,
Po co tu do nas na wie? z panem przyje?d?acie?
To nie jest bez przyczyny, co? si? w tym zawiera.

?WISTAK
Ca?a rzecz przywidzenie, kaprys i chimera,
Nie w z?ym jednak, bro? Bo?e, rozumieniu wzi?ta -
Nie s? to jego wady, lecz raczej talenta.
Chimera, pospolicie w innych niedorzeczna,
K??tliwa, niespokojna, w nim s?odziuchna, grzeczna,
Mi?a, powabna... s?owem, ?e tak powiem, kt?ra
Tyle w nim jest, co w drugich szcz??liwa natura.
Cz?ek z niego osobliwszy: zrobi co, czy powie,
Nad niczym si?, jak ?ywo, krty nie zastanowi...
A wszelako z post?pk?w i z rzeczy, i z mowy
Zawsze go zna?, ?e jeszcze orygina? nowy
Tak do na?ladowania, jak trudny do wzoru.

PUSTAK
Prawda, osobliwego pan Fircyk humoru!
Lecz co ma za interes?

?WISTAK
Domy?lam si? trocha,
Ale prosz? o sekret: podobno si? kocha.

PUSTAK
Czy tak? Wie? jest zwyczajna w tej mierze pociecha:
Szmer strumyk?w, kwilenie ptasz?t, gaj?w echa -
S? to lube ustronia, jest to bytno?? cicha,
Gdzie swe amant tym koi k?opoty, ?e wzdycha.

?WISTAK
Kto? On wzdycha? Nie znasz ty tego specyja?a...
Gdyby raz westchn??, ca?a p?e? by omgliwa?a.
Uprzedzany w mi?ostkach, ukochany wsz?dzie,
Ledwie si? do kt?rego dziewcz?cia przysi?dzie,
Zalotnice publicznie, pok?tnie dewotki
Po?eraj? go wzrokiem - tak jest dla nich s?odki!
Ja my?l?, czy inkluza nie ma, kt?rym n?ci.
I teraz ze sze?? w nim si? kocha bez pami?ci,
Ale si? pozawodz?. Wasza Podstolina
Kaducznego mu w g?ow? zasadzi?a klina.
Jest teraz z ni? w ogrodzie.

PUSTAK
Mego pana siostra?
Ta pi?kno?? w miar? siebie surowa i ostra?

?WISTAK
Ta sama, ale nie tak, jak powiadasz, sroga,
Lubi ona i ludzi, cho? wzdycha do Boga.
B?dzie z niej dla mojego zdobycz staro?cica.
Nasza ona, skoro si? do niej pozal?ca.

PUSTAK
Nadto?cie, moje pa?stwo, w sobie zaufani.
Nie tak ?atwo z ni? p?jdzie, ma statek ta pani.
?ycie osobne, smutek, ksi??ki i pacierze -
Tym zaczyna dzie?, na tym trawi odwieczerze.
Rok ju? min??, po m??u jak zosta?a wdow?,
?mier? ta jednak jest dla niej obecn? i now?.

?WISTAK
Znam j?, bom u niej s?u?y?. Nie do tego ona
Zwyk?a, osobno?? dla niej nie jest ulubiona.
Niepodobna serc ludzkich bada? tajemnice,
Wiemy jednak, ?e czu?e serca s? kobi?ce.
Podstolina jest pi?kna, musi by? i tkliwa;
Mo?e, ?eby jej szuka?, na to si? ukrywa.

PUSTAK
Ja bym si? nie spodziewa? tej po niej chytro?ci.

?WISTAK
M?j bracie, w sercach kobiet rzadko szczero?? go?ci.
Wiemy, ?e one z ko?ci, my jeste?my z gliny -
W r??nych tworach r??ne te? by? musz? spr??yny.
Pan m?j by? u niej w jej wsi; wzi??a j? chimera
Jecha? do brata, pan m?j za ni? si? wybiera.
Ch?opiec pi?kny, rozumny, dobrze wychowany,
Umizga si?, nadstawia - musi by? kochany.
Ot?? i oni id?.

SCENA II

Podstolina, Fircyk, Pustak, ?wistak

FIRCYK
bieg?c za Podstolin?
Mo?na? by? tak dzik?!

PODSTOLINA
do Pustaka
Pan tw?j czy ju? wsta??

PUSTAK
Jeszcze, mo?cia dobrodziko.

PODSTOLINA
A imo???

PUSTAK
Wnet si? dowiem.

PODSTOLINA
patrz?c na zegarek
Jak to biegn? czasy.
Na dwunastej...

PUSTAK
do ?wistaka
Chod?, bracie, na kawa? kie?basy!
Odchodz?

PODSTOLINA
niby dopiero postrzegaj?c Fircyka
Jeszcze? to, staro?cicu?

FIRCYK
Co za podziwienie!
To „jeszcze, staro?cicu” bawi niesko?czenie
I z tonu wymawiania, mniej kto ?wiadom ludzi,
Mniema?by, ?e staro?cic Podstolin? nudzi.

PODSTOLINA
z gniewem
Nie inaczej - tak - nudzi.

FIRCYK
z u?miechem trzpiotowskim
Nie wierz?, nie wierz?.

PODSTOLINA
Naprzykrzasz mi si? wa?pan.

FIRCYK
tym?e tonem
Wszystko to nieszczerze.

PODSTOLINA
To nawet niewierzenie bior? za uraz?.

FIRCYK
A ja tak? ozi?b?o?? mam za smaku skaz?.
Podstolina bez gustu! Chimera, chimera!
Przecie? uj?? za grzecznego mog? kawalera.
Znam ludzi i mnie ludzie. ?yj?c w wielkim ?wiecie,
Wiem, jak czci? pi?kno??, jak si? przymili? kobiecie.
Pani z domu wyje?d?a, ja za ni? w te? tropy.
Drugi wierny Ulisses dla swej Penelopy,
Z t? jedynie r??nic?, ?e tamtego nawy,
Mnie m?j Hektor angielczyk unosi? cisawy.
Wielka? to wada ogon! Dzielniejszy ko? kusy.
Widzia?a pani jego korwety i susy?
To lekkie n?g zbieranie, to zagi?cie karku?...
Nie w polskim te? m?j konik schowa? si? folwarku;
Kr?l Angl?w siedzia? na nim, popisuj?c szyki
Maj?ce na wypraw? i?? do Ameryki.
C?? m?wisz, Podstolino? Albo ko? niesprawny?
Ani pan jego nudny, je?li nie zabawny?
W drodze jak ci? bawi?em! Szemrz?ce strumyki,
Drzewa li?ciem szumi?ce, kwil?ce s?owiki,
By?y to wielbi?cej ci? natury odg?osy...
Komu?, je?li nie tobie, k?ania?y si? k?osy?
Komu kwiaty balsamem lubej tchn??y woni?
Komu zefir ch??d czyni?, komu wia? fawoni?
Dla kogo wierne echa sz?y z g?r na doliny?
Dochodzi?em ich celu: ho?d to Podstoliny.
Maj?c humor tak s?odki, grzeczny, ?artobliwy,
?ebym ci? nudzi?? Nadto by?bym nieszcz??liwy.

PODSTOLINA
na stronie
Co za ba?amut z niego! Co za trzpiot! - Lecz luby!
G?o?no
Staro?cicu, daremnej nie szukaj st?d chluby!
Atencyje i grzeczno?? tyle tylko ceni?,
Ile w tym mie? kto mo?e moje przyzwolenie.
Kt?? ci? prosi? przyje?d?a? do mnie na wie?? Kto mu
Potuszy?, ?e go mile przyjm? sama w domu?
A? nadto obowi?zki znam mojego stanu.
Mia?e? dow?d, wszak by?am nierada wa?panu.
Nie chcia?e? tego pozna?, nie chcia?e? wyjecha?,
Musia?am ja. Prosz?? mnie chocia? tu zaniecha?.

FIRCYK
Za c?? ta subiekcyja? Po co trudzi? konie?

PODSTOLINA
O m?j ty ostrej cnoty surowy Katonie!
By? z nim samej...

FIRCYK
Nie b?d? gra? roli stoika,
M?odym na to, lecz nie chc? uj?? za rozpustnika
je?li me co kazi obyczaje czyste,
To to chyba, ?e nad wiek widz? mnie statyst?.

PODSTOLINA
I jak jeszcze!

FIRCYK
u?miechaj?c si?
No, no, no, ju? wiem, co si? ?wi?ci!
Domy?lam si? urazy i przyczyn niech?ci.
B?dzie to to zapewne, ?em ci?, moje z?otko,
Cho? s?usznie, lecz za ?mia?o raz nazwa? dewotk?.
O, je?li tak, to lekka w kochaj?cym wina!
Raczy mi j? darowa? ?liczna Podstolina,
Na co, ?ebym zas?u?y?, niechaj moj? pani?
Zniewoli to naj?ywsze r?k uca?owanie!
Bierze j? za r?k?
Niech mi wolno ssa? s?odycz z tej ?liczniuchnej d?onie!
Ca?uje j? powielokrotnie

PODSTOLINA
wyrywaj?c r?k?
Staro?cicu!

FIRCYK
Ura?am? Pani wstydem p?onie?
C?? to z?ego? Uczciwe godz? si? zaloty.

PODSTOLINA
udaj?c rozgniewan?
Jest to p?ocho??, tak tylko post?puj? trzpioty!
Gniewam si?.

FIRCYK
udaj?c mocno zakochanego
Nie, nie trzpioty, nie trzpioty, ale ci,
Kt?rym ?wi?te p?omienie mi?o?? w sercach nieci,
Kt?rzy czuj? moc onej, jak jest wielow?adna.

PODSTOLINA
z podziwieniem nieufaj?cej
Wa?pan kochasz?

FIRCYK
Ach, kocham!

PODSTOLINA
C?? to za twarz ?adna
Albo raczej szcz??liwa? Jakich wdzi?k?w si?a
Tyle sercem wa?pana w?adn?? potrafi?a?

FIRCYK
z entuzjazmem
Pi?kno?? wi?ksza nad ziemskie, pi?kno?? jedna w ?wiecie!

PODSTOLINA
Ciekawa bym j? pozna?, przynajmniej w portrecie.
Prosz?, spraw mi t? rozkosz! Kunszt [w] mi?o?ci r?ku
Tym samym jest pi?kniejszy, tym wi?cej ma wdzi?ku.

FIRCYK
zawsze jednym tonem
Nie, nie. Ta pi?kno??, kt?rej cudny urok krasy
Pozbawi? mnie swobody, lube zatru? wczasy,
Razi serce, lecz nie tak, abym z prze?wiadczenia
W?asnego nie zna? cel m?j by? wartym wielbienia.
Wielu pierwszy poci?ga impet, ale u mnie
Rzecz, zacz?ta z rozs?dkiem, ko?czy si? rozumnie.
Mi?o?? moja nie taka, jak s? te fosfory,
Ten marny ogie?, kt?rym wzrok ?udz? wieczory,
Nie maj?cy istoty ognia ni w?asno?ci -
Ogie? m?j jest istotny, jest ogie? mi?o?ci.
Tym trwalszy, ?e go ?ywi tylu podniet mn?stwo:
Rozum, cnoty, wdzi?k!... S?owem, ziemskie kocham b?stwo!

PODSTOLINA
?liczny portret!

FIRCYK
Do ?ywa ciebie sam? znaczy.

PODSTOLINA
To by mia? by? m?j portret?

FIRCYK
Tak jest, nie inacz?j,
Tw?j w?asny, lecz przez respekt powinny dla damy,
Wierna r?ka dla wdzi?k?w utai?a plamy;
Jedn? zw?aszcza, kt?r? wiem, ?e ci nie pochlebi?:
Ta osobno??, ten od nas wstr?t, ta my?l o niebie,
Ten wreszcie okazanych dla mnie pochop wstr?t?w
S? skromne utajenia czu?ych sentyment?w.

PODSTOLINA
Inaczej bym wa?pana kocha?a?

FIRCYK
Tak tusz?.

PODSTOLINA
Mylisz si?, staro?cicu, inn? ja mam dusz?.
?em do p?ochych zalot?w nie nadto pochopna.
Nie tak jestem dewotka, jak raczej roztropna.

FIRCYK
O, je?li tak, ju? jestem szcz??liwy! ju? moje
Uiszczone nadzieje, ju? si? nic nie boj?.
Sta?o?? ci si? podoba? Nikt stalszy nade mnie

PODSTOLINA
W?tpi? bardzo.

FIRCYK
I wiem, ?e kochasz mnie wzajemnie.
Niech?e ci?...
Chce j? u?ciska?

PODSTOLINA
wstr?t czyni?c
Staro?cicu!

FIRCYK
zawsze obcesowy
Po co ta ob?uda?
Kochasz mnie! O ja umiem cz?sto robi? cuda!
Gdzie uderz?, wsz?dzie mi p?e? zawiesza szluby,
Wsz?dzie jestem ??dany, wsz?dzie jestem luby.

PODSTOLINA
Winszuj? tego szcz??cia. Jak widz?, w stolicy
Inszy spos?b kochania, insi zalotnicy.
Mi?o?? tam samej sercom udziela s?odyczy,
Pierwej grzeczna, nim prosi, nim kto sobie ?yczy.
Tam wi?zy romansowe, wi?zy wite z r??y.
Spiesz si? do niej, szcz??liwej ?ycz? mu podr??y.
W?a?nie w swym, staro?cicu, b?dziesz tam ?ywiole.
U nas s? r??e, ale jest i cier?, co kole.

FIRCYK
Pani ca?a w ?artulach, lecz troch? za pr?dka.
Gdyby mi? te? doprawdy jecha? wzi??a ch?tka,
Gdybym tak by? pos?uszny, jak jeste? zawzi?ta...
Czy? jedne tam si? po mnie sp?aka?y ocz?ta,
Czy jedna pi?kno?? na wp?? martwa, na wp?? ?ywa
?liczn? pier? westchnieniami czu?o?ci obrywa?
Poopuszcza?em wszystkie, wszystkie zaniecha?em,
Do ciebie jednej przylgn?? chc? dusz? i cia?em.
Ja pokorny, ty? przeto bardziej nieu?yta.
Wzdaj si?, daj? ci pardon lub z przyja?ni kwita.

PODSTOLINA
C?? to znaczy? Prosz? mi powiedzie? wyra?ni?j,
Z jakiej to chcesz mi? wa?pan kwitowa? przyja?ni?
Nie mia?am jej, zda mi si?, w ?ci?lejszym sposobie.
Pr?cz powinnej stanowi jego i osobie.
Jeste? wes??, zabawny, w ?arciki obfity,
Lubi? ci?, bo to zawsze zabawi kobi?ty.
Ja sama, m?wi?c prawd?, trzpiot?w s?ucham rada:
Jest si? zawsze dowiedzie? czego?, gdy kto gada.
Lecz ?eby by? kochanym, to rzecz inna zgo?a.
Weso?ej my?li my?l si? podoba weso?a,
Dowcip szuka dowcipu, cho? serce z daleka.
Inna bro? nas zwyci??a, ta tylko urzeka.

FIRCYK
Dalej, moja bogini, mieszaj pio?un w miody,
G?aszcz, martw, rzucaj pioruny i przechod? w pogody.
Wszystko to got?w jestem z dziwnym znosi? m?stwem:
Sta?o?? b?dzie m? broni?, pokora zwyci?stwem,
Przebija ona mury, srogie koi zwierze...
Zl?k? si? Parys Pallady, przyzna? dank Wenerze -
Jeden s?odki rzut oka i westchnienie dr??ce
Zmog?o oczy Junony gniewem pa?aj?ce.
Ty? dla mnie jest Wenera. Jak pi?kno?ci matka
Dla Parysa, ty? dla mnie jest tak pi?kno?? rzadka.
Jak Parys tamte dla niej porzuci? niebianki,
Tak ja wszystkie dla ciebie rzucam warszawianki.
Chcesz tego, rzeknij s?owo, na wszystkom jest got?w.

PODSTOLINA
Szcz??cia dla siebie z cudzych nie szukam k?opot?w.
?ebym wdzi?ki stolicy w t? wda?a ohyd?...

SCENA III

Podstolina, Fircyk, Lokaj

LOKAJ
Pan Aryst pani prosi.

PODSTOLINA
do Lokaja
Brat m?j? Zaraz id?.
Do Fircyka dalej m?wi
?ebym si? mia?a chlubi? i pa?? wzgard? czyj?...
Ale musz? i??. K?aniam.
Odchodzi.

SCENA IV

FIRCYK
sam
Zekaty seryjo!
Nie tak tu, jak mniema?em, ?atwa b?dzie sprawa.
Nad wszelkie spodziewanie wdowule?ka ?wawa!
Da?a mi do my?lenia. - Jak si? tu obr?ci??
Zacz?? wzdycha?, czy burczy?? Nie dba?, czy si? smuci??
Nie, nie - trzeba by? w swoim humorze w?a?ciwym:
Obcesowym, natr?tnym, ho?ym, ?artobliwym.
To w mi?o?ci pop?aca, na tym przednia sztuka,
Jak z dzieckiem, tak z ni? ma?o ten wsk?ra, kto fuka.
Ale te? ?le pokor?, ?le i?? i rozpacz?.
Przys?owie: Na pochy?e drzewo kozy skacz?.
Chcia?aby mi kochana imo?? gra? na nosie...
Nie, nie, nic z tego, nie dam sobie m?ci? w sosie.
?artujmy, drwijmy, b?d?my weseli i hozi!
Cho? mnie zrazu ofuknie, zmarszczy si?, pogrozi,
C?? st?d? To nic nie znaczy - wszystko bagatela,
Gdzie si? k??c? amanci, tam pewne wesela.
Wd?wka pi?kna i m?oda, wi?c wniosek, ?e kocha -
Przynajmniej z oczu to jej poznawa?em trocha.
Zawin? si? ko?o niej. Hej, fortuno matko,
Przynajmniej teraz kiwnij ogonem, a g?adko!

SCENA V

Aryst, Fircyk, Pustak

ARYST
w szlafroku
Go??, go?? luby! Mojego witam dobrodzieja.

FIRCYK
?ciskaj?c go mocno
A, jak si? masz, poczciwy wie?niaku!

ARYST
wyrywaj?c si? wrzeszczy
E-je-ja!
St?j, dlaboga, co robisz? Staro?cicu, boki!
Wydar?szy mu si?
A, m?j panie, jak widz?, m?g?by? dusi? smoki!

FIRCYK
U nas w Warszawie takie jest przyja?ni has?o.

ARYST
A niech ci? licho we?mie! A? mi w karku trzas?o.

FIRCYK
Tylko by? si? nie pie?ci?. C??, tu u was na wsi
Zdrowsi, bogatsi od nas, lecz my za to ?wawsi.

ARYST
A w Warszawie co s?ycha??

FIRCYK
?le bardzo, pomorek.

ARYST
ul?klszy si? odskakuje
Na ludzi?

FIRCYK
Jeszcze gorzej.

ARYST
Przeb?g!

FIRCYK
Na m?j worek.
Zgra?em si? jak ostatni. Szel?ga przy duszy.
Ci nasi kartownicy gorsi od Kartuszy.
Z?apawszy mi? onegdaj, nie pu?cili p?ty,
A? z ostatniego grosza zosta?em wyzuty.
W sze?ciu talijach tr?jka, banku faworyta,
Tak mu by?a przyjazna, a mnie nieu?yta,
?em na ni? przegra? razy dwadzie?cia i cztery...

ARYST
To by? nie mo?e, chyba? wpad? mi?dzy szulery.

FIRCYK
Tak dalece, ?e w jednej godzinie gotowym,
Holenderskim, wa??cym z?otem obr?czkowym
Przegra?em tysi?c dusi?w, a co mi w szkatule
Brak?o, musia?em wyda? weksel na Trzy Kr?le
Na kontrakty do Lwowa. Ale b?d? w Dubnie.
Zje kata, kto mi? z?apie, a tym bardziej skubnie.
Lecz wreszcie martwi mi? to... straci?em tak wiele...

ARYST
Oj, trzeba by, trzeba by wa?ci w kuratel?...
Czy mo?na, przy tak zacnym m?odzieniec imieniu,
Pi?knych przymiotach, sercu dobrym, znacznym mieniu,
Czy mo?na si? zapuszcza? w na??g tak fatalny,
Na??g tym ?a?o?niejszy, ?e nienaturalny?
Ma?o? cz?owiek wrodzonych ma w sobie zdro?no?ci:
Zmys?y z duchem walcz?ce, z cnot? nami?tno?ci,
B?l, t?sknot?, zgryzoty, niepok?j, choroby,
By jeszcze nowych szuka? przez obce sposoby?

FIRCYK
M?j?e ty filozofie, m?j ostry cyniku!
Dobry sylogizm w szkole, lecz nie przy stoliku.
Schowaj si? z mora?ami, nie prosi?em o nie.
Ratuj mi?, podaj r?k?, bo ostatnim goni?;
Nie mam nic pr?cz sta?ego do gry przedsi?wzi?cia.
Czy nie wiesz czasem jakiej wd?wki do naj?cia?
Mniejsza o to, czy stara, czy m?oda, garbata,
Prosta, chroma, czy ?lepa, byleby bogata.

ARYST
dworuj?c z niego
Jedno by si? znalaz?o... Wybierz sobie kt?r?,
Mamy tu babsko ?lepe, lat sze??dziesi?t z g?r?,
Wszak ci takiej potrzeba?

FIRCYK
Ma? funduszu wiele?

ARYST
Ju? lat kilka w szpitalu siedzi przy ko?ciele.
Fundusz dobry i pewny, jeszcze firlejowski -
Baby m?wi? pacierze, pleban trzyma wioski.

FIRCYK
Id??e wa?? do stu kat?w, nie praw mi ambai!
Ja chc? baby bogatej, on mi ?lep? rai!
Ci??kie? to teraz czasy! Serce cz?eka boli,
Kiedy ludzie ?y? dobrze umieliby - goli.
?le w Polszcze, zewsz?d bi?da. Minery olkuskie
Zalane, ?upy wpad?y w kordony rakuskie,
Zbo?e tanie, c?o drogie. Ociec zn?w m?j sknera,
Stary jak kruk, nie daje nic i nie umiera.
Przecie si? niez?a cz?eku upiek?aby grzanka:
M?g?bym jeszcze z rok szumie? i gra? rol? panka,
Potem bym si? o?eni? z jak? ciep?? bab?,
Notandum z bab? star?, z bab? dobrze s?ab?.
Ale c??? Bab do diab?a! ?aduj nimi bryki!
S? i bogate, c?? st?d? Zdrowe gdyby byki!
Jeszcze by mi? trup kt?ry m?g? prze?y?, do licha!
Niejeden szczep zielony w starym pniu usycha...
Ale co te? ja darmo trudz? sobie g?ow?,
Przypomnia?em: znam jedn? cud pi?kno?ci wdow?.
Nie?le by si? ko?o niej zawin?? nare?cie.
Po?ycz mi, przyjacielu, dukat?w ze dwie?cie!

ARYST
Ale, m?j staro?cicu, masz d?ug?w bez miary...

FIRCYK
C??, u kata! Czy na t? fraszk? nie mam wiary?

ARYST
skrobi?c si? w g?ow?
Ale?... bo... to... dobry? wa?? w kartowe parole...
Co do d?ug?w, d?u?nik ci? pono w oczy kole.

FIRCYK
Wierzaj mi, jakem Fircyk, oddam ci. Del resto,
Gdy nie chcesz tego, jeszcze mam projekt?w ze sto,
A pomin?wszy inne: zacznijmy na fanty!
Wszak widzia?e? i dobrze znasz moje taranty?
Konie dzielne, ma?? rzadka, gustowne ubranie...

ARYST
przerywaj?c
Wi?c?

FIRCYK
Czy mi? nie rozumiesz? Chc? z tob? gra? na nie.

ARYST
Cz?ek uczciwy na fanty! A ludzie co rzekn??

FIRCYK
Tylko by? si? wa?? schowa? z t? lekcyj? pi?kn?.
Nic g?upszego nad ludzkie obmowy i ?arty -
Zawsze trzy cz??ci zwyk?y natrz?sa? si? z czwartej.
W takim razie najlepiej jest i?? na wytrwan?:
Nabzdurz? si?, nabzdurz?, nareszcie przestan?.
Kto go?y, mo?e zawsze, jak mi si? te? zdaje,
Przeda? nie tylko konie, ale i lokaje.
Do Pustaka
Hej, poda? stolik do gry! Najpierwsza rzecz u mnie
?y? weso?o, a potem, gdy mo?na, rozumnie.
Ujrzysz, jaki ja stangret, jak furmank? robi?.
Cztery konie na stolik! Dalej, dalej k’sobie.

ARYST
A jak si? te? pomylisz, a p?jd? od siebie?
Ostrzegam jak przyjaciel, wcze?nie mi ?al ciebie.

FIRCYK
tu stawia stolik
Da si? to widzie?. Ot?? nasz s?dzia przybywa.
Ej, fortuno, aby raz b?d? mi mi?o?ciwa!
Va, na moje taranty twoje jasnop?owe.

ARYST
Nie, bracie, na pieni?dze zwyk?em gra? gotowe.
Twoja furmanka w trzechset niech dukatach idzie,
Wi?cej jej nie taksuj?.

FIRCYK
A, ty ?ydzie, ?ydzie!

ARYST
Ale zaraz gotowe.

FIRCYK
Konie wi?cej warte,
Lecz wreszcie id? w trzechset, stawi? je na kart?.

ARYST
W c?? p?jdziem?

FIRCYK
W rumel-pikiet.

ARYST
Niech i tak, przystaj?.
Kartuj wa??.

FIRCYK
skartowawszy
Prosz? zebra?. Czekaj! Wi?ksza daje.

ARYST
do Pustaka, kt?ry chce odej??
Sta? za mn?!
Do Fircyka
U mnie walet.

FIRCYK
patrz?c na zebran?
Ja zbieram na damie!
Drzyj, bracie, dama u mnie zawsze szcz??cia znami?!
Rozdaje karty

ARYST
patrz?c w swoje karty
Niez?a. Siedem kart, sekwens siedymnasty, kwarta
Major, czterna?cie kralek.

FIRCYK
patrz?c w swoje
Co za brzydka karta!

ARYST
Dobieram trzech. Przedziwna.

FIRCYK
patrz?c w karty
Pe?no wszystkich ma?ci.
A sam drobiazg!...

ARYST
do Pustaka
Ty chcia?e? ju? odchodzi?? Na?ci,
Patrzaj, jak dobra!

PUSTAK
zazieraj?c w karty
Widz?.

ARYST
I wygram.

PUSTAK
Daj Bo?e!

FIRCYK
dobieraj?c si? z reszty kart
Kto nie wa?y, ten nie ma. Dobior? si? mo?e.
Zobacz?, co te? wzi??em.
Przezi?ra karty
Moje dobrodzi?jki!
Trzy damule, trzy kr?le i cztery asiki.
Przedziwna si? zrobi?a. Po tych swoich drwinkach
Poskrob si?, bracie, w g?ow? - we?miesz po tebinkach.
Wymienia karty
Osi?m kart, osi?mnasty sekwens, a trzy kr?le.
A czterna?cie asik?w, przy tym trzy damule.
Rozumiesz? To sze??dziesi?t -
Zadaje
Jedna, dwie, trzy, cztery,
Pi??, sze??.

ARYST
m?wi z refleksji, odrzucaj?c
C?? te? ja robi?! Darmo trzymam kiery!

FIRCYK
zadaj?c dalej
Siedm, o?m - dziewi??dziesi?t. Masz tedy kapota.

ARYST
z zapalczywo?ci?
Wszyscy mi kaci w dom m?j tego wnie?li trzpiota!

FIRCYK
Dopiero odetchn??em. Jakem cz?ek poczciwy,
Pierwszy raz w grze stch?rzy?em. Take? by? szcz??liwy,
Kto by si? by? spodziewa? na takie pocz?tki!
Nie mia?em, jak si?demki, ?semki, dziewi?tki...
Te mi asy i sekwens pomog?y kaducznie.

ARYST
Ale, m?j przyjacielu, nie hucz tak, nie hucz, nie!
To pierwsza gra, zobaczym dalej, kto skorzysta.
Chc? na tobie wetowa?. Stawka: drugie trzysta.

FIRCYK
Nie, to ma?o. Chce mi si? wa?pana furmanki
Albo te?, wiesz co?

ARYST
S?ucham.

FIRCYK
Podublujmy banki!

ARYST
Zgoda. Zbierz! Mniejsza daje.
Zbieraj?

FIRCYK
C?? tam masz?

ARYST
Dawida

FIRCYK
Ten kr?l mia? dobrze grywa?. ?le ko?o mnie. Bi?da!
Ja co mam? Judyt - Judyt dodaje mi serca,
Zadr?yj, Holofernesie!

ARYST
karc?c go
Wa?? zawsze blu?nierca.
B?g ci? skarze i za to samo przegrasz mo?e.

FIRCYK
?miej?c si?
Co za ?wi?ty kostera! Tym lepiej niebo?e,
B?dzie dla ciebie.

ARYST
No, no.
Patrz?c w karty
Dosy? dobr? mamy.
Kr?le si? pokazuj? g?sto - s? i damy,
Kat?e po tym! Sekwensu nie ma, w ma?ciach przerwy.
Dobiera kart
Bior? trzy. A pfe, gorsza!

FIRCYK
Ja tak gram jak pierwej.
Czterna?cie as?w, karta z sekwensu szesnasta,
Dwie kwart major i kapot. Nie gram wi?cej - basta.
Wstaje od gry
Wygrawszy wi?c dziewi??set dukat?w i konie,
Pozwolisz, ?e si? twojej pozalecam ?onie!

PUSTAK
cicho do Fircyka
Winszuj? panu.

FIRCYK
Od kart daruj? ci sto?ek.

PUSTAK
cicho
Wola?bym raczej dukat, ja chudy pacho?ek.
Pan zawsze pan, na sto?ku, czy siedzi na sofie...

FIRCYK
do Arysta
Teraz r?b sylogizmy. B?d? zdr?w, filozofie!
Odchodzi.

SCENA VI

Aryst, Pustak

PUSTAK
na stronie
Zjad? diab?a! I podchlebstwo, i moje kartowe
P?aci sto?kiem. Trzeba mu by?o da? nim w g?ow?.

ARYST
dr?c karty
Dobrze mi tak!

PUSTAK
Ot?? ju? gniewa? si? zaczyna.
Nadchodzi utrapienia mojego godzina.

ARYST
Co ty robisz?

PUSTAK
boja?liwie
Ja, panie dobrodzieju, stoj?.

ARYST
Ale, jak zawsze, g?upie odpowiedzi twoje.
Co znacz? ma?pie miny i te twoje lazy?

PUSTAK
dr??c
Czekam.

ARYST
z pasj?
Co? Po co? Na co?

PUSTAK
Na pa?skie rozkazy.

ARYST
Albo nie wiesz, co zwyk?em robi? o tym czasie?

PUSTAK
W po?udnie pan je obiad. Nie, nie, ubiera si?.

ARYST
Jak ?yj?, tak durnegom jeszcze os?a nie mia?.

PUSTAK
Czeg?? pan chce?

ARYST
Czego chc?? Chc?, ?eby? oniemia?.
Sam do siebie
Wiem, ?e nie oszust, lecz ma jakie? szcz??cie wilcze!
Dwa razy kapot!
Do Pustaka
C?? ty na to m?wisz?

PUSTAK
Milcz?.

ARYST
Ja bo chc?, ?eby? gada?.

PUSTAK
Zewsz?d cz?eku licho.
M?wi? czy milcz?, nigdy nie dogodz?.

ARYST
Cicho!
Jeszcze mi b?dzie burcza?! Wej, wej, tego mruka!
Ubieraj mnie! Nu? pr?dzej! Zwierciad?o, peruka!
M?wi z refleksji
Mam ?on?, b?d? dziatki - i dzieciom, i ?onie
Krzywd? czyni?. Co bym mia? dla nich zbiera?, trwoni?.
B?g mi? skara? t? ch?ci? do gry zapalczyw?!
Przysi?g?em nie gra? - widz?, ?e przysi?g?em krzywo.
Gdyby? si? chocia? na tym me ko?czy?y szkody,
Straszniejszy dla mnie humor tego paliwody.
Wychodz?c o?wiadczy? si? p?j?? do mojej ?onki;
On trzpiot, ona trzpiot, m?wi? nie b?d? koronki.
?wiat teraz tak z?y! Brat si? ba? powinien brata.
Kto mu ufa? Mo?e mi jak? sztuk? sp?ata.

PUSTAK
uprz?taj?c daleko od Arysta
Ot?? jest nowa scena - ju? go zawi?? trapi.

ARYST
Co ten trute? tchnie na mnie i pluje, i sapi?!

PUSTAK
A, ju? te?! Gdzie pan, gdzie ja!

ARYST
Podaj mi zegarek!
I t?ucze si?, i t?ucze, jak po piekle Marek.

PUSTAK
Ju?ci musz? uprz?tn?? graty i rupiecie.
Pan karty podar?, trudno zostawi? tak ?miecie;
Sto?ki porozstawiane, gdyby w kurdygardzie...

ARYST
Jeszcze si? b?dziesz ze mn? przemawia? tak hardzie!

PUSTAK
tch?rz?c
Cz?ek pilny, a pan zawsze i gdyra, i kwoczy...

ARYST
Cisz?j, hultaju!

PUSTAK
Nic nie m?wi?.

ARYST
P?jd? mi z oczy!
Pustak chce odchodzi?
Dok?d?e idziesz? Czekaj!

PUSTAK
Za c?? mi? pan fuka?
Nie by?o gra? w pikiet?.

ARYST
Cisz?j mi! Peruka!

PUSTAK
Kt?r?? mam da??

ARYST
Angielsk?.

PUSTAK
T? te? mam gotow?.
Tu chce poda? peruk? i upuszcza

ARYST
z gniewem
Ot?? jest!

PUSTAK
podejmuj?c j?
Bodaj?e ci?!

ARYST
Zapalona g?owo!...
Zawsze mam z?? us?ug? z tego poganina.

PUSTAK
Przepraszam pana, prawda, moja teraz wina.
Ale jest jeszcze druga.
Podaje drug?

ARYST
przywdziewaj?c j?
Poda? mi zwierciad?o!
Dobrze? mi w niej?

PUSTAK
Ale jak do g?owy przypad?o!

ARYST
przezieraj?c si? we ?wierciedle
Przypad?o! Nigdy oczu dobrze nie otworzy,
Nic nie widzi, a gada.
Zdejmuje peruk?, k?adzie j? na g?ow? Pustakowi i ka?e, ?eby si? przejrza?
Patrzaj!

PUSTAK
przezieraj?c si?
Nie najgorz?j!

ARYST
Nosze j? sam! Jaka mi do rady osoba!
Da? mi tamt?!

PUSTAK
podaj?c
Jak?e si? nareszcie podoba.
Na m?j jednak gust tamta...

ARYST
Gust tw?j nie jest moim.

PUSTAK
na stronie
By?by te? lada jaki, gdyby mia? by? twoim.

ARYST
zdejmuj?c szlafrok
Frak!
Tu podaje mu Pustak
Ca?y w pudrze. C?? to? Nie masz oczu?

PUSTAK
Gdzie? si? ma podzia? co dzie? funt pudru w warkoczu?

ARYST
Od czeg?? pr?t i szczotka? Na, patrz, wytrzeszcz ?lepie!
Tyle plam, tyle brudu...

PUSTAK
Przecie? co dzie? trzepi?.
Drudzy ka?? pudrowa?, teraz taka moda...

ARYST
Ale ja tego nie chc?.

PUSTAK
Skoro tak, to zgoda.

ARYST
Ka?da moda z kaprysu g?upia jest i letka.
Ka?e sobie podawa?
Tabakierka, pulares, etui, lornijetka,
W?dka pachn?ca, grzebyk, no?yczki, szczypczyki.
Wszystko to tka w kieszenie

PUSTAK
na stronie
I ?yd, co z kontreband? zmyka przed stra?niki,
Nie wi?cej ko?o siebie m?g?by natka? grat?w.

ARYST
St?? czy przykryty?

PUSTAK
Pono.

ARYST
Ale, do stu kat?w,
Powiadaj mi wyra?nie! Co znaczy to „pono”?
Chce g?upiec, ?eby jego my?li dochodzono!
Kiedy ci? o co pytam, przemierz?y gawronie,
Odpowiadaj dosadnie! Tak - tak, a nie - to nie.
Teraz p?jd? zobacz?, jakim si? te? tonem
Zabawia moja imo?? z tym ?oli-garsonem.
Mimo pewno?? o naszych ?on ?yciu niezdro?nym,
?aden m?? nadto nie by? w tej mierze ostro?nym.
Odchodzi.

SCENA VII

PUSTAK
sam
Chwa?a Bogu, przynajmniej dzi? mi si? upiek?o.
Ot?? to taki czy?ciec, takie co dzie? piek?o.
Cz?ek dobry, serce niez?e, lecz humor niezno?ny,
Filozof, podejrzliwy, szuler i zazdro?ny.
Poszed? do ?ony - b?dzie tam spotkanie ?wawe.
Ja p?jd? do ?wistaka, zapijem t? spraw?.

AKT DRUGI
SCENA I
Aryst i Fircyk

ARYST
Masz dziewi??set dukat?w, szel?ga nie braknie.
Ale ju? mi? drugi raz nie u?owisz tak, nie!
Od moru, g?odu, ognia, wojny, staro?cica
Bro? mi?, panie! Kiedy chcesz, szukaj sobie fryca!
Daje mu pieni?dze z kapelusza
FIRCYK
Nie chcesz gra? wi?cej?
ARYST
Masz-li ma?o na tej stawce?
Dobierz sobie r?wnego, jak sam, marnotrawc?!
Przegra? tyle pieni?dzy na dwie tylko p?atki!
A to? mi dwa ?adowne pszenic? wzi?? statki.
FIRCYK
bior?c gar?? dukat?w
Nie z chciwym masz interes, znaj dusz? szlachetn?.
Bierze gar?? z?ota
Mo?esz na mnie wetowa?. Czy licho czy cetno?2
ARYST
Dlaboga, staro?cicu! Czy te? to jest ?adnie,
?e pod?a gry nami?tno?? tyle tob? w?adnie?
Dobra gra dla zabawy, takiej gry nie gani?,
Gra? dla zysku? Cho? z?e jest, lepsze pr??nowanie.
FIRCYK
Tylko by? nie m?drkowa?; b?d?, braciszku, szczerszym.
Sam szuler...
ARYST
Gdyby? nie wa??, by?bym mo?e pierwszym,
Lecz gdy si? zastanawiam, wiem, ?e to niepi?knie.
FIRCYK
„Kiedy si? zazdro?? krzywi, niechaj zazdro?? p?knie!”
Powiedzia? Marcyjalisz i za nim [ja] id?.
Ka?dy cz?owiek, jak mo?e, swoj? ?ata bi?d?.
Lecz nareszcie chc? m?wi?, filozofie, z tob?,
Jak z pe?n? wielkich maksym, wielkich zda? osob?.
Powiedz mi, co s? ludzie, co ten ?wiat nasz znaczy,
Je?eli nie szulerni? mieszkan? od graczy?
Wy?sze i ni?sze stany, panowie i kmiecie...
Tej r??nicy nie znano w pierwiastkowym ?wiecie.
Los ?lepy zrodzi? szcz??cie, od szcz??cia dopiero
R?wni ludzie natur? t? nier?wno?? bier?.
Ka?dy ma z swoj? stawk? wst?p do jego banku,
Lecz r?wnie tak niepewny zysku, jak i szwanku.
Tym pr??ne, tym zyskowne wypadn? bilety:
S? tam flinty, kaptury, ordery, mucety,
Drogi szar?at, gronostaj, ko?uchy i gunie -
Wi?c kto co we?mie, samej winien to fortunie.
Ca?ym ?wiatem przypadek i los rz?dzi ?lepy:
Temu da? ?okie?, temu szabl?, temu cepy,
Ci si? poc? w us?ugach, ci w przemocy tyj?.
Oddaj?e wszystko to, co w?asno?ci? jest czyj?,
Niech swe s?uszno?? w dzia? ludzi wda pomiarkowanie,
Wielu by si? w przeciwnym mog?o znale?? stanie.
Co gdy tak jest, formuj? sobie entimema:
Gra ?wiat ca?y, wi?c ?adnej w grze zdro?no?ci nie ma.
Z og?lnego podania do szczeg?lnych wnioski
Wszak s? prawe? Wszak taki wyrok filozofski?
ARYST
Wi?c?
FIRCYK
Wi?c wszystkim gra? trzeba, a st?d to wynika:
Kto przegra?, niech nos zwiesi, kto zgra?, niech wykrzyka!
ARYST
Co te? to si? za chaos temu we ?bie miesza:
Cep do szabli przyr?wna?, ?okie? do lemiesza!
Nie krzywd? ludzi i cnoty, nie powstawaj na ni?,
Ma ona w sercach prawych sw? cz???, swe w?adanie.
Ty sam, je?li? krwie zacnej nie wzi?? przez a?ardy
I cnoty swoich przodk?w, czemu? z niej tak hardy?
Czemu si? tytu?ujesz staro?cicem? Czemu
Tym puszysz, co losowi winiene? ?lepemu?
Nie, bracie, pob??dzi?e? w swoim zdaniu mocno:
Los mo?nym, cnot? nadto czynisz bezowocn?.
Lecz wreszcie s?uchaj, chc? ci? przekona? zupe?ni?j:
Cz?ek, kt?ry powinno?ci swoje zna i pe?ni,
Kt?ry pr??en ambitu, boja?ni, nadzieje,
Na wszystko oboj?tnie patrzy si? i ?mieje,
Czy kto stan?? wysoko, czy osiad? na dole,
Kt?ry got?w na szcz??cie, tak jak na niedol?,
Kt?ry ma do?? sam w sobie, aby by? szcz??liwy,
Kt?ry w tym wszystko zamkn??, ?e zosta? poczciwy -
Taki cz?ek, prawych czcicieli cn?t, nie zna ba?wana
Fortuny, ni chimerze los?w gnie kolana,
Lecz pan swojego serca, sk?onno?ci, ob??cia,
Wbrew losom sprawc? oraz jest w?asnego szcz??cia.
FIRCYK
?liczny mora? i nie mniej pi?kny wz?r cz?owieka!
Kt?? go to skoncypowa?, czy pan, czy Seneka?
ARYST
z gniewem
To najpewniej, ?e nie wa??.
FIRCYK
S?ysza?em o s?awnych
Dziwi?cych wieki swoje, siedmiu m?drcach dawnych.
Wielbi? ich rozum, wielbi? uczczone imiona,
Ale czy za ich czas?w grano w faraona?
ARYST
A zawsze w faraona?

FIRCYK
No, to w maryja?a.
ARYST
Nareszcie mnie ju? twoja pustota ura?a.
FIRCYK
A propos maryja?a, czy wiesz, ?e si? ?eni??
ARYST
z podziwieniem
Ty si? ?enisz?
FIRCYK
Nie wierzysz temu?
ARYST
Pewnie, ?e nie.
FIRCYK
Na poczciwo??, ?eni? si?.
ARYST
Id?, klito, dziwaczysz!
FIRCYK
M?wi?, jakem poczciwy. Wkr?tce to zobaczysz.
ARYST
?eni? si? nie jest to zje?? z mas?em kawa? chleba
I, ?eby? nie ?a?owa?, d?ugo my?li? trzeba.
Pami?taj, przestrzegam ci?, s? r??ne przypadki...
FIRCYK
O przypadki, przypadki! S? to pr??ne gadki.
Przypadk?w umartwieniem nikt cofn?? nie zdo?a.
A od czeg?? w tym wieku s? miedziane czo?a?
Je?li mi si? co trafi, jak wielom przede mn?,
Czy? mam si? przeto trapi? zawi?ci? daremn?,
A bardziej jeszcze wczesn? boja?ni?? Nie my?l?
Bynajmniej z moj? ?on? kalkulowa? ?ci?le.
Zysk, czy strata, jak padnie. B?d?-li w tym cechu,
?e si? ze mnie ?mia? zechc?, pierwszy dam ton ?miechu,
I, m?wi?c prawd?, rzecz ta niewarta niesnaski.
Wiwat Francuz! Ten pok?j ma ?wiat z jego ?aski!
ARYST
Mog?? wiedzie? nazwisko tej ?licznej bogini,
Dla kt?rej pan ofiar? swego serca czyni?
FIRCYK
Co to, to jeszcze sekret. Z rzecz?, co na dwoje
By? mo?e i nie mo?e, wydawa? si? boj?.
Co, kto, jak, gdzie i k?dy - mnie to wiedzie?, nie wam.
Ale ?e si? o?eni?, pewnie si? spodziewam.
Niech to b?dzie do czasu sekret, przyjacielu,
Potem ci powiem.
ARYST
A ja b?d?? na weselu?
FIRCYK
Owszem, przed tob? nie dam pierwsze?stwa nikomu.
ARYST
Je?li ?aska, wesele odpraw w moim domu.
Na niczym ci nie zb?dzie. Mam dobr? piwnic?,
Smaczn? kuchni?, s?siedztwa pe?n? okolic?,
A nade wszystko wi?cej gospodarz ochoczy
Kontent b?dzie, ?e z twoj? ?oneczk? wyskoczy.
Przynajmniej tym si? pomszcz? - ale bez pokusy -
Za te, co? mi wa?? nieraz wyplata?, psikusy.
FIRCYK
Mniejsza o to.
ARYST
?ciskaj?c go
Ale ju? prosz? bez zawodu.
FIRCYK
I owszem.
ARYST
?ciskaj?c go
?ebym pr??no nie czyni? zachodu.
Odchodzi
FIRCYK
z min? protekcji
No, no, no, bez zawodu.
SCENA II
FIRCYK
sam
Ot, zwyczaj wie?niaczy,
?e si? go?ciom naprzykrzy, mniema, ?e ich raczy!
I prosi, i ca?uje, i za r?ce chwyta,
Jak gdyby ponie?? mia?a szwank Rzeczpospolita
Albo hordy tatarskie wpada?y nas ?upi? -
Koniec ko?cem interes, ?eby si? z nim upi?.
Bodaj miasta sto?eczne! U nas na tym dosy?,
Nie wypchn??, gdy kto przyjdzie, ale na co prosi??
A propos tego, p?ki mi si? w g?owie kr?ci,
Musz? sobie w pulares wpisa? dla pami?ci:
„Kiedy ci? gdzie nie prosz?, chyba? bardzo znany,
Strze? si? cisn?? do sto?u, zw?aszcza mi?dzy pany”.
Notandum t? ostro?no?? mam z w?asnej przygody,
Doznanej u pewnego pana wojewody.
Jest to z staro?ytnego jeszcze cz?owiek ?wiata,
Zacny, ludzki i grzeczny, lecz si? nierad brata.
Ot??, ?e mnie w rejestrze proszonych nie mieli,
Wyprosili zza sto?u, jednak nie wypchn?li.
Ale to b?dzie wina dworskich...
SCENA III
Fircyk, ?wistak
FIRCYK
Jeste? to tu,
?wistaku? Trzeba mi dzi? twojego obrotu.
Chc? tu wyda? hulank? z uroczysto?ciami
Wszystkimi, z maszkarad?, z koncertem, z ta?cami
I w?a?nie w tym zak?adam moje punkt honoru,
A to wszystko dzi? jeszcze i tego wieczoru.
?WISTAK
Nic milszego jak hula?. Ale sk?d osnowa
I w?tek na te rzeczy?
FIRCYK
W tym te? twoja g?owa.
?WISTAK
Ot?? to zwyczaj pan?w! Na hulanki radzi,
A gdy worka poci?gn??, jak w dym do czeladzi.
Wiecz?r tu?, tu? za pasem, w kieszeni suchoty,
Pasz czasu, pasz pieni?dzy, jakie tu obroty?...
FIRCYK
Kto ma jedno, mo?e si? obej?? bez drugiego.
Na, masz tu przewodnika.
Daje mu pieni?dze
?WISTAK
A, to co innego!
FIRCYK
We? konie i drapn?wszy co tchu do Warszawy
Przywo? nam tu uciechy, rozkosz i zabawy.
Lecz wara wygada? si?, bo wzi??by? po boku;
T? uczt? my?l? dla nich da? na kszta?t uroku.

?WISTAK
Je?li o pr?dko??, samym nie dam naprz?d wiatr?m,
Lecz gdzie szuka? tych zabaw?...
FIRCYK
G?upi?, na teatrum.
?WISTAK
Prawda, jest to rozrywek nieprzebrane ?rzod?o.
Ale niech wiem, z kim tu si? panu tak powiod?o?
Razem ty?a pieni?dzy lada traf nie zdarza.
FIRCYK
Ogra?em tutejszego domu gospodarza.
Lecz co straci? w pieni?dzach, to zyska w zabawie,
Tu pieni?dze wygra?em, tu je i zostawi?.

?WISTAK
Ale czas bardzo kr?tki...
FIRCYK
Ale worek d?ugi.
Spraw si? dobrze, nie b?dziesz ?a?owa? us?ugi.
Do koncert?w chc? g?os?w. Na, masz sto dukat?w.
Zabierz wszystkich, co ich jest w Warszawie, kastrat?w.
?WISTAK
Bardzo dobrze, wype?ni? wszystko do litery.
FIRCYK
Je?li mo?na aktor?w do grania opery
I tych sprowad?. Jest te? tu teatronik w sali,
B?dziemy si?, jak mo?na, na wsi zabawiali.
Nade wszystko pami?taj, ?e ci to nadgrodz?.
?WISTAK
O, je?li tak, na jednej uwin? si? nodze.
Wychodzi.
SCENA IV
FIRCYK
sam
Szcz??liwe dusze pod?e! Mimo stan sw?j niski
Lepsz? dol? i pr?dsze od nas maj? zyski
I gdyby przysz?o wejrze? w klasy ludzi, kt?ra
Najszcz??liwsza, ja bym da? krysk? na rajfura3.
SCENA V
Fircyk, Podstolina
ju? na g?owie ubrana i w sukni ustrojonej, ale ?a?obnej
FIRCYK
A, moja Podstolina! C?? to za odmiana?
Co widz?! Take? mi dzi? gustownie ubrana:
Te kwiatki, te kosztowne fraszki, te trz?sid?a!
Niech mi si? godzi spyta?: na kogo s? sid?a?
PODSTOLINA
z min? oboj?tnej
Pewnie nie na wa?pana.
FIRCYK
Pozw?l, ?e nie wierz?.
C?? ma znaczy? to ?mierci ze ?wiatem przymierze:
Ta ?a?oba z jasnymi zgodzona kolory?
Ten w?os gwoli zwyci?stwom utrafion w k?dziory?
Te oczy, na serc zapa? dane od natury,
Pe?ne zmy?lonej buty, pe?ne ci??kiej chmury,
Kt?rymi, mimo przymus, przez skryte tajniki
Serce mi?kkie, nie umys? zna? si? daje dziki?
Co znaczy to zmieszanie wstydu i rzewno?ci,
?agodno?ci i grozy, m?stwa i s?abo?ci?
Wszystko to tysi?c wdzi?k?w jedna twej osobie.
Stokro? ci jednak b?dzie lepiej nie w ?a?obie.
PODSTOLINA
udaj?c gniewn?
P?ki? to tych wa?pana ?art?w i swywoli?
Nie widz? w nich ni pi?tna dowcipu, ni soli.
Nie ten, mospanie, z nasz? p?ci? zabaw gatunek
Jedna wam przywi?zanie, wzgl?dy i szacunek.
Zamiast co by? pokorny, powolny i cichy
Mia? szuka? wzajemno?ci, idziesz drog? pychy.
Porzu? wa?pan t? mi?o?? w?asn?, te obcesy,
Te ?mia?e z pokrzywdzeniem p?ci naszej karesy.
S?u?, nadskakuj i b?j si?, i wahaj w nadziei:
Te s? drogi do serca, tym si? mi?o?? klei.
Na to ma?o lat dziesi??, nie ?eby w momencie...
FIRCYK
przerywaj?c bardzo pr?dko
Prawda, sam to czyta?em w Starym Testamencie.
Co wi?cej powiem: dziesi?? lat nie b?dzie wiele,
Kiedy Jakub czterna?cie s?u?y? za Rachel?.
Ale to, Podstolino, stara czas?w data,
Inne by?y zwyczaje, inna posta? ?wiata.
Ludzie wtenczas po trzysta lat ?yli z ok?adem,
Jak?e nam mo?na teraz p?j?? za ich przyk?adem?
Ale, ale, ? propos, pani mi m?wi?a,
?e j? nudz?, ?e moja bytno?? tu niemi?a,
Jak?e to si? z zamiarem zgodzi lat dziesi?ci?
Jednak chc? si? stosowa? do wa?pani ch?ci,
Ale radz?, ?eby to mog?o by? wygodni?j,
Zredukujmy lat dziesi?? na kilka tygodni,
Albo te?, ?eby jeszcze rachowa? dok?adni?j,
Po co czeka? lat dziesi??, zr?bmy to za dwa dni!
Wszak gdy komu tak mi?o??, jak mnie, si? nie darzy,
Inny bieg czas?w, inny pomiar kalendarzy:
Z chwil miesi?ce, dni z godzin, lata id? ze dni.
Tak na czas utyskuj? kochankowie biedni!...
Podstolina si? u?miecha
C?? znaczy ten wzrok pani do ?mi?chu sk?oniony?
PODSTOLINA
?miej?c si?
Czy podobna si? nie ?mia? na takie androny?
Ja, co m?wi? z wa?panem, m?wi? mu doprawdy,
Wa?pana odpowiedzi ?artami tchn? zawdy.
Staro?cicu, nie te ma mi?o?? charaktery,
Nie tak z swoj? kochank? amant idzie szczery!
Kto kocha, ten si? stara z swym nie dzieli? celem,
By? jego na?ladowc?, mie? go swym modelem,
Mie? te same my?lenia, te? czucia sposoby -
Zgo?a jedn? natur? dwie z??czy? osoby.
Ale prosz? nie my?li?, aby te przestrogi
Mia?y si? do mnie ?ci?ga?, m?j mospanie drogi.
Je?eli lat dziesi?ci uczyni?am wzmiank?,
Oboj?tnie b?d? jak? rozumiem kochank?,
Chc?c przez to w nim uni?y? uprzedzenie mylne
Dla kobiet pe?ne wzgardy, dla siebie przychylne.
Nie take? niebezpieczny. Nie tak bardzo na twe
Ofiary czucia moje mo?esz znale?? ?atwe
I je?li jaka w mojej duszy jest odmiana,
To to chyba, ?e mam gniew s?uszny do wa?pana
Za t? jego zuchwa?o??, za te niepotrzebne,
Jako bym ci? kocha?a, my?lenie podchlebne,
Za te zimne umizgi, te ofiary p?onne,
To serce oboj?tne, s?owa obustronne,
Kt?re nie czu?o?? duszy, nie umys? otwarty,
Ale nieprzyzwoite oznaczaj? ?arty.
FIRCYK
Czy mo?na tak t?umaczy?? ?arty nie s? drwiny
Respekt pierwszy jest u mnie wzgl?d dla Podstoliny
I je?li co si? ?artem z moj? pani? m?wi,
Folguj? tym skromno?ci, twojemu wstydowi,
A?eby? bez jawnego swej niewoli pi?tna
Bra?a wi?zy serdeczne, jak gdyby niech?tna.
?arty s? moje groty, ?arty me or??e,
Z t? broni? je?li wygram, je?eli zwyci???,
Tryumf m?j b?dzie s?odki bez strony skrzywdzenia,
Mam wszystko od u?mi?chu, nic od zawstydzenia.
Kto tak kocha, zda mi si?, delikatnie kocha.
PODSTOLINA
U mnie za? taka mi?o?? lekka jest i p?ocha.
Serce, kt?re prawdziwie swoje wi?zy czuje,
Tyle zna mi?o?? wa?n?, ?e z niej nie ?artuje,
Owszem, ni? zaprz?tnione, ni? ca?e przej?te,
Czci j? tylko westchnieniem jako b?stwo ?wi?te.
FIRCYK
Czy tak? Nic ?atwiejszego, wkr?tce si? odmieni?,
Ko?cz? ?arty i nudne zaczynam wielbienie.
Masz mnie, pani, dla siebie odt?d ho?downiczym,
Lecz gdy strac? weso?o??, zostan? przy niczym.
Ten tylko mia?em w resztach maj?tek na zbycie,
??dasz wi?cej? Mam jeszcze krew w ?y?ach, mam ?ycie.
La? j? b?d? do kropli, wa?? si? na wszystkie
Razy ?mierci, harmaty, spisy, kordy p?ytkie,
Niech b?d? postrzelany, sk?uty, stratowany -
Do?? szcz??liwy, je?eli od ciebie kochany!...
Aha, pani? to nudzi?
PODSTOLINA
Bynajmniej.
FIRCYK
zawsze tonem mocnym
Niestety.
Kiedy?, kiedy? mojego szcz??cia dojd? mety?
Kiedy g?os m?j us?yszan z ludzko?ci wyzute
Tknie twoje serce, serce z twardej ska?y kute!
Kiedy patrz?c na moj? rzewno?? i rozpacze
Wzruszysz si?, sroga, dla mnie lito?ci??
PODSTOLINA
domy?laj?c si? w tym afektacji, z gniewem
Zobacz?.
Tymczasem prosz? przesta?. Nie z dzieckiem, mospanie!
Wiem, ?e? wilk w mi?kkie we?ny przybrany baranie.
Znam, co prawda rzetelna, znam, co jest ob?uda.
Do Warszawy p?e? zwodzi? - na wsi si? nie uda.
FIRCYK
Przeb?g, co za dziwactwo! Jakimi? sposoby
Mam m?wi?? Jakie odt?d serca dawa? proby?
Weso?y ura?a?em, teraz, gdy szalony
W wysokie zachwycenia przechodzi?em tony,
Kiedy chc? krwi? szafowa?, i?? samej wbrew ?mierci,
M?wi?, ?em przyodziany wilk w baraniej sierci.
Darmo! Widz? dla siebie nieprzyjazne nieba.
[Na stronie]
Gdzie nie mo?na przeskoczy?, tam podle?? potrzeba.
[G?o?no]
Los ci? srogi na zawsze ode mnie oddala,
Szcz??liwego zapewne lubi?c? rywala.
Nie taj si?, wyznaj szczerze, jake? zacna dama.
PODSTOLINA
Mo?e, ?e wa?pan zgad?e?.
FIRCYK
Przyznajesz to sama?
Wi?c po mojej nadziei! Zako?czy?em rol?.
Mam by? przykrym dla pani, oddali? si? wol?.
Chce odchodzi?
PODSTOLINA
Gdzie? wa?pan idziesz?
FIRCYK
Sta?y w ka?dej szcz??cia dobie,
Gdy ty my?lisz o innym, ja my?l? o tobie!
Odchodzi z min? ?waw?.
SCENA VI
PODSTOLINA
sama
Jak?e mnie ta zmy?lona rozpacz jego wstydzi!
Wie o tym, ?e go kocham, wie i z tego szydzi.
Na c?? mi si? przyda?y utajone skromnie,
Nie przeto mniej poznane, czucia moje po mnie!
Samo nieme milczenie, ta wierna zas?ona
My?li - ach, i od niego zosta?am zdradzona!
Tryumfuje nade mn?! Swe zwyci?stwa lubi -
Gdyby? si? nimi cieszy?!... lecz si? tylko chlubi.
Wi?c po moim sekrecie! Ju? ta tajemnica
Wiadoma mu. Daremnie kocham staro?cica!
Niestety, ja com dot?d w osobno?ci ca?a,
Na sam? o mi?o?ci wzmiank? si? l?ka?a,
Dzi? uznaj? zwyci?zc? ze strat? honoru
Mojego, z ha?b? jarzma, ze wstydem wyboru!
Nie powinnam?e by?a zna? jego przywary?
Ten, co liczy? kochania przez same niewiary,
P?ochy motyl, czasow? wabiony s?odycz?,
Wbrew moim przedsi?wzi?ciom dosta? mnie zdobycz?.
Sroga dla serc, mi?o?ci, jak twe prawa grube!
Inne nam bezpiecze?stwo, twoje daj? zgub?.
Lecz za co na? powstaj? i wcze?nie troskliwa
Gardz? tym, kt?ry w moim sercu przemieszkiwa?
Mi?o?? chodzi z szacunkiem; niewart ten kochania,
Kto swemu, raz wybrawszy, celowi przygania.
Zgrzeszy?am, lecz pokut? chc? ten grzech wymierzy?,
Nadgradzam ci ufno?ci?, chc? ci odt?d wierzy?.
Mo?e, ?e mia?e? serce dla pi?kniejszych zdradne,
Czu?a ci? zastanowi, gdy nie mog?y ?adne.
Cz?sto mi?o?? w zdarzenia nadzwyczajne p?odna.
B?d? mo?e szcz??liwa, chocia?by mniej godna.
Tak, luby staro?cicu, kocham ci?, ale ty
Gdyby? nie by? wzajemnym!... My?l mnie ta, niestety,
Zabija!
SCENA VII

Podstolina, Klarysa
KLARYSA
Podstolina samotna? Co to si?
Ma znaczy?? Podstolino, w niedobryme? sosie.
Nic mi nie odpowiadasz? B?d? zdrowa, siostrzyczko,
Nie wartam by? tajemnic twoich uczestniczk?!
PODSTOLINA
Przepraszam, nie postrzeg?am.
Na stronie
Twarz mi wstydem pa?a.
G?o?no
Wa?pani? mi? podobno, siostro, pods?ucha?a.
KLARYSA
Czy? masz dla mnie sekreta?
PODSTOLINA
Ka?dy cz?ek ma swoje,
Darujesz mi, wa?pani, je?eli mam moje.
KLARYSA
Mo?e kochasz?
PODSTOLINA
rozumiej?c si? by? pods?uchan?
Pi?knie? to, gdy kto pods?uchiwa?
KLARYSA
Te rzeczy wyjd? zawsze na wierzch jak oliwa.
Doprawdy kochasz?
PODSTOLINA
zacinaj?c si?
Jak?e? wa?pani niezbyta!
Na stronie
Wie zapewne o wszystkim, a jak na z?o?? pyta.
G?o?no
Tak jest, musz? to wyzna?, mimo zamys? sta?y
Niekochania... czucia mnie moje zna? zdradza?y...
Ale na co mam m?wi?? Jestem pods?uchan?,
Wa?pani wiesz o wszystkim, znasz mni? zakochan?.
KLARYSA
Ale nie wiem o niczym, mam w tym ?wiadkiem nieba.
Wreszcie, cho?bym wiedzia?a, ba? mnie si? nie trzeba.
Sekret tw?j b?dzie moim, je?li go u?yj?,
U?yj? go na twoje po?ytki, nie czyje.
Je?li kochasz, gdzie? mi?o?? jest bez konfidenta?
Wiadome ci s? dawno moje sentymenta,
?e z mymi przyjaci??mi wszystko czyni? szczerze,
Szkodzi? komu nie jest to w moim charakterze.
PODSTOLINA
na stronie
W takim jestem k?opocie!...
KLARYSA
C?? to za ch?opczyna
Zrani? ci ?wi?te serce strza?? Kupidyna?
PODSTOLINA
na stronie
Mam?e wymieni? albo zamilczy? Fircyka?
KLARYSA
No, no, dob?d? z koperty tego migdalika.
Musi to by? zapewne jaki? feniks rzadki.
PODSTOLINA
Wa?pani wiesz o wszystkim, po co pr??ne gadki?
KLARYSA
Jakem poczciwa, nie wiem.
PODSTOLINA
zacinaj?c si?
Ot?? si? przyznaj?:
Jest to m?odzian... zna? po nim dobre obyczaje,
Posta? w nim mi?a, oko ?ywe, zwrotno?? chy?a...
Nie znasz go, siostro, przyby? niedawno z Pary?a.
Jeszcze ma?o widziany... nawet go tu nie ma.
Lecz niech to b?dzie sekret mi?dzy nami dwiema.
KLARYSA
W czym?e sekret? Nic nie wiem zgo?a.
PODSTOLINA
Mianowicie
Przed m??em; wdzi?czn? b?d? na ca?e me ?ycie.
Adieu, siostro!
Odchodzi.

SCENA VIII

KLARYSA
sama
Chwal? t? moc nad j?zykiem.
Mi?o?? cz?eka najpr?dzej zrobi politykiem.
Ale ?eby sekretem sekret by? dok?adnie,
Ma by? ca?y jak kamie? w wodzie, i to nie na dnie.
Ot?? jest ta surowa, co wiecznym rozbratem
Mia?a si? rozej?? z lud?mi, wdowa, i ze ?wiatem.
Dzi? kocha - ani mo?na m?wi? s?owa o to.
Obrzydzenie rozkoszy nigdy nie jest cnot?,
Lecz raczej skaz? smaku, zdarzon? niekiedy
Z wielkich trosk?w, z niedoli, z umartwienia, z biedy...
Niech?e chwil pomy?lniejszych p?omyk b?y?nie z g?ry,
Wraca lubo?? rozkoszy. Rozkosz - stan natury!...
Ale kogo to ona kocha? Co za dziki
Cz?ek w lesie, z odludnymi schowan pustelniki,
Co za powa?ny Kato lub jemu podobny
Chcia?by z ni? wiek przep?dza? nudny i osobny?
Jakbym rada co pr?dzej zna? tego sarmat?:
Musi to by? co? siwe, stare i w?sate...
SCENA IX

Klarysa, Fircyk

KLARYSA
m?wi bardzo pr?dko
P?d? no tu, staro?cicu, a pr?dko, a ?wawo.
FIRCYK
S?ucham pani.
KLARYSA
zawsze jednym tonem
Powiem ci rzecz wcale ciekaw?.
FIRCYK
Na przyk?ad?
KLARYSA
Pos?uchaj no!
FIRCYK
S?ucham.
KLARYSA
Nasza wdowa...
FIRCYK
C?? wdowa?
KLARYSA
Dla was, ch?opc?w, dot?d tak surowa,
Co mia?a ca?e ?ycie w stanie sp?dzi? wdowim...
FIRCYK
Pewnie si? zakocha?a?
KLARYSA
Zgad?e?.
FIRCYK
?miej?c si?
To? ja to wi?m.

KLARYSA
Kt?? ci m?wi??
FIRCYK
Jej oczy.
KLARYSA
O, je?eli tylo,
S? to znaki k?amliwe - oczy cz?sto myl?.
Ale ja z ust jej w?asnych, b?dzie temu chwilka,
Bardzo ciekawych rzeczy wyczerpn??am kilka,
Kt?re na tym si? ko?cz?, ?e nasza wdowe?ka,
Jak pierwej by?a dzika, tak dzi? s?odziusie?ka.
FIRCYK
Bo si? kocha, c?? to jest dziwnego?
KLARYSA
Ale w kim,
Tego zapewne nie wiesz?
FIRCYK
To te? bo to, ?e wi?m.
KLARYSA
W kim?e na przyk?ad?
FIRCYK
tonem pewnego
Je?li nie we mnie bez ma?a,
Albo? wa?pani o tym nic nie wspomina?a?
KLARYSA
Gdyby s?owo!
FIRCYK
z zadumieniem
Czy mo?na? A to jest, jak widz?,
Rzecz ca?a w tajemnicach, w kaba?ach, w intrydze.
KLARYSA
Czy? si? wa?pan w niej kochasz?
FIRCYK
Kocham si?.
KLARYSA
I ona
Ma to by? niby twoja ?onka narzeczona?
FIRCYK
To ciekawe pytanie!
KLARYSA
Masz?e od niej s?owo?
FIRCYK
Ju?ci, przecie do ?mierci m?odej nie by? wdow?.
Potem, jak mnie nie kocha?? Taki ze mnie cacka,
Talijka smuk?a, pi?kna buzia, mina gracka...
Takich te? to wy ch?opc?w lubicie, kobietki.
KLARYSA
Tylko by? nie by? w swoich domys?ach tak letki,
Bo ja mam z ust jej w?asnych ten dow?d widomy,
?e ?w, kt?rego kocha, jest kto? nieznajomy.
FIRCYK
ul?kniony
Co s?ysz?? Nieznajomy!
KLARYSA
A potem, czy mo?na,
?eby kobieta taka stateczna, pobo?na
Mia?a na koniec kocha? ciebie, sza?awi???
FIRCYK
rozgniewany
Moja pani, zaniechaj te ?arty niemi?e!
Prawda, s?ysza?em od niej o tym kawalerze.
S?owa jej bra?em za ?art - zna? m?wi?a szczerze!
KLARYSA
?arty cz?sto si? prawdz?.
FIRCYK
Los mnie srogi karze.
Pierwsze moje kochanie w ma??e?stwa zamiarze,
Pierwsze i nieszcz??liwe!
KLARYSA
Tak zawsze w mi?o?ci:
Wygra?, przegra?. My?l sobie, ?e? niby gra? w ko?ci.
FIRCYK
Ja, ?w w moich zalotach ch?opiec cudotworny!...
KLARYSA
Zna? niewart cud?w wiek nasz grzeszny i niesforny.
FIRCYK
z zapalczywo?ci?
Ej, p?ki? tych ur?ga?! Kiedy ran nie leczysz,
Po co je j?trzysz, po co na nowo kaleczysz?
Gdybym dzi? nie mia? pociech i wsparcia w rozumie...
KLARYSA
Co ja widz?? Staro?cic i gniewa? si? umie?
FIRCYK
obaczywszy si? w grubija?skiej zapalczywo?ci
Klaryso, ubli?y?em czci twojej! Niech raczy
Wym?wi? mi? przed tob? zbytek mej rozpaczy.
Mi?o??, ?al, zawstydzenie - trzej srodzy morderc?
Odj??y mi przytomno??, udr?czaj?c serce.
Ach, je?li jeszcze mo?na jak? znale?? drog?,
Prosz?, wesprzyj mi? u niej!
KLARYSA
C?? ja w tym pomog??
FIRCYK
Pomo?esz, by?e? chcia?a. Niech wasza za?y?o??,
Przyja?? i krew nieszcz?sn? moj? wespr? mi?o??!
By?a?by sroga, widz?c ?zy moje i mod?y?...
Ale kto to ten rywal? Niech dr?y, je?li pod?y!
Naucz? go... lub je?li r?wne stany nasze,
Gdy chybi? pistolety, p?jdziem na pa?asze.
Klaryso, ulituj si?!
KLARYSA
Z duszy bym to rada
Uczyni? dla wa?pana, ale co to nada?
Przeszkody s? tak wielkie.
FIRCYK
Ma?e b?d? one,
Je?li mi? szczerze zechcesz wzi?? w swoj? zas?on?.
C?? by mog?o nie ulec na te wdzi?ki ?liczne,
Ten warg koral, ust r??e, te jagody ml?czne...
Te ocz?ta gin?ce w niebieskim b??kicie!
Na to nadchodzi Aryst
Ach, one mi powr?c? m?j pok?j, me ?ycie!
Czy? mo?na, aby pi?kno?? by?a tak zawzi?ta?
SCENA X

Fircyk, Klarysa, Aryst
ARYST
podrze?niaj?c
To, to, to... „Te w b??kicie gin?ce ocz?ta,
Ten warg koral, ust r??e, te ml?czne jagody...”
No, dalej, nie przeszkadzam, doko?cz, panie m?ody!
O, Bo?e, co ja widz?! co widz?! Tak?e to
Uczciwie post?puj??! Ty, niecna kobieto!
Ty wiaro?omna! I ty, zdradny przyjacielu,
Na takim?e to mia?em s?u?y? ci weselu?!
Ach Klaryso, Klaryso! Kiedy nie krewko?ci,
Przynajmniej mie? si? godzi wi?cej ostro?no?ci
I chocia? m??a nie mie? swych umizg?w ?wiadkiem!
M?j Bo?e, na c?? ja to trafi?em przypadkiem!
KLARYSA
?miej?c si?
A to jest osobliwa scena! C?? tam dal?j?
Gdyby? nie ty, m?j m??u, ju?e?my drzymali.
W?a?nie? scen? o?ywi?.
ARYST
w gniewie
Takie ?arty s?one,
Mo?cia pani!
FIRCYK
Za c?? ty powstajesz na ?on??
Pfe, wstyd? si?, wstyd?! Mo?na? by? takim waryjatem
I j? l?y?, i na siebie samego by? katem?
C??e? s?ysza?? Co? widzia?? Z jakiego pozoru
Dochodzisz plamy twego, niebaczny, honoru?
Ja przyjaciel - nic z?ego nie postrzeg?e? po ni?j.
Czy? to nas od podejrze? twoich nie zas?oni?
ARYST
Nic z?ego nie postrzeg?em! Albo? to jest ma?o,
?e si? z takim sam na sam bawi ?wiszczypa???
Albo?e? jej nie prawi? andron?w tysi?ce,
Czym, je?li nie najmi?ksz? lubie?no?ci? tchn?ce?
I ja na te krwi? zimn? patrza?bym swywole!
C?? na to mo?cia pani? Prawda w oczy kole!
KLARYSA
M?j m??u, ?al mi ciebie, szanuj? twe b??dy
I je?li ci wybaczam, przez te tylko wzgl?dy.
Wiedz jednak, gdybym nasze chcia?a plami? ?o?e,
Lepiej bym ci? oszuka? potrafi?a mo?e.
ARYST
z pasj?
Oszukuj?e, do licha, kiedy o to idzie,
Ale niech m?? o twoim nic nie wie bezwstydzie!
FIRCYK
Ale nie by?by? dzieckiem i baj?w nie prawi?!
Zostaw nas tu na moment.
ARYST
?ebym was zostawi?!

FIRCYK
Tylko si? naradziemy w pewnym interesie.
ARYST
Nic z tego, dobrodzieju!
FIRCYK
Prosz?.
ARYST
Obejdzie si?,
Obejdzie, dosy? mojej cierpliwo?ci p?ty!
FIRCYK
Chwilk? jedn?.
ARYST
Nie, nie, nie, ani p?? minuty!
FIRCYK
do Klarysy
Przyrzekasz?e, mi pani, ?e za tw? pomoc?...
KLARYSA
Je?eli b?d? mog?a, b?d? pewien...
ARYST
Co? Co? Co?
KLARYSA
do m??a
To, o czym wa?pan nie wiesz.
Do Fircyka
?e si? nie uchyl?,
?ebym ci rozkoszniejsze mog?a sprawi? chwile.
ARYST
Co, co wa?pani m?wisz?
KLARYSA
odchodz?c
K?aniam uni?enie,
Na tak lekkie pytania najlepsze milczenie.
FIRCYK
do Klarysy
S?u?? pani.
ARYST
w ostatniej zapalczywo?ci
A wiesz ty, mospanie Fircyku,
?e ja takich wypraszam go?ci na patyku?
Klarysa odchodzi, Fircyk za ni?.
SCENA XI

Aryst, Pustak
PUSTAK
Go?cie, mospanie!
ARYST
Jacy?
PUSTAK
Po korabiu starym
Pozna?em, ?e ksi?dz proboszcz przyjecha? z wikarym;
Tak?e dwa o trzech koniach szyd?em karawany,
Pewnie ksi??a kwestarze jad? na barany.
ARYST
Id??e sobie do diab?a z swymi kwestarzami,
Z kwest? i ze wszystkimi w ?wiecie baranami!
PUSTAK
Ale ksi?dz proboszcz! Wszak?e to przyjaciel pa?ski.
Nale?y go przywita?.
ARYST
Ciszej, mi, poga?ski
Synu!
PUSTAK
Przecie? w ko?ciele dla pani i pana
Pierwsza ?awka jak sutym kobiercem zas?ana!
Pierwszy krok w procesyi, pierwszy ku patynie...
ARYST
A ty za t? zuchwa?o?? twoj?, poganinie,
Daje mu policzek z obojej strony
Masz! Nie za „panie bracie” z panem!
Odchodzi.
SCENA XII
PUSTAK
sam
Niez?e i to.
Kochany pan! Kiedy da, to ju? da sowito!
Cho? p??no zacz??, ale nadda? to w przycisku.
Nigdy jeszcze tak brzydko nie wzi??em po pysku.
Musia?a mi twarz spuchn?? przynajmniej p?? pi?dzi.
Strasznie ma ci??k? r?k?, zekaty mi? sw?dzi.
Lecz mniejsza o b?l, gorszy jest wstyd. Jaki taki
Mo?e spyta?, sk?d mam te na g?bie siniaki.
Musz? ?ga?, nie tak dla mnie, jak raczej dla pana,
Boby go za wielkiego miano grubijana.
Pfe, da? komu policzek! Ju? ten zwyczaj stary
Ledwie mi?dzy dzikimi uszed?by Tatary,
Ale nie u nas w Polszcze, w tak grzecznym narodzie,
Nieszcz??cie! Czasem jeszcze bywa i tu w modzie,
Lecz nie mi?dzy pierwszymi, i je?li trafia si?,
To si? trafia najcz??ciej w niskich ludzi klasie.
Zawsze jednak, na moje zdanie, nie ten, kt?ry
Schwyci, lecz kt?ry wytnie, wart by czarnej kury,
A przynajmniej powszechnej wzgardy, jak niegrzeczny,
Pod?y i w obcowaniach ludzkich niebezpieczny.
Wreszcie nie mnie na cudze wady by? bocianem!
Ja sam mo?e bym gorszym by?, gdybym by? panem.
Lepiej zrobi?, gdy trocha przejd? si? w op?otki
Wyziera? moich dziewcz?t - Basi i Dorotki.
Skoro si? zabieraj? panowie do ta?ca,
To? i mnie ze ?wistakiem nie m?wi? r??a?ca.
KONIEC AKTU DRUGIEGO

AKT TRZECI
SCENA I

Pustak, ?wistak
?WISTAK
Jakby? z?by rwa?, tak ci spuch?y obie szcz?ki.
PUSTAK
Pusta ciekawo??. Kaduk wni?s? mi? do pasieki.
Sam nie wiem, sk?d mi si? wzi?? ten humor weso?y,
Zacz??em w ule dmucha?, podra?ni?em pszczo?y
I tak ni st?d, ni zow?d, ni siad?o, ni pad?o,
Kilkoro tych bestyjek razem mnie ujad?o.
?WISTAK
Dobrze ci tak, m?j bracie, starych ludzi s?ucha?:
Przys?owie staropolskie: nie trzeba w ul dmucha?.
PUSTAK
Mniejsza o mnie, ta fraszka ?atwo si? zagoi,
Ale ja co mam wnosi? z smutnej miny twoj?j?
Niedawno tak weso?y, tak by?e? rubaszny,
Teraz taki ponury, tak kwa?ny, tak straszny!
Hulanka tu?. Gdzie st?pisz, wsz?dzie jest ochoczo,
Wsz?dzie gotuj?, wsz?dzie piek?, wsz?dzie tocz?,
A w czym najwi?cej mo?e cieszy? nas ochotka:
Niezabawem przyb?d? Basia i Dorotka.
A jeszcze jak nadobne, jak pi?kne dziewczyny!
?wie?uchne, rumieniuchne, gdyby dwie maliny.
No! humor dobry! Porzu? niepotrzebne troski!
Zobaczysz, jaki b?dzie st?? m?j marsza?koski,
Co si? nam zda: mi?d, wiszniak, malinnik czy wino -
Wszystko to z nasz? b?dziem popija? dru?yn?.
?WISTAK
wzdychaj?c
Smaczne to s? ?akocie, ale nie w tym czasie,
Wszystko dzi? na nieszcz??cie moje sprzysi?ga si?.
Mo?na? by? nieszcz??liwszym?
PUSTAK
Od czeg?? s? trunki,
Je?eli nie na ludzkie troski i frasunki?
Ja sam, kiedy si? w jakiej znajduj? przygodzie,
Nigdy mojej pociechy nierad szukam w wodzie,
Ale goj?c zgryzotne na sercu zastrza?y,
Mam skuteczne ulepki z wina i gorza?y,
Potem cho? pod kanap?, gdy nie na kanapie,
R?wnie smaczniej jak trze?wy ?pi? sobie i chrapi?.
Ani mnie sny umartwi?. S?odki skutek wina:
Cz?sto mi jaka pi?kna przy?ni si? dziewczyna.
Nigdy okrutna! zawsze jak skromny baranek
I przyjmie, i dozwoli niewinnych cacanek.
Ja j? przycisn?, ona pod brod? mnie mu?nie...
Zgo?a cz?ek kontent wstaje, cho? niewes?? u?nie.
?WISTAK
M?j bracie, sen jest mara.
PUSTAK
A to? co na jawie
S?u?y nam ku rozkoszy, rozrywkom, zabawie,
C??, je?li nie lubego snu jest przed?u?enie?
Co, je?li nie dym pr??ny, mara, omamienie?
Zw?aszcza kobiety teraz tak p?oche, tak zmienne,
Tak zdradliwe - prawdziwe pogody jesienne.
?WISTAK
Niech?e b?d?, jakie chc?. Bywaj zdr?w, kamracie!
PUSTAK
C?? to znaczy, albo ju? od nas odje?d?acie?
Przecie smaczne mieli?my dzi? ?akocie spasa?
I dobre trunki spija?, i z pi?knymi hasa?.
?WISTAK
Prosz?, nie dodawaj mi tym wi?cej st?d bolu;
Bi?s nam jaki? w pszenic? podmuchn?? k?kolu.
Straszna si? w interesach zrobi?a r??nica.
Przyjechawszy zaledwiem pozna? staro?cica.
Chodzi, my?li, wykr?ca palce, z?by zgrzyta,
Sam sobie odpowiada, sam siebie si? pyta,
Wspomina Podstolin?, ramionami z?yma,
Drapie si? w g?ow?, wzdycha, przewraca oczyma,
Rozrzuca si? po sto?kach, po pokoju lata...
S?owem, zakochanego zna? w nim waryjata.
PUSTAK
Co za przyczyna tego? Czy mu zrobi? kto co?

?WISTAK
Tyle mi tylko m?wi?, ?e pojedzie noc?,
Byle pofolgowa?o cokolwiek gor?cu.
PUSTAK
Czas pi?kny, dobra pora jecha? po miesi?cu,
Zw?aszcza jak teraz w pe?ni ja?niej ?wiec? gwiazdy,
Wielka szkoda uchybi? tak pogodnej jazdy.
Wi?c ?egnam ci?, bywaj zdr?w - szcz??liwej podr??y!
?WISTAK
To by? nie mo?e, cierpie? niepodobna d?u??j!
Ju? mi si? te? nareszcie i przykrzy? zaczyna.
PUSTAK
Daj go katu! Mam w lodzie spory g?sior wina.
Skrad?em co najstarszego dwa butle wiszniaku...
Odjecha? tego? Wisie? wola?bym na haku.
?WISTAK
Posy?a? mnie tak nagle, ledwom nie dar? gar?a,
Dwie szkapy pad?y w drodze, jedna si? rozpar?a,
Ubiega?em si? jak ?yd, w b?ociem si? zaklapa?,
Ca?e miasto obiega?, nim W?och?w po?apa?.
Z ka?dym si? natargowa?, z ka?dym wszczyna? zwady,
Chc?c zjedna? honor sobie i panu z biesiady.
Przyje?d?am z gotowo?ci?, a? tu z wielkiej chmury
Ma?y dyszcz, mysz si? rodzi cho? st?ka?y g?ry.
PUSTAK
Tyle podj??e? pracy!...
?WISTAK
W ca?ej p?ci niewie?ci?j
Dobiera?em wyskoku, czo?a, pi?tej tre?ci.
Na to trzeba oszale?! W dwa poczw?rne wozy
Ledwie si? mogli zmie?ci? same wirtuozy.
*
PUSTAK
Pe?na kuchnia kucharz?w...
?WISTAK
Dwa przednie tenory.

PUSTAK
Wino, wiszniak, malinnik ?ci?gnione w g?siory.
?WISTAK
Dwa alty przecudowne, dwa ogromne basy.
PUSTAK
Kuropatwy, jendyki, kap?ony, bekasy.
?WISTAK
Cztery, jak ju? nie mo?na mie? lepszych, dyszkanty.
PUSTAK
Cztery, jak ju? nie mo?na mie? t?ustszych, ba?anty.
?WISTAK
A owe, jakby jakie syreny, ?piewaczki!
PUSTAK
Owe sosem francuskim podlane przysmaczki!
?WISTAK
A owe, gdyby cygi, hy?e tanecznice!
PUSTAK
Sztufady, czamanagi, kiszki, polenwice!
*
?WISTAK
E, c?? znowu do kata! U ciebie nic wi?c?j
Tylko w materyjalnych rzeczach smak by.dl?cy!
Czy mo?na by? nieczu?ym na tak wielkie straty?..
PUSTAK
Jecha? tam s?k i W?ochy, i wasze kastraty,
I basy, i dyszkanty, ta?ce, i aryje -
To, to u mnie opera, kiedy jem i pij?.
Ale m?wi?c o twoim panu: sk?d te gniewy?
Jakby mu kto nasypa? prysku za cholewy,
Tak si? pr?dko uwija! Co w tym za przyczyna?
?WISTAK
Nie b?dzie pewnie insza, tylko Podstolina.
Wszak gdzie diabo? nie mo?e, tam nasadzi bab?.
PUSTAK
Wszystkie dot?d kobiety by?y dla was s?abe.
Wszystkie?cie zwyci??ali! Tak kruche naczynie
Zhartowa?o si?, widz?, w pierwszej Postolinie.
?WISTAK
Nie to to jest: chcia?aby imo?? dobrodzi?jka
Pi?tnowanego dla si? mie? w nim niewolnika,
?eby za ni? omglewa?, przepada?, umiera?
I z trzewiczk?w wypija?, i proch z ?lad?w zbiera?.
Ale u nas ton inszy. A nie? - To nie! A tak?
To tak! Zawsze nam tryumf jeden dawa? atak;
Nigdy dwa razy naszej nie wznosiemy broni.
A chybi? Mospanowie, na odw?d! Do koni!
Mo?e te? w nim i mi?o?? nareszcie os?ab?a.
Ale oto i tw?j pan idzie.
Odchodzi.

PUSTAK
Zjedz?e diab?a!
Z?y widz?. Oczy mu si? jak u kota ?wi?c?,
Panie, racz mnie zachowa? przed t? nawa?nic?!
SCENA II

Aryst, Pustak
ARYST
Ju?e? to ty powr?ci??
PUSTAK
Powr?ci?, mospanie.
ARYST
A imo???
PUSTAK
Nie znalaz?em.
ARYST
A to jest skaranie
Bo?e z t? moj? ?on?! Co ten trzpiot ma w g?owie!
Gdzie? si? podzia?a? Dok?d posz?a?
PUSTAK
B?g?ej? wie!
Pyta?em ogrodnika, lecz on nie wie wi?cej,
Tylko ?e z staro?cicem, wzi?wszy si? pod r?ce,
Szli w dzik? promenad?, za ogr?d do gaju.
ARYST
Gdyby te? i do piek?a, szukaj ich, hultaju!

PUSTAK
M?j mo?ci dobrodzieju, co to wszystko nada?
Wi?cej si? ?wierci mili ci?gnie promenada,
Kaniku?a panuje, niezno?ne gor?ca.
Mo?e cienia szukaj? od upa??w s?o?ca,
Drzewa g?ste, manowc?w, dr?g, jaskini tyle...
Cho?bym wreszcie i poszed?, pewnie si? pomyl?.
ARYST
Zaraz id? mi ich szukaj!
PUSTAK
Ale co to po tem,
Postrzeg?szy mnie, mog? si? ukry? za wywrotem.
Przywidzia?o si? panu z natury bra? wzory:
Kaza? pokopa? wilcze jamy, lisie nory,
Drzewo zwala? umy?lnie, sia? chwasty i zielska...
Mia?a to fantazyja by? niby angielska -
?cie?ki tak kr?te, ?e cz?ek chodzi jak w zawrocie...
ARYST
Wszelako id? ich szukaj!
PUSTAK
A je?li s? w grocie?
Ja nie mam kocich oczu, kto ich tam wy?ledzi?
ARYST
Wo?aj!
PUSTAK
Panie bro?! W grotach cz?sto diabo? siedzi.
ARYST
Ja bo tak chc? i ka??...
PUSTAK
Nie ma tu w tym ?art?w,
Takie miejsca bywaj? przybytkami czart?w,
Kt?re, ile mo?no?ci, przed lud?mi si? kryj?,
Ale wara ich zdyba?, bo zekaty bij?.
ARYST
Ale...
PUSTAK
Ile? to ludzi na nich si? nie skarzy!
Ja sam nieraz s?ysza?em, co gadali starzy,
?e si? to w r??ne kszta?ty bestyjstwo przerzuca:
Tu go zobaczysz ?ydem, patrz i ju? masz muca,
Niech?e si? jeszcze zmieni w rogatego byka...
O mospanie, tych rog?w ka?dy rad unika!
ARYST
z obruszeniem si?
Komu? to ty przymawiasz?
PUSTAK
tch?rz?c
Zwyczajnie, szatanom,
Marom, pokusom... ale, bro? Bo?e, nie panom.
ARYST
wypychaj?c go
Poczekaj?e, poczekaj, hultaju - batogi!
PUSTAK
wynosz?c si?
Co ja tu ?le m?wi?em, ?e diabo? ma rogi?
SCENA III
ARYST
sam po kr?tkim pomy?leniu
Co te? to za ?wiat teraz! Nie rozumiem, je?li
Mo?na sobie wystawi?, jacy to ludzie ?li!
O fatalne romanse! Romanse niestety,
Wy?cie nam pokazi?y m?odzie? i kobiety!
Lecz kiedy gust ju? taki, kiedy tej morow?j
Zarazy par? wszystkie zawr?cone g?owy -
Niech?e, do licha, maj? na te szkodne jady
Czterech z?odziej?w ocet, Augustyna rady5,
Niech ?yj? po zwierz?cu, niech ?yj? bezbo?nie,
Lecz niech b?dzie uczciwo??, niech b?dzie ostro?nie!
Wchodz? tu, zastaj? ich w umizg?w zapale,
Okazuj? st?d czu?o??, gniewam si? i ?al?,
Przek?adam nieuczciwo??, gorsz?ce uczynki,
Ja im m?wi? seryjo, oni stroj? drwinki.
Wychodz?, unikaj?c wrzekomo ha?asu,
Schodz? si? znowu razem i id? do lasu.
Chyba ?e si? z plebanem moim nie zobacz?.
Czego on co niedziela na kazaniu p?acze?
Uroi? sobie w g?owie ten fantastyk czysty
Jakowych? libertyn?w, jakowe? deisty.
Wrzeszczy na nich, z nimi si? tylko zawsze bawi,
Pisma pe?n? ma g?b?, cudami si? d?awi.
Po co to? Niech si? raczej tym ozw? ambony:
„M??owie, b?d?cie lepsi, poprawcie si? ?ony!
Z uczciwo?ci? nasz honor nierozdzielnie spi?ty,
Kto jest cz?owiek poczciwy, wi?cej jest jak ?wi?ty”.
Moim zdaniem tak m?wi? jest to m?wi? lepi?j
Jak to, ?e tam przed laty nie widzieli ?lepi.
SCENA IV
Aryst, Podstolina
ARYST
C?? to, sama wa?pani wracasz? Gdzie?, u bi?sa,
Zapodzia? si? staro?cic? Gdzie lata Klarysa?
PODSTOLINA
Rozumia?am, ?e s? tu.
ARYST
w gniewie
Tere, fere, s? tu!
Gdzie?? Patrz, chyba w kominie!
PODSTOLINA
na stronie
Czy dosta? zawrotu?

ARYST
Ten spro?nik, ten dow?d?ca ska?onej m?odzie?y,
Kiedy ju? chce, niech?e si? ?eni, jak nale?y,
Ale po co odwleka i ci?gnie na dal?j?
Kocha si?, a do cudzych ?on cholewy smali.
Ani chybi Klarysa jego ba?amuci,
Ale p?jdzie mi w ryz?, wezm? imo?? kr?ci?j.
PODSTOLINA
z podziwieniem
Staro?cic ma si? ?eni?? Jakie? s? powody
Tego mniemania?
ARYST
Sam mnie zaprasza? na gody.
PODSTOLINA
I to ma by? zapewne?
ARYST
Kt?? tam serca bada?
Przynajmniej, ?e zamy?la i sam o tym gada,
Ale u niego w g?owie gdyby w trybunale:
Dzisiaj chce, jutro o tym zapomina wcale.
Lecz nareszcie cho?by si? i o?eni?, czy to
Z tak p?och? jak sam, czy te? z stateczn? kobi?t?,
Ja sobie nie inaczej wystawiam ich w kupie.
Tylko jak ?le dobrane ma??e?stwo i g?upie.
Ale ?eby podobne nie by?o i nasze,
Pozna imo??, ?e nie dam sobie dmucha? w kasz?.
Odchodzi.
SCENA V
PODSTOLINA
sama
Staro?cic ma si? ?eni?! O czarnej obrazie
Niewiary! Nad piorunne ci??szy sercu razie!
Oszukiwa? mi?, zdrajca! Ale co ja gadam?
Pos?dzam nierozmy?lnie kochanka! W b??d wpadam!
Wie on to, ?e go kocham, wzajemnie kochana -
Tym czuciem my?l zapewne jego ob??kana -
Przez zbytek rozrzew[nie]nia i zapa?u si?y -
Wysz?a z kres?w milczenia... usta przem?wi?y.
Daruj mi, staro?cicu, mi?o?? podejrzliwa
Nosi w sobie charakter, ?e zawsze prawdziwa.
SCENA VI
Podstolina, ?wistak
?WISTAK
nie widz?c Podstoliny
Skoro tak pilno, jakby uk?u? nas kto w sedno,
Wolno jecha?, nie jecha?, dla mnie wszystko jedno.
Konie ju? s? gotowe.
PODSTOLINA
Co m?wisz o drodze?
?WISTAK
postrzeg?szy j?
Mniema?em, ?e tu m?j pan. Nie ma go? Odchodz?.
Daruj, pani, je?li w czym przeszkodzi?em.
PODSTOLINA
Co si?
To znaczy? Czy jedziecie?
?WISTAK
na stronie
Posz?o jej po nosie,
Widz?. Jak si? ul?k?a! Lecz figle za figle:
Kto nas odrwi na szpilce, oddamy na igle!
Dro?y?a nam si? imo??, teraz my nie tani.
PODSTOLINA
Czy staro?cic odje?d?a?
?WISTAK
Tak. Odje?d?a, pani!
PODSTOLINA
A to? dlaczego?
?WISTAK
Tam by?, gdzie dobrze; w Warszawie
Nie zbywa na rozrywkach, na ?adnej zabawie.
Tam nas kobietki pragn?, tu zdaj? si? gro?ne,
Tam pr?dkie w o?wiadczeniach, a tu nazbyt po?ne.
Kto ma ?rz?d?o, na co mu pi? wod? z strumyka?..
Ten odjazd przyspieszy?a pani dobrodzi?jka.
PODSTOLINA
Albo? go ?le przyj??am?
?WISTAK
?adne, Bogu dzi?ki,
Nie by?y dla mojego pana srogie wdzi?ki.
Na to si? nie ?alemy, ale d?uga proba
Nie w jego gu?cie, zw?oka mu si? nie podoba.
PODSTOLINA
Insza tego przyczyna jest zapewne.
?WISTAK
daj?c do my?lenia
Mo?e.
Na stronie
Ustrasz? j? i pana tym samym podro??.
PODSTOLINA
na stronie
Pewnie si? dowiem jakich od niego nowinek.
Daje mu worek z pieni?dzmi
Musz? go przedarowa?. Masz ten upominek,
M?j ?wistasiu, a powiedz...
?WISTAK
Jak najuni?eni?j
Dzi?kuj?. C?? powiedzie??
PODSTOLINA
Wszak tw?j pan si? ?eni?
?WISTAK
Mam?e powiedzie? szczerze?
PODSTOLINA
M?w szczerze, prosz? ci?!
?WISTAK
Skoro pani wie o tym, to ju? po sekrecie.
PODSTOLINA
na stronie
Co s?ysz?!
?WISTAK
na stronie
Dobra nasza!
PODSTOLINA
Kogo? przecie bierze?
?WISTAK
Co tego, to nie powiem, przyznaj? si? szczerze.
PODSTOLINA
M?j ?wistasiu, m?j luby, cokolwiek mam ?aski...
?WISTAK
Wreszcie, kto m?g? na brzegach morskich zliczy? piaski,
Kto li?cie porachowa? na drzewach, kto zorza
Wszystkie dostrzec, kto krople pooddziela? morza?
Wszak on tego w Warszawie ma jak gdyby prochu,
Jednak jak si? te? mog? domy?li? po trochu,
Je?li tylko nie kocha jednej pani m?od?j
I w dostatki zamo?nej, i pi?knej z urody...
Ma to by? wdowa.
PODSTOLINA
Pi?kna?
?WISTAK
Bia?a jak lelija!
PODSTOLINA
na stronie
Wiaro?omny!
?WISTAK
Rumie?czyk kiedy by minija.
PODSTOLINA
[na stronie]
Zdrajca!
[G?o?no]
Ma? przy tym wdzi?ki?
?WISTAK
Jest tego bez ko?ca.
?w nosek, owa buzia, oczki jak dwa s?o?ca,
Pier? obluchna, talijka... n??ek nie widzia?em.
Dusza te? powinna by p?j?? za pi?knym cia?em.
PODSTOLINA
[na stronie]
Niestety!
?WISTAK
na stronie
Dobrze ci tak!
PODSTOLINA
Ta kochana dama
B?dzie pewnie hrabina Cnotliwska?
?WISTAK
Ta sama.
Je?eli pani jak? ma z ni? facyjend?,
Czekam rozkaz?w, wierny w dope?nieniu b?d?.
PODSTOLINA
z gniewem
Nie mam ?adnych. M?w panu, niech si? do niej ?pieszy!
?WISTAK
Jak?e go ta, gdy powiem wiadomo?? ucieszy!
Upadam do n?g pani. Do zawarcia oczy
Zawsze ra?ny, powolny i s?uga ochoczy.
Odchodzi.
SCENA VII
PODSTOLINA
sama
O nieba! Co za ha?ba! Okropny m?j stanie!
Poci?gniona w tak mocne wdzi?k?w ukochanie,
Widz? si? pogardzon?. Ten zdrajca swywolny
Moje serce zapala?, sam od ognia wolny.
Ju? tedy inn? kocha. Czcigodna rywalko,
?adn? z tob? niesnask? ani p?jd? walk?,
Owszem, w zak?ad szacunku i przyjaznych ch?ci,
Mi?o mi, ?e dla ciebie mi?o?? m? po?wi?ci.
B?j si? jednak od niego! Ten, co jedn? zdradzi,
?ci?ga plam?, kt?rej cn?t tysi?c nie zag?adzi.
Sta?o si?! Jedn? tylko mam rozpaczy drog?...
Ot?? i on - chcia?abym unikn?? - nie mog?.
SCENA VIII
Podstolina, Fircyk
FIRCYK
nie widz?c jej
Na wieczn? rzeczy pami??, niech si? dziwi? wieki
Do publicznej manuskrypt szl? biblijoteki.
B?dzie to w dziejach naszych pami?tna epocha:
Pierwsz? szczerze kocha?em, pierwsza mnie nie kocha.
Trudno? sobie w ?eb strzeli?. Co nadadz? ?ale?
Najprzyzwoiciej zrobi?, kiedy si? oddal?.
B?dzie mnie to kosztowa? dzie? jaki t?sknicy,
Ale si? pomszcz? wzgardy wzgard? niewdzi?cznicy.
Postrzegaj?c Podstolin?
Przepraszam, Podstolino! Masz we mnie natr?ta;
Mo?e pani przerwa?em szacowne momenta
Weso?ej spokojno?ci, mniema? bowiem trudno,
?eby ci? troski jakie czyni?y odludn?.
Osobno?? jest lekarstwem na serca ra?one,
Mia?a?by? jej potrzeb?, ty, co razisz one?
Tryumfuj, chlub si?! Nadto mocne wdzi?ki twoje,
Unikaj?c ich jarzma, bawi? si? tu boj?.
Jedna tylko ucieczka mocy ich wystarczy,
Pozwolisz, ?e u?yj? tej dla siebie tarczy.
Zegnam ci?, Podstolino! Je?elim w tym krzywy,
?e ci? tak wiele kocham, jakem nieszcz??liwy;
Daruj, a to ostatnie z serca upewnienie
Nagrod? mi cho? przez jedno z lito?ci spojrzenie.
Podstolina nie patrzy na niego
Ani tego! Tak mocno masz zaci?t? dusz?.
Adieu, pani!
PODSTOLINA
C?? to, jedziesz wa?pan?
FIRCYK
Musz?.
PODSTOLINA
Dok?d?
FIRCYK
Tam, gdzie mnie smutek i rozpacz zagrzebie,
Mimo wzgard?, statecznie wiernego dla ciebie.
Po c?? bym mia? tu zosta?? Te okropne w?o?ci,
?wiadki dzi? mego wstydu, jak by?y mi?o?ci,
Stawi?yby mi srogie, cho? nieme obrazy
Mojego odrzucenia i twojej urazy.
Wiem wszystko, Podstolino... Mam na moje szkody
Z ust wiarygodnych twego zdradziectwa dowody.
Kochasz innego. Wszak?e ma?o tym zra?ony,
Gotowa?em ?zy, rozpacz... i ten krok wzgardzony!
Sro?sze twoje nad wszystkie obelgi milczenie
Zapowiada mi wieczne z tych miejsc oddalenie.
Jak?e, ?adnej mi na to nie dasz odpowiedzi?
PODSTOLINA
O serce pe?ne fa?szu, czo?o bite z miedzi!
Czy mo?esz takim tonem, sam pe?en szkarady,
Oczyszcza? si? i na mnie w?asne zwala? zdrady?
Kto zmiennik, je?li nie ty? W jakim do nas celu
Przyjecha?e?? O jakim zamy?lasz weselu?
Wszed?szy z inn? w umow?, cz?owieku nieprawy,
Gdy? si? do mnie umizga?, chcia?e? mej nies?awy!
FIRCYK
Co? Jako? Kto to m?wi?? Poprzysi?gam, ?e nie...
PODSTOLINA
Milcz, wa?pan! Chocia? ?wiadka rzeczy nie wymieni?,
Wiem jednak, ?e si? kochasz w Cnotliwskiej hrabinie.
Znam j?, r?wnie pi?kno?ci?, jak cnotami s?ynie.
Godna ona najwi?kszych ofiar, lecz nie z moj?
Ha?b?, nie takie dla niej tryumfy przystoj?.
Niestety, gdyby mi? te? zwiod?y te zaloty,
Na jakie nie by?abym wydan? zgryzoty!
?al z kochania, wstyd z wzgardy, z niepewno?ci zawi??...
S?a?abym ?zy za tob?, przekl?ctwo, nienawi??...
Ach, samo pomy?lenie o tym mnie zabija!
FIRCYK
potuszony w mi?o?ci
A to prawdziwie istna jest Babilonija!
To Paw?a, a to Gaw?a. Co mi tam do ?adnej
Hrabiny? Pi?kna, prawda, nie ma wady ?adnej.
Lecz kto by m?g? wydo?a? tylu pi?knych zgrai?
Przecie? nie jestem Turczyn, nie chc? mie? sarai
I chocia? z jedn? w ?yciu, jak ka?e Testament,
Musz? moje mi?o?ci ko?czy? przez sakrament.
SCENA IX

Fircyk, Podstolina, ?wistak
?WISTAK
Te konie od krakowskich lepsze astrologi.
Pa?ski Hektor na wszystkie cztery skacze nogi,
Utrzyma? go nie mo?na - co wszystko nam wr??y,
?e tu z nas niekontenci, ?e czas do podr??y.
FIRCYK
Jak?e? Nie chcesz, ?ebym tu bawi?, Podstolino?
PODSTOLINA
Jed? wa?pan pr?dzej z swoj? widzie? si? hrabin?!
?WISTAK
Bo te? i jest co kocha?, albo nie cacunia?
Cicho do Fircyka
Czeg?? wa?pan, u kata, stoisz gdyby trunia!
Udawaj, ?e j? kochasz!
FIRCYK
Sam si? nie poznaj?.
Ani chybi, wa?? jakie? poplot?e? tu baje.
?WISTAK
cicho
M?w wa?pan, ?e j? kochasz!
FIRCYK
Tu s? jakie? plotki!
Kto ci to m?wi?? Jakie podajesz mi ?rzodki?
Odpowiadaj, niecnoto, albo zaraz ?eb tu
Tw?j...
Porywa si? do niego
?WISTAK
kl?kaj?c
Pardon! Ja to tego u?y?em konceptu,
Chcia?em uda? ministra, lecz mam ?eb ciel?cy -
Ju? si? nigdy w intrygi ?adne nie wdam wi?c?j?
FIRCYK
Jakie intrygi? M?w mi ja?niej, poganinie!
?WISTAK
Ja to t? wymy?li?em bajk? o hrabinie.
FIRCYK
Jako! Ty si? wa?y?e? u?y? tego kszta?tu
K?amstwa i pana czerni?...
Porywa si? do szpady
?WISTAK
A dlaboga, gwa?tu!
Pardon, monsenior, pardon! Jest to imo?cina
Wi?cej ni?eli moja, ?e sk?ama?em, wina.
Chcia?em pana podro?y? i tym ko?cem owe
Wymy?li?em z hrabin? szluby romansowe.
Staro?cie chce go bi?
PODSTOLINA
Staro?cicu, daj pok?j! Czy? pomsta na taki
Rodzaj ludzi przystoi?
FIRCYK
Wej, wej, patrz go, jaki
Trute?...
PODSTOLINA
C?? to dziwnego, ?e sk?ama? cz?ek pod?y?

?WISTAK
Te fatalne pieni?dze z rozumu mnie zwiod?y,
Imo?? da?a mi za to, ?ebym...
PODSTOLINA
na stronie
Cyt, ?wistaku!

FIRCYK
Co ty m?wisz?

PODSTOLINA
Nic to, nic.
FIRCYK
Precz mi st?d, ?ajdaku!
?WISTAK
Jak?e, czy mam rozsiod?a?, czy niech stoj? konie?
FIRCYK
Rozsiod?a?!
?WISTAK
[na stronie]
P?jd? wcze?nie my?li? o patronie,
Bo jak mu ?enienia si? raptus w g?ow? wlizie,
Ja nie mam czasu my?le? o ich intercyzie.
Odchodzi.
SCENA X
Podstolina, Fircyk
FIRCYK
Jeden trute? tak czarn? mia? mnie zmaza? plam?!
PODSTOLINA
Ale mi brat m?j Aryst powiada? to samo.
FIRCYK
Prawda, m?g? m?wi? Aryst. Nie ma wi?cej chwili,
Jake?my, b?d?c z sob? sam na sam, m?wili,
Daruj, ?e si? mniemaj?c mego szcz??cia blisko,
Wspomnia?em ciebie przed nim, ukrywszy nazwisko.
PODSTOLINA
Ale sk?d te pochlebne my?li?
FIRCYK
Nadto ?mia?y,
Widzia?em w oczach twoich mi?osne zapa?y,
Skromne onych pojrzenia, wraz wzi?te jak dane,
Mniema?em, ?e znaczy?y serce zakochane,
I to mi pochlebia?o. Ale jak daremnie!
Zgadywa?em, ?e kochasz, teraz wiem, ?e nie mnie.
Wiem, komu racz? sprzyja? te ?liczne ocz?ta.
Jest to kto? nieznajomy.
PODSTOLINA
na stronie
Ach, jak?em kontenta,
?e jego przed Klarys? zatai?am imi?,
Zna? za nim trzyma stron? i wyda?aby mi?.
Niech si? panicz nawzdycha, mia? te? dosy? buty -
Ten jest jeden na takie spos?b ba?amuty.
U?miecha si?
FIRCYK
C?? znaczy ta weso?o??, ten lica rumieniec?
Mi?y ci w samej wzmiance przysz?y oblubieniec?
PODSTOLINA
Ju? te? ta moja siostra prawdziwa kobieta,
Po co jej cudze przed kim wyjawia? sekreta?
FIRCYK
Wi?c to prawda! Co s?ysz?? - S?ysz? to i ?yj?!
Mi?o?ci, nad piekielne z?o?liwsza Furyje,
Jadowitsza nad wszystkie afryka?skie gady,
Kto ci? pozna? przez lubo??, ja ci? znam przez zdrady!
Lecz kto ten nieznajomy? Niech tu zaraz stanie,
Mo?e mi odj?? ?ycie, ale nie kochanie!
Po cz?onkach moich trzeba i?? mu do o?tarza
I da? ci r?k?, kt?r? w krwi mojej unarza.
O Bo?e! Podstolino! Przeb?g! Nieszcz??liwym!
PODSTOLINA
sk?onna do lito?ci
Staro?cicu, co robisz? B?d? mniej zapalczywym!
Czy? nie ma na to ?rzodku?
FIRCYK
zapalczywy
?adnego, ?adnego!
Chyba, ?e on mnie albo ja zabij? jego.
PODSTOLINA
Owszem, mi?y ci b?dzie.
FIRCYK
On mi?ym mi b?dzie?

PODSTOLINA
Staro?cicu, w porywczym wstrzymaj si? zap?dzie!
Nie te s? dusz szlachetnych dzia?ania sposoby;
Przela? krew za ojczyzn?, za swych przodk?w groby,
Przy prawie, przy swobodach, przy kr?lu - w tej mierze
S?usznie cz?ek swoje wa??c, cudze ?ycie bierze.
Ale ?eby za fraszki, za lada r??nic?
Zabija? si? przy kuflu, kartach lub podwice,
?eby lekkie przym?wki, mniej warte docinki
Zaraz przez barbarzy?skie ko?czy? pojedynki?
Kto tak lekko poczyna, bardzo si? o? boj?,
Aby sam nie zna? ma?o wartym ?ycie swoje.
Wyzuj si? zatem z tego zawzi?to?ci ducha.
Pi?kne m?stwo! Nie lubi? burdy ani zucha.
Nie my?l? tak o tobie. ?a?o?? w razie p?ocha
W b??d ci? wiod?a, zna? serce twoje czule kocha.
Chcia?am to widzie?, teraz jestem przekonana.
Ot?? w tym nieznajomym kocha?am wa?pana.
FIRCYK
kl?kaj?c
Co s?ysz?! Podstolino! Ty by? mnie kocha?a?...
SCENA XI
Podstolina, Fircyk, Aryst

ARYST
A, c?? ten dalej b?dzie robi? ?wiszczypa?a?
Tylko by ba?amuci?! Zgromiony tak ostro,
Ledwie co przesta? z ?on?, wnet zaczyna z siostr?.
Niech?e z ni?, arwan katu, ni broni?, ni radz?,
Ale od ?ony wara, bo przez kij przesadz?!
FIRCYK
Hola, st?j, nie burcz, nie wrzeszcz! Powinszuj mi racz?j,
?em z ludzi najszcz??liwszy.
ARYST
Jako? C?? to znaczy?
FIRCYK
Ta rzecz, o kt?r? z nami by?a tak d?uga gra...
ARYST
Jaka gra?
FIRCYK
Sko?czy?a si? i masz we mnie szwagra.
Dzisiaj jeszcze, byleby? da? nam przyzwolenie,
Ot tak, jak stoj?, bracie, z t? si? pani? ?eni?.
PODSTOLINA
Nie, mospanie, przynajmniej cho? za trzy niedziele,
Wszak nasz szlub nie w teatrum, lecz ma by? w ko?ciele.
Niech pierwej wyjdzie indult lub czas zapowiedzi...
FIRCYK
Fraszka, fraszka! I indult, i czas w worku siedzi.
ARYST
Ale co tobie w g?owie? Ty, taki hulaka,
Trzpiot, libertyn, a ona nabo?nica taka...
Jakie b?dzie po?ycie, jaka w domu zgoda?
PODSTOLINA
Mi?o?? i rozum ?rzodki do tego nam poda.
Nie troszcz si? o to, bracie! Baczna na stan wdowy
Osobno?ci? wiek m?ody strzeg?am od obmowy.
Ska?one obyczaje, ?wiat zgo?a popsuty,
Nape?nion oszczercami albo ba?amuty,
Brak prawej pobo?no?ci, prawego poloru,
Zakochania dla chluby, szluby dla pozoru -
Ucz?, ?e cho? sumnienie spraw ludzkich jest ?wiadek,
I ?y? dobrze, i ludzkich strzec si? trzeba gadek.
Wiem, za to od nikogo nie b?d? s?dzon?,
B?d?c wdow? uczciw?, b?d? tak?? ?on?.
ARYST
Da?by B?g takie ?ony i tak pi?kne stad?a!
Ale mi do ?ywego ju? moja dojad?a.
PODSTOLINA
Nie krzywd?, bracie, jej cnoty! Jest, prawda, za ?ywa,
Lecz ciebie kochaj?ca, wierna i poczciwa;
Humor ten nie ze wszystkim do twego przypada,
Gdyby na mnie, ja bym mu z duszy by?a rada.
SCENA XII

Aryst, Fircyk, Podstolina, Klarysa
KLARYSA
do m??a
I wa?pan to tu jeste?? W jakim?e humorze?
Niedawno? straszn? poni?s? plam? na honorze:
Zasta?e? mnie w umizgach z tym pi?knym paniczem,
Z tym p?ci b?stwem, z tym na was, m???w, bo?ym biczem!
A to nieodpuszczony grzech nigdy.
ARYST
zawstydzony
No, no, no,
Daruj mi, nies?usznie ci? pos?dzi?em, ?ono,
Niechaj te rzeczy w wiecznej niepami?ci gin?!
I on te? si? ?eni.
KLARYSA
Z kim?
ARYST
Z nasz? Podstolin?.
KLARYSA
Z Podstolin?? Czy mo?na?
ARYST
Wszak tu s? oboje.
Niech m?wi?...
KLARYSA
Tak? rzecz? za nic kroki moje.
ARYST
Jakie kroki?
KLARYSA
Staro?cic prosi? mi? dopiero,
?ebym ich poswata?a, a tu si? ju? bier?.
FIRCYK
tonem zuchwa?ym
Bo staro?cic ?artowa?. A jemu na kata
Zda?oby si? u?ywa? po?rzednictw lub swata.
KLARYSA
do Podstoliny
Ten?e to pary?anin?
PODSTOLINA
M?wi? o tym si?a...
KLARYSA
Domy?lam si?, domy?lam, trocha? si? dro?y?a.
Widzisz, m??u, pr??no? si? nagniewa?, naciska?...
ARYST
Kaduk?e wam m?g? wierzy? - tak wa?pani? ?ciska?.
KLARYSA
Trzeba ufa?, m?j m??u, tak uczciwo?? ka?e.
Punkt honoru nad wszystkie warowniejszy stra?e.
ARYST
Niech?e i tak! Z tym wszystkim, nie my?l?c g??boko,
Zawsze lepiej na ?ony baczne miewa? oko.
KLARYSA
Kiedy ?ona kokietka, zawsze m?? prze?lepi.
FIRCYK
I ja to samo m?wi?: wierzy?, wierzy? lepi?j.
SCENA XIII
Ci? sami, Pustak, ?wistak, Prawnik
?WISTAK
do Prawnika
Po prostu, bez konceptu, to praca niewielka.
PUSTAK
Dosy? b?dzie, mospanie, dukat i butelka.
PRAWNIK
Ale pr?cz przepisania, z?oty od arkusza.
?WISTAK
No, no, niech?e i z?oty... jurystowska dusza.
PUSTAK
do kompanii
Od wszelkiego zdarzenia, miarkuj?c z zachodu,
Pos?a?em po juryst? do bli?szego grodu,
Ale ca?? starszyzn? sprosi? podkomorzy,
Wszyscy podochocili, wszyscy le?? chorzy.
Jeden tylko wp??trzy?wy drzyma? przy kwerendzie,
Zbudzi?em go i przywi?z?. On nam pisa? b?dzie,
Je?li zajdzie potrzeba.
PODSTOLINA
A to komedyja!
Po c?? on?
PRAWNIK
Ad praestanda juris officia.

FIRCYK
Owszem, bardzo si? przyda, w?a?nie tu jest w por?,
Spisze nam intercyzy.
PRAWNIK
De ?uali tenore?
FIRCYK
Wszem wobec i ka?demu wiadomo to czyni?,
?e lubo moje serce daj? Podstolinie,
Nie wk?adam jednak na ni? obowi?zku, aby
Dla mnie tylko chowa?a sw?j wdzi?k i powaby.
Owszem, wolno jej b?dzie, okrom pr??nych strach?w,
Ze wszelkim bezpiecze?stwem dw?ch mie? sobie gach?w:
Jednego przez wzgl?d serca, drugiego z intraty;
Jeden, ?eby by? zacny, a drugi bogaty.
Co czyli b?dzie g?o?no, czyli potajemnie -
Wolno to wiedzie? wszystkim, byle tylko nie mnie.
ARYST
M?j bracie, nie potrzeba ?artowa? w tej mierze.
PODSTOLINA
Ledwie wie, ?e kochany, zaraz ton sw?j bierze.
FIRCYK
Sama jedna na wszystkie widoki, zabawy
Je?dzi? b?dzie, nie daj?c m??owi st?d sprawy...
C?? by to jeszcze wi?cej w?o?y?? Ale, ale,
Co m?? zrobi, imo?ci nic do tego wcale,
Cho?by jego niewiary by?a pewna nawet,
Nie b?dzie na to sarka?, lecz odda wet za wet.
ARYST
A to spos?b pisania intercyz jedyny!

FIRCYK
zawsze do Prawnika
Zrobi? to swoim stylem, tylko bez ?aciny.
?eby za? ta rzecz by?a trwa?a i wieczysta,
Do Podstoliny
B?dziemy, ?ono, prosi? o podpis Arysta.
ARYST
No, no, podpisz?, ale b?dzie i ta nota,
?e ?wiat ca?y r?wnego tobie nie ma trzpiota,
Ba?amuta, fiuty?ca, wietrznika, ?wistaka...
FIRCYK
A jak ty nudniejszego m?drca i dziwaka.
Odchodz?.
SCENA XIV I OSTATNIA
PUSTAK
sam
To w?r, to torba. Jeden na drugiego gada,
A jak w tym, tak i w owym ?mieszna r?wnie wada.
Nie?le si? w ka?dym cz?owiek wyda charakterze,
Byle go umia? u?y? w przyzwoitej sferze.
Dobrze by? filozofem, ale w gabinecie,
B?d? wietrznikiem, na wielkim kto chcesz znaczy? ?wiecie!
KONIEC KOMEDII

1 Medal Merentibus, kt?rym, pr?cz innych dobrodziejstw, ?askawie od Najja?niejszego Pana obdarzony zosta?em.
2 Licho, cetno, gra to samo znacz?ca czy do pary, czy nie do pary.
3 rajfura, kt?ry jedna sposoby rozmaitych rozrywek i bawienia pan?w.
* Wszystko to, co si? m?wi mi?dzy dwoma gwiazdkami, powinno si? m?wi? tak pr?dko, jak gdyby oba razem m?wili.
5 Si non caste saltim caute.