S?p - Szarzy?ski M. EROTYKI

Kol?da do Zosie

Na pocz?tku nowego roku ka?dy daje

Przyjacielowi dary, jakich mu dostaje.

Ja te?, i? ni mam nad ci? nic milszego sobie,

My?li?em, co by za dar godny pos?a? tobie.

Nie dostawa mi z?ota zdrad? mno??cego

Ani ziarn drogich piasku Morza Czerwonego,

Lecz, aczbym mia?, pewnie wim, ?e? tego nie trzeba –

Da? ci tego dostatek on hojny Pan z nieba.

Da?bym ci serce moje, ale nic cudzego

Nie chc? da? – ty? jest panem, nie ja, serca mego.

Z wiar? uprzejm? trudno mam si? popisowa?,

Bo ta ju? musi z sercem pospo?u ho?dowa?.

Owo zgo?a ledwie wim, co? by da?. Bo mojem

Co mo?e by?, poniewa? sam nie jestem swojem?

Niezgaszone p?omienie mi?o?ci – ty swemi,

Kt?ryche? mi nie wzi??a, mog? zwa? w?asnemi

I tych ci po kol?dzie dawam. Po kol?dzie

Prosz?, niech ten lekki dar wzgardzony nie b?dzie,

A je?li?e go zgardzisz, to ja pewnie musz?

Leda w dzie? po kol?dzie Bogu pos?a? dusz?.

Fraszka do Zosie
B?d? mi oczkami pozwalasz ?askawemi,

B?d? mi oczkami odmawiasz gro??cemi,

R?wnie mi? tracisz: nadziej? w?tpliwego

M?czysz, a gro?b? mi? trapisz l?kliwego.

Nadzieja, kiedy wejdrzysz na mi? ?askawie,

Serce i wszytkie wn?trzno?ci pali prawie;

Boja??, kiedy mi oczko twoje pogrozi,

Zimnem zdr?twia?em serce me n?dzne mrozi.

Owo ja smutny cierpi? gwa?t niesko?czony

Mi?dzy nadziej? a strachem postawiony:

Dzie? mi? nie widzi od frasunku wolnego

I noc spokojna nie zna mi? spokojnego.

O, nade wszytkie sro?szy okrutne bogi,

Kupido, jako? ja mam pozby? tej trwogi,

Gdy-? r?wnie srodze, chc?c cz?owieka zepsowa?,

Tracisz, jako gdy chcesz ?askawie ratowa?.

Frasunek

Nigdy takowych m?k nie ucierpia?o,

Je?li?e by?o, serce, co pa?a?o

P?omieniem w?ciek?em dla mo?nej Junony,

W?adaj?cego gromem pana ?ony,

Jakich nieszcz?sne serce me u?ywa.

Fortunna mi?o??, co z nadziej? bywa,

Ale piekielne ci??ko?ci przechodzi,

Gdy z ni? w?tpliwo?? boja?liwa chodzi.

C?? ja mam czyni? w tak? mi?o?? wdany?

Kto tak szkodliwe mo?e zleczy? rany,

Gdy o nich nie wie ten, co zleczy? mo?e?

Lecz, aczby wiedzia?, sna? ci nie pomo?e.

Nie wierz? temu, w tak ciele nadobnem

I ku przedniejszem anio?om podobnem

By si? okrutno?? sroga znale?? mia?a:

?askawe duchy ?le B?g w pi?kne cia?a.

Komu? to kiedy, i? go mi?owano,

Wadzi?o? Komu? za mi?o?? ?ajano?

I mnie te? nie to szkodzi, ?e mi?uj?,

Ale i? taj? mi?o??, m?k? czuj?.

By mi w?tpienie p?oche dozwoli?o

Oznajmi?, wierz?, ?e by odmieni?o

Twarz sw? nieszcz??cie: tak mi tamte tusz?

Sprawy, wdzi?czno?ci pe?ne, co mi? susz?.

Pr??no nadziej? przywabi? si? kusz?

Tym rozwa?aniem. Ju? widz?, ?e musz?

I?? na wytrwan? z ci??ko?ciami temi.

Wszak trudne rzeczy bywaj? ?acwemi,

Gdy szcz??cie raczy. Albo tedy moje

Serce milczeniem zwalczy niepokoje,

Albo jak dzia?o prochem przesadzone,

Tak ono ?alem b?dzie rozrucone.

Fraszka do Zosie
S?uchaj, gdy nie chcesz baczy?, co si? ze mn? dzieje,

A nie morz w mojem sercu do ko?ca nadzieje:

Albo ?zami g?stemi wszytek si? obl?wam,

Albo serdeczne ognie wzdychaniem odkrywam.

Ognie, kt?re by w popi?? dawno mi? spali?y,

Gdyby mi? ?zy wilgotne cz?sto nie kropi?y;

Kt?re tak cz?sto p?yn?, ?e by ju? me cia?o,

By go ogie? nie suszy?, wod? by? musia?o.

Owo nigdy si? o to nie przestaj? wadzi?

Ci??ki p?acz, srogi p?omie?, kto mi? z nich ma zg?adzi?.

W tem rozterku co cierpi?, chciej uwa?y? sobie.

Lecz, je?li? i to trudno, powim ja sam tobie:

?ywot mi? ju? opu?ci?, ?mier? si? mi? wzi?? boi,

Sama ?a?osna mi?o?? przy mnie stale stoi,

I ta tylko dlatego, aby mi? m?czy?a.

Mnimia?a?, aby z cnoty przy mnie si? bawi?a?

Ot?? s?yszysz, tych czas?w co si? ze mn? dzieje!

O, nader srogie serce, co si? z tego ?mieje!

Ty, je?li mi? nie my?lisz na wieki zepsowa?,

Uczy?, co? nie zaszkodzi: dopu?? si? mi?owa?.

Do Zosie

Nie psuj niepotrzebnemi ?zami wdzi?cznych oczy.

Nic to, ?e si? obrotne ko?o czasem toczy

Fortuny niespokojnej nie wedle twej wol?j:

Nie n?dza to w spo?ecznej by? z ?wiatem niewoli.

Cz?owieka tak szcz?snego na ?wiecie nie by?o,

Kt?rego by nieszcz??cie w niwczem nie ruszy?o,

Niebieskich to duch?w stan. U nas, tu na ziemi,

Weso?e si? mieszaj? sprawy z troskliwemi.

Na to pomni?c, frasunkiem nie psuj g?owy sobie.

Przyrodzenie Fortuny, nie gniew szkodzi tobie.

Lecz jak przyjacielowi, tak te? jej rozumiej,

Pr?cz frasunku post?pki takie znosi? umiej.

Strze? si?, by ci? Fortuna niewdzi?czn? nie zna?a,

Kt?ra ci? z m?odo?ci twej prawie piestowa?a

I tak ci wiele dobra samej u?yczy?a,

Na kt?rem by przesta?o ludzi szcz??ciu si?a.

A te? nie wiem, sk?d ?a?o?? ta na ci? przychodzi,

Wszak si? twemu staraniu wedle my?li wodzi.

Przesta? jeno, gdy tak chce mie? Fortuna, na tem,

A to, czego ty ??dasz, przydzie snadnie za tem.

Czego rok nie m?g? sprawi?, to godzina sprawi,

A d?u?ej trwa to, co si? z wi?tsz? prac? stawi.

Co te? wiesz, je?li temu Szcz??cie nie folguje,

Aby wdzi?czniejsze by?o, lekko post?puje?

[Do Zosie]

B?d? si? zawsze dziwowa? twojej pi?kno?ci:

Nie szkodzi wiernej daleko?? mi?o?ci.

Bo, gdzie cia?em nie mog? by?, tam my?l? b?d?,

A pierwej siebie ni? ciebie zab?d?.

A dot?d si? serce me sm?ci? nie przestanie,

A? ci? ogl?dam, me wdzi?czne kochanie.

Do Anusie

Anusiu, by? mi? tem chcia?a darowa?,

?eby mi oczy twe wdzi?czne ca?owa?

Wolno do wolej lub usta nadobne

I r??ej farb? rumianej podobne,

Ca?owa?bym ci? raz?w sto tysi?cy,

Nie przestawaj?c. Wi?c za? trzykro? wi?c?j,

Wi?c tysi?c, wi?c za?, wi?c dwa, wi?c za? wt?ry.

Trzeba tak liczb? myli?, aby kt?ry

Cz?owiek nie urzek?, wiedz?c, ?e tak wiele

Tych ca?owank?w. Bo cudze wesele

Rodzi jad ci??ki w sercu zazrosnego.

Ten potem, z mie?ca wypadwszy swojego,

Srodze cz?owieka szcz?snego zara?a,

Czym wszytkie jego rozkoszy przeka?a.

Do Kasie

Jako l?d taje przezroczysty z leka,

Kiedy go ogie? zagrzewa z daleka,

Tak ja na twarz tw? na ka?d? godzin?

Patrzam a gin?.

Patrzam a gin? z wielkiego frasunku,

A je?li nie dasz ?askawie ratunku,

Nieluto?ciw? tobie wiecznie s?yn??,

Przydzie mnie zgin??.

W co mi? nieszcz??cie okrutne wprawi?o?

?mier? tu?, gdy patrzam na to, co mi mi?o,

?mier? tu?, gdybych ci? namniej spu?ci? z oczy,

Za mn? si? toczy.

Gdzie? on m?j umys?, kt?ry p?omie? taki

A? nazbyt sobie mia? za lada jaki?

O pr??ne dumy! Nie my sob? sami,

B?g rz?dzi nami.

Tak napi?kniejszej Narcyzus urody,

Gdy si? chcia? napi?, nachyliwszy, wody,

Jak we ?wierciedle, cho? nie tego ??da?,

Twarz sw? ogl?da?.

Nie wida? przedtem oblicza swojego,

Przeto, mnimaj?c kogo by? inszego

Pod wod?, swej si? pi?kno?ci zdziwowa?

I rozmi?owa?.

Patrza a patrza, a jem patrza pilniej,

Tym w jego sercu sroga mi?o?? silniej

Cieniem a wod? – kto si? nie zadziwi? –

P?omienie ?ywi.

Chwal?, Kupido, strza?y twe. W tej mierze

Niechaj za przyk?ad ka?dy sobie bierze,

?e ty na tego, co prze pi?kno?? hardy,

Masz mo?sztuk twardy.

Zgardza? ten nimfy, co si? mu k?ania?y;

Prze jego hardo??, chodz?c mi?dzy ska?y,

Stwardzia?a Echo, powtarza? gotowa

Cz?owiecze s?owa.

A gdy tak patrza? na swoj? twarz chciwie,

Ju? poczu? mi?o??, wzdycha ?a?o?liwie,

Ju? si? rozmawia? z swem cieniem nie wstydzi,

A Wenus szydzi.

„Kt??kolwiek jeste? – rzecze – co mieszkanie

Masz pod t? wod?, us?ysz me ??danie:

Niech wolno b?dzie dotkn?? si? twojego

Cia?a ?licznego.

Co ci? wsadzi?o, dzieci? napi?kniejsze,

W t? wod?? Wynid? do mnie! Czy mocniejsze

Przyczyny broni? i tak wol? twoj?

Psuj?, jak moj??

Ach, widz? twojej ch?ci ku mnie znami?.

Dok?d ja patrzam na cie, patrzasz na mi?,

M?wi?, usta twe zna? odpowiedaj?,

Bo si? ruchaj?.

P?aczesz – gdy p?acz?, gdy ?a?o?nie wzdycham –

Wzdychasz, ?miejesz si? – gdy si? ja u?mi?cham,

Chc? ci? ob?api? – r?ce twe rozci?gasz

I mnie te? si?gasz,

Chc? ci? ca?owa? – wnet usta ch?tliwe

Sam mi podawasz. Jedno zazdro?liwe

Nam tego wody, co nas rozdzielaj?,

Nie dopuszczaj?.

Ma?a rzecz wielkie nam psuje rozkoszy.

Niech?e twe ?r?d?a przekl?te rozproszy,

Bezecna wodo, s?o?ce gor?cemi

Promie?mi swemi!”

Tak siedzia?, z swojem cieniem rozmawiaj?c,

A wszelk? pomoc ?ywota zgardzaj?c.

Usech? z tesknice, potym jego cia?o

Kwiatem si? sta?o.

Do Kasie

Im pilniej na twoje oblicze nadobne

Patrzam i na oczy twe, gwiazdam podobne,

Tem mi? srodzej pal? p?omienie mi?o?ci.

Dla Boga, daj ratunk, gin? w tej ci??ko?ci.

O wdzi?czne stworzenie, pani urodziwa,

Bacz to, ?e dla ciebie serce me omdl?wa,

Cierpi?c niewymowny ?al i doleg?o?ci.

Dla Boga, daj ratunk, gin? w tej ci??ko?ci.

Ustawne wzdychanie, s?owa niezmy?lone

I sm?tnemi ?zami lice pokropione

Niechaj ci? przywiod? ku s?usznej luto?ci.

Dla Boga, daj ratunk, gin? w tej ci??ko?ci.

Co za zysk st?d we?miesz, ?e zgin? dla ciebie,

Kt?ry ci? mi?uj? barziej ni? sam siebie,

I twojej si? wdzi?cznej dziwuj? pi?kno?ci.

Dla Boga, daj ratunk, gin? w tej ci??ko?ci.

?ywot, szcz??cie i ?mier? i nieszcz??cie moje

Dzier?y w swojej w?adzy mo?ne serce twoje;

Co ty b?dziesz chcia?a, to si? ze mn? stanie:

Dla Boga, daj ratunk, me wdzi?czne kochanie.

Fraszka o Kasi i o Anusi

Kasia z Anusi?, wdzi?cznych i pi?knych oboje,

Jednakiemi p?omie?mi trapi? serce moje:

Obyczaje w obudwu godne pochwalenia,

Te? wielk? s? przyczyn? mego udr?czenia.

A gdy czasem pospo?u wedla siebie siedz?,

Na kt?r? pilniej patrza?, oczy me nie wiedz?:

Anusia zda mi si? by? pi?kniejsz? nad Kasi?,

Kasia zda si? pi?kniejsz? nad Anusi? zasi?.

Tamta nad t?, a ta te? nad tamt? wdzi?czniejsz?,

I w rozmowie, ja nie wiem, kt?ra przyjemniejsz?.

To jedno wiem, ?e obie bez miary mi?uj?.

Jak to mo?e by?, nie wiem, ale mi?o?? czuj?.

Do Kasie

Szcz??liwy to, po kiem ty wzdychasz tak teskliwie,

Nade? cz?owiek szcz??liwszy na ?wiecie nie ?ywie;

Szcz??liwszy jest ni?li on, co niebo dla niego

Wzgardza?a Wenus, matka Kupida ?ucznego.

Niech si? mu i z mej strony wszytko k my?li wodzi,

Kt??kolwiek jest i k?dy?kolwiek jedno chodzi.

Niechaj jego nieszcz??cie ciebie nie frasuje,

Bo tw?j wszelaki frasunk moje serce psuje.

Lecz ja, czego nie mog? sam mie?, ?ycz? tobie,

Aby? bacznie radzi?a w tej przygodzie sobie.

Strze? si? wielkiej ?a?o?ci za pociech? ma??:

Pi?kno?? m?ska hard? jest i zawsze niesta??.

A ja, moje kochanie, raduj? si? temu,

?e mi? panu Fortuna w moc da?a takiemu,

Kt?ry ?wiadom, jak srogi ?al i utrapienie

Niezno?ne maj? w sobie mi?o?ci p?omienie.

Rychlej zawsze g?odnemu g?odny wyrozumie,

Kto by n?dzny, nad n?dznem zlitowa? si? umie,

I ty, gdy?e?, co mi?o?? teskliwa, dozna?a,

Tusz?, ?e wzgl?d na moj? ci??ko?? b?dziesz mia?a.

Do Anusie

Siebie musz?, nie ciebie w tej mierze winowa?,

Trudno tobie ob?udno?? zdradn? przypisowa?:

Dawa?a? zna? i mow?, i postaw? twoj?,

?e gardzi?a? stateczn? uprzejmo?ci? moj?.

Baczy?em ja to wszytko, ale me baczenie

Ob??dliwa nadzieja mia?a w pod?ej cenie

I niebacznem afektem rozum m?j wi?za?a,

?e mi si? twa niewdzi?czno?? uprzejmo?ci? zda?a.

Tuszy?em ja, ?e? mia?a k mojej powolno?ci

Serce twoje nak?oni?, a to nie srogo?ci

Przyczyta?em, i?em nic nie zna? ?askawego,

M?wi?c: „Co od wstydliwej po??dasz inszego?”.

Alem teraz do?wiadczy?, i?e mnie samemu

Nieu?yte twe serce. Przeto co rzec temu?

Jedno si? o to stara?, aby mie?ce mia?a

Gdzie indzie ma powolno??, z kt?rej? si? to ?mia?a.

?mia?a? si?, lecz si? boj?, aby? nie p?aka?a,

Bo co by sprawiedliwa Nemezis dzia?a?a,

Kt?ra zawsze takow? odmierza ka?demu

Miar?, jakow? mierzy? kto przedtem drugiemu.

O Kasi i o Pasiu fraszka

Kasia, me kochanie, Pasia nadobnego,

Kt?ry ledwie doszed? roku pi?tnastego,

(Sama tak?e m?oda) serdecznie mi?uje,

A jawnie mu mi?o?? swoj? pokazuje

Dary, ca?owanki, s?owy i postaw?;

Nie wiem, by m??owi by?a tak ?askaw?.

A jam si? spodziewa?, by to prze to by?o,

I? zaw?dy podobne podobnemu mi?o,

Albo prze to, ?e na? m?? ?askaw i ona

?askaw? by? musi jako zgodna ?ona.

A? go kto? ?pi?cego, ?artuj?c, odkryje,

Ali?ci u Pasia jak u szkapy pyje.

Ju? bacz?, sk?d posz?o tak wielkie kochanie.

Ka? mu ty przy sobie przedsi? lega?, panie.

Do Kasie

Je?li w?adn? co nami b??dz?cych gwiazd si?y,

Wierz?, ?e z?o?ne niebem aspekty rz?dzi?y,

Gdym napierwej obaczy? t? twoj? urod?,

Dla kt?rej ja dobr? my?l straci? i swobod?.

Me ?a?osne wzdychanie i oczy p?aczliwe,

Kt?re by ub?aga?y i j?dze z?o?liwe,

Blado??, trudnej mi?o?ci farb? przyzwoit?,

Jawnie widzisz i ?a?o?? z frasunkiem okwit?.

A w?dy, okrutna pani, ani ?askawego

S?owa do mnie nie rzeczesz i cieszysz si? z tego,

?e ja dla ciebie gin? m?kami srogiemi.

Okrutniejszy nie ?ywie ?wierz nad ci? na ziemi.

Wszytk? moj? uprzejmo?? i pos?ugi znaczne

Uporczywie wzgardzi?o twe serce niebaczne.

Lecz, je?li jest na niebie co sprawiedliwo?ci,

Srogiej pomsty nie ujdziesz dla tej niewdzi?czno?ci.

Ja swej krzywdy wzdychaniem i ?zami sm?tnemi

M?ci? si? b?d?, nie mszcz?c si? sposoby inszemi.

Obacz moj? cierpliwo??: wol? zgin?? w grobie,

Ni?liby co szkodzi?o z mej przyczyny tobie.

Do Kasie

Mam nadziej?, ?e si? nade mn? zlitujesz,

Bacz?c, ?e si? na mi? niewinnie frasujesz.

A je?li gniew b?dziesz trzyma? uporczywie,

Przysi?gam przez mi?o??, kt?ra we mnie ?ywie,

Dla wielkiej ?a?o?ci ?ywota si? zbawi?,

?em ci nic nie winien, ?wiadkiem sw? ?mier? stawi?.

W?dy te? wtenczas rzeczesz: „Dla gniewu mojego

Niewinniem straci?a s?ug? uprzejmego”.

Ale ta twa ?a?o?? ju? za me nie stanie,

Przeto porzu? w czas gniew, us?ysz me ??danie;

Nie okazuj mi tak nie?askawej twarzy,

Prze kt?r? ?al srogi serce moje ?arzy.

Niezno?nej ?a?o?ci i ci??kiej tesknice

?a?osne ?zy, kt?re kropi? sm?tne lice,

I g?sty wzdychania jawny znak dawaj?;

Cho?bym s?owa nie rzek?, tak na ci? wo?aj?:

„Przecz okrutnie m?czysz tego, co? jest prawie?

Nie przystoi-? srogo??, zlituj si? ?askawie”.

Frasunk

Terpy?, ho?owonko, do szczesnej hodiny.

Wszak tobie frasunki ci??kie nie nowiny.

Przetrwa?a? ju? wiele, przetrwaj?e ju? i to,

A-? B?g ?al weselem nagrodzi sowito.

By?y te? te czasy, gdy by? ?miech niedrogi

I ?adne wesela nie psowa?y trwogi,

By?y te? te czasy, kiedy tania by?a

?a?o??, lecz me serce nadzieja cieszy?a.

Nadzieja cieszy?a, kt?ra i dzi? cieszy,

M?wi?c: „Za nieszcz??ciem tu? si? szcz??cie spieszy.

Pr?dko grom przechodzi, pr?dko i b?yskanie,

I tw?j ?al przeminie pr?dzej nad mniemanie”.

Albo ten, kt?ry ci? niewinnie frasuje,

Widz?c tw? stateczno??, gniew sw?j pohamuje,

Albo, chce-li w nim trwa?, B?g ci? wyswobodzi,

A sk?din?d tw?j ?al weselem nagrodzi.

Frasunk do Kasie

Niewymowne trapienie cierpi serce moje:

Mi?o?? w nim z nienawi?ci? srogie tocz? boje.

Kt?ra go opanuje, ja nie mog? wiedzie?,

Ale mniemam, ?e si? w nim mi?o?ci osiedzie?.

Rad bym, aby nienawi?? t? wojn? wygra?a,

Ale si? na mi? mi?o?? mocnie zgotowa?a:

Ma przy sobie nadziej?, ma i oczy chciwe,

Kt?re czyni?, i?e jej serce jest ?yczliwe.

Przy nienawi?ci rozum i wstyd s?uszny stoi,

Kt?ry m?wi?, ?e d?u?ej cierpie? nie przystoi,

Okrutno?? jej winuj?, wzgardzi? rozkazuj?,

Lecz oczy s?u?y? radz?, pi?kno?? pokazuj?.

?ywot mi i przez ciebie, i z tob? niemi?y:

Godna twarz mi?o?ci, gniew sprawy zas?u?y?y.

C?? rzec? Abo ja tobie nie b?d? ho?dowa?,

Musz?-li, tedy b?d? nieszcz??cie mi?owa?.

Prze tw? ?lachetn? pi?kno??, co mi? srodze pali,

Kt?r? co? milej, ni?li Boga serce chwali,

Prosz?, niechaj ?askawie serce twe zezwoli,

Bym ci? z ch?ci mi?owa?, a nie po niewoli.

Fraszka do Kasie

Ca?owa?em ci? gwa?tem, me wdzi?czne kochanie,

I cukrem mi si? zda?o ono ca?owanie,

Alem tego przyp?aci?, bo ca?? godzin?

Cierpia?em m?k? ci??k? za tak lekk? win?.

Ani na sprawowanie, ani na me pro?by

Nie chcia? przesta? tw?j j?zyk ?ajania i gro?by

I z tak?-? czczyc? usta wdzi?czne uciera?a,

Jakoby na nie straszna trucizna pa?? mia?a.

Co to jest, ?e przystoi ka?da rzecz pi?knemu?

I gniew tw?j przyda? sercu mi?o?ci mojemu.

A tak mi? utrapi?o to twe frasowanie,

?e mi si? ???ci? zda?o ono ca?owanie.

Lecz, gdy tak karzesz chciw? mi?o??, obiecuj?,

?e ci? gwa?tem ju? drugi raz nie poca?uj?.

Do Anusie

Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie,

Kiedy w?dy nam tak szcz??liwy on dzie? nastanie,

W kt?ry skutku swego dojd? twe obietnice,

A moje serce pozb?dzie srogiej tesknice?

Twoja nawdzi?czniejsza pi?kno?? snadnie sprawuje,

?e me serce w tej mi?o?ci nic nie styskuje,

A twe sprawy, w kt?rych nimasz nic ob?udno?ci,

Czyni?, ?e ja ufam tobie pr?cz w?tpliwo?ci.

Ufam tobie, lecz ci??kiemu to udr?czeniu

R?wna si? by? u nadzieje w d?ugiem ?wiczeniu,

Bowiem boja?? zawsze przy niej ?le praktykuje,

M?wi?c: „Cz?sto pewne rzeczy odw?oka psuje”.

Przeto, prosz?, nie odw?aczaj, folguj pogodzie,

Zagr?d? drog? czyhaj?cej na nas przygodzie.

Niech nie b?dzie me o tobie pr??ne mniemanie,

Moja nadobna dzieweczko, moje kochanie.

Do Kasie

Jako si? raduje ?eglarz utrapiony

Godzinie tej, kt?r? ustawa szalony

Wiatr, co wielkie morze burzy?, i straszliwe

Chmury odkrywaj? s?o?ce po??dliwe,

Tak si? ja te? tej to godzinie raduj?,

W kt?r? doko?czone przeciwko mnie czuj?

Twe gniewy, o moje jedyne kochanie,

O nadobna pani, me wdzi?czne staranie.

Ju? za? we mnie znowu nadzieja o?y?a,

W?tpliwo?? umar?a, kt?ra mi? trapi?a,

I przywr?ci?o si? wesele prawdziwe,

?al z frasunkiem zgin?? i my?li teskliwe.

Ju? mi na twarz twoj? nadobn? nie bronisz

Patrza? i m?wi? ju? ze mn? si? nie chronisz.

Niestety?, to? jeszcze nie dostawa wiele,

Abym to ju? m?g? rzec: „Szcz??liwem ja” ?miele.

Przemo?na bogini na ziemi, na niebie,

Wenus, tego ja dzi? po??dam od ciebie,

Aby? nas twem ogniem pali?a spo?ecznie,

A szkodliwa zwada niech przepadnie wiecznie.

Fraszka do Anusi

Je?li oczu hamowa? swoich nie umia?y

Le?nych krynic boginie, aby nie p?aka?y,

Gdy baczy?y przy studni Narcyza pi?knego,

A on umar? prze mi?o?? oblicza swojego;

Je?li nie?miertnem stanom ?a?o?? rozkazuje,

Gdy niebaczna Fortuna co nies?usznie psuje,

Jako? ja mam hamowa?, by na lice moje

Z oczu smutnych ?a?osne nie p?yn??y zdroje?

Jako serce pow?ci?ga?, aby nie wzdycha?o

I od ci??kiej ?a?o?ci omdlewa? nie mia?o?