Mickiewicz A. KONRAD WALLENROD

WST?P

Sto lat mija?o, jak Zakon krzy?owy
We krwi poga?stwa p??nocnego brodzi?;
ju? Prusak szyj? uchyli? w okowy
Lub ziemi? odda?, a z dusz? uchodzi?;
Niemiec za zbiegiem rozpu?ci? gonitwy,
Wi?zi?, mordowa?, a? do granic Litwy.

Niemen rozdziela Litwin?w od wrog?w:
Po jednej stronie b?yszcz? ?wi?ty? szczyty
10 I szumi? lasy, pomieszkania bog?w;
po drugiej stronie, na pag?rku wbity
Krzy?, god?o Niemc?w, czo?o kryje w niebie,
Gro?ne ku Litwie wyci?ga ramiona,
Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona
Chcia? z g?ry obj?? i garn?? pod siebie.

Z tej strony t?umy litewskiej m?odzie?y,
W ko?pakach rysich, w nied?wiedziej odzie?y,
Z ?ukiem na plecach, z d?oni? pe?n? grot?w,
Snuj? si?, ?ledz?c niemieckich obrot?w.
20 po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,
Niemiec na koniu nieruchomy stoi;
Oczy utkwiwszy w nieprzyjaci?? szaniec,
Nabija strzelb? i liczy r??aniec.

I ci, i owi pilnuj? przeprawy.
Tak Niemen, dawniej s?awny z go?cinno?ci,
??cz?cy bratnich narod?w dzier?awy,

Ju? teraz dla nich by? progiem wieczno?ci;
I nikt, bez straty ?ycia lub swobody,
Nie m?g? przest?pi? zakazanej wody.
30 Tylko ga??zka litewskiego chmielu,
Wdzi?kami pruskiej topoli n?cona,
Pn?c si? po wierzbach i po wodnym zielu,
?mia?e, jak dawniej, wyci?ga ramiona
I rzek? kra?nym przeskakuj?c wiankiem,
Na obcym brzegu ??czy si? z kochankiem.
Tylko s?owiki kowie?skiej d?browy .
Z braci? swoimi zapuszcza?skiej g?ry
Wiod?, jak dawniej, litewskie rozmowy
Lub, swobodnymi wymkn?wszy si? pi?ry,
40 Lataj? w go?ci na sp?lne ostrowy.

A ludzie? - ludzi rozdzieli?y boje !
Dawna Prusak?w i Litwy za?y?o??
Posz?a w niepami??; tylko czasem mi?o??
I ludzi zbli?a. - Zna?em ludzi dwoje.

O Niemnie i wkr?tce run? do twych brod?w
?mier? i po?og? nios?ce szeregi,
I twoje dot?d szanowane brzegi
Top?r z zielonych ogo?oci wiank?w,
Huk dzia? wystraszy s?owiki z ogrod?w.
50 Co przyrodzenia zwi?za? ?a?cuch z?oty,
Wszystko rozerwie nienawi?? narod?w;
Wszystko rozerwie; - lecz serca kochank?w
Z??cz? si? znowu w pie?niach wajdeloty.

[I]
OBI?R

Z Maryjenburskiej wie?y zadzwoniono,
Dzia?a zagrzmia?y, w b?bny uderzono;
Dzie? uroczysty w krzy?owym Zakonie;
Zewsz?d komtury do stolicy ?piesz?,
60 K?dy, zebrani w kapitu?y gronie,
Wezwawszy Ducha ?wi?tego uradz?,
Na czyich piersiach wielki krzy? zawiesz?
I w czyje r?ce wielki miecz oddadz?.
Na radach sp?yn?? dzie? jeden i drugi,
Bo wielu m???w staje do zawodu,
A wszyscy r?wnie wysokiego rodu
I wszystkich r?wne w Zakonie zas?ugi;
Dot?d powszechna mi?dzy braci? zgoda
Nad wszystkich wy?ej stawi Wallenroda.

70 On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,
S?aw? nape?ni? zagraniczne domy;
Czy Maur?w ?ciga? na kastylskich g?rach,
Czy Otomana przez morskie odm?ty,
W bitwach na czele, pierwszy by? na murach,
Pierwszy zahacza? poha?c?w okr?ty;
I na turniejach, skoro wst?pi? w szranki,
Je?eli raczy? przy?bic? ods?oni?,
Nikt si? nie wa?y? na ostre z nim goni?,
Pierwsze mu zgodnie ust?puj?c wianki.
80 Nie tylko mi?dzy krzy?owymi roty
Ws?awi? or??em m?odociane lata,
Zdobi? go wielkie chrze?cija?skie cnoty:
Ub?stwo, skromno?? i pogarda ?wiata.

Konrad nie s?yn?? w przydwornym nacisku
G?adko?ci? mowy, sk?adno?ci? uk?on?w;
Ani swej broni dla pod?ego zysku
Nie przeda? w s?u?b? niezgodnych baron?w.
Klasztornym murom wiek po?wi?ci? m?ody,
Wzgardzi? oklaski i g?rne urz?dy;
90 Nawet zacniejsze i s?odsze nagrody:
Minstrel?w hymny i pi?kno?ci wzgl?dy,
Nie przemawia?y do zimnego ducha.
Wallenrod pochwa? oboj?tnie s?ucha,
Na kra?ne lica pogl?da z daleka,
Od czaruj?cej rozmowy ucieka.

Czy by? nieczu?ym, dumnym z przyrodzenia,
Czy sta? si? z wiekiem - bo cho? jeszcze m?ody,
Ju? w?os mia? siwy i zwi?d?e jagody,
Napi?tnowane staro?ci? cierpienia -
100 Trudno odgadn??: zdarza?y si? chwile,
W kt?rych zabawy m?odzie?y podziela?,
Nawet niewie?cich gwar?w s?ucha? mile,
Na ?arty dworzan ?artami odstrzela?
I sypa? damom grzecznych s??wek krocie,
Z zimnym u?miechem, jak dzieciom ?akocie.
By?y to rzadkie chwile zapomnienia;
I wkr?tce, lada s??wko oboj?tne,
Kt?re dla drugich nie mia?o znaczenia,
W nim obudza?o wzruszenia nami?tne;
110 S?owa: ojczyzna, powinno??, kochanka,
O krucyjatach i o Litwie wzmianka,
Nagle weso?o?? Wallenroda tru?y;
S?ysz?c je, znowu odwraca? oblicze,
Znowu na wszystko stawa? si? nieczu?y
I pogr??a? si? w dumy tajemnicze.
Mo?e, wspomniawszy ?wi?to?? powo?ania,
Sam sobie ziemskich s?odyczy zabrania.
Jedne zna? tylko przyja?ni s?odycze,
Jednego tylko wybra? przyjaciela,
120 ?wi?tego cnot? i pobo?nym stanem:
By? to mnich siwy, zwano go Halbanem.
On Wallenroda samotno?? podziela;
On by? i duszy jego spowiednikiem,
On by? i serca jego powiernikiem.
Szcz??liwa przyja?? ?wi?tym jest na ziemi,
Kto umia? przyja?? zabra? ze ?wi?temi.

Tak naczelnicy zakonnej obrady
Rozpami?tuj? Konrada przymioty;
Ale mia? wad? - bo kt?? jest bez wady?
130 Konrad ?wiatowej nie lubi? pustoty,
Konrad pijanej nie dzieli? biesiady.
Wszak?e zamkni?ty w samotnym pokoju,
Gdy go dr?czy?y nudy lub zgryzoty,
Szuka? pociechy w gor?cym napoju;
I wtenczas zda? si? wdziewa? posta? now?,
Wtenczas twarz jego, blad? i surow?,
Jaki? rumieniec chorowity krasi?;
I wielkie, niegdy? b??kitne ?renice,
Kt?re czas nieco skazi? i przygasi?,
140 Ciska?y dawnych ogni?w b?yskawice;
Z piersi ?a?o?nie westchnienie ucieka
I ?z? per?ow? nabrzmiewa powieka,
D?o? lutni szuka, usta pie?ni lej?,
Pie?ni nucone cudzoziemsk? mow?,
Lecz je s?uchacz?w serca rozumiej?.
Dosy? us?ysze? muzyk? grobow?,
Dosy? uwa?a? na ?piewaka posta?:
W licach pami?ci wida? nat??enie,
Brwi podniesione, pochy?e wejrzenie,
150 Chc?ce z g??biny ziemnej c?? wydosta?;
Jaki? by? mo?e pie?ni jego w?tek?-
Zapewne my?l?, w ob??dnych pogoniach,
?ciga sw? m?odo?? na przesz?o?ci toniach.-
Gdzie? dusza jego? - W krainie pami?tek.

Lecz nigdy r?ka, w muzycznym zap?dzie,
Z lutni weselszych ton?w nie dob?dzie;
I lica jego niewinnych u?miech?w
Zdaj? si? l?ka?, jak ?miertelnych grzech?w.
Wszystkie uderza struny po kolei,
160 Pr?cz jednej struny - pr?cz struny wesela.
Wszystkie uczucia s?uchacz z nim podziela,
Opr?cz jednego uczucia - nadziei.

Nieraz go bracia zeszli niespodzianie
I nadzwyczajnej dziwili si? zmianie.
Konrad zbudzony z?yma? si? i gniewa?,
Porzuca? lutni? i pie?ni nie ?piewa?;
Wymawia? g?o?no bezbo?ne wyrazy,
C?? Halbanowi szepta? po kryjomu,
Krzycza? na wojska, wydawa? rozkazy,
170 Straszliwie grozi?, nie wiadomo komu.
Trwo?? si? bracia - stary Halban siada
I wzrok zatapia w oblicze Konrada,
Wzrok przenikliwy, ch?odny i surowy,
Pe?en jakowej? tajemnej wymowy.
Czy c?? wspomina, czyli c?? doradza,
Czy trwog? w sercu Wallenroda budzi,

Zaraz mu chmurne czo?o wypogadza,
Oczy przygasza i oblicze studzi.
Tak na igrzysku, kiedy lw?w dozorca,
180 Sprosiwszy panny, damy i rycerze,
Roz?amie krat? ?elaznego dworca,
Da has?o tr?b?; wtem kr?lewskie zwierz?
Grzmi z g??bi piersi, strach na widz?w pada;
Jeden dozorca kroku nie poruszy,
Spokojnie r?ce na piersiach zak?ada
I lwa pot??nie uderzy - oczyma,
Tym nie?miertelnej talizmanem duszy
Moc bezrozumn? na uwi?zi trzyma.

II

190 Z Maryjenburskiej wie?y zadzwoniono,
Z obradnej sali id? do kaplicy,
Najpierwszy komtur, wielcy urz?dnicy,
Kap?ani, bracia i rycerzy grono.
Nieszpornych mod??w kapitu?a s?ucha
I ?piewa hymny do ?wi?tego Ducha.

HYMN

Duchu, ?wiat?o bo?e!
Go??bko Syjonu!
Dzi? chrze?cija?ski ?wiat, ziemne podno?e
200 Twojego tronu,
Widom? o?wie? postaci?
I roztocz skrzyd?a nad syjo?sk? braci?!
Spod Twych skrzyde? niech wystrzeli
S?onecznymi promie? blaski,
I kto naj?wi?tszej godniejszy ?aski
Temu niech z?otym wie?cem skronie rozweseli;
A padniem na twarz, syny cz?owieka,
Temu, nad kim spoczywa Twych skrzyde? opieka.
Synu Zbawicielu!
210 Skinieniem wszechmocnej r?ki
Naznacz, kto z wielu
Najgodniejszy s?yn??
?wi?tym znakiem Twojej m?ki,
Piotra mieczem hetmani? ?o?nierstwu Twej wiary
I przed oczyma poga?stwa rozwin??
Kr?lestwa Twego sztandary;
A syn ziemi niech czo?o i serce uni?a
Przed tym, na czyich piersiach b?y?nie gwiazda krzy?a.

* * *

220 Po mod?ach wyszli. Arcykomtur zleci?,
Spocz?wszy nieco powraca? do choru
I znowu b?aga?, aby B?g o?wieci?
Kap?an?w, braci i m???w obioru.

Wyszli nocnymi orze?wi? si? ch?ody:
Jedni zasiedli zamkowy kru?ganek,
Drudzy przechodz? gaje i ogrody.
Noc by?a cicha, majowej pogody;
Z dala niepewny wygl?da? poranek;
Ksi??yc obieg?szy b?onie safirowe
230 Z odmiennym licem, z r??nym blaskiem w oku,
Drzemi?c to w ciemnym, to w srebrnym ob?oku,
Zni?a? sw? cich? i samotn? g?ow?;
Jak dumaj?cy w pustyni kochanek,
Obieg?szy my?l? ca?e ?ycia ko?o,
Wszystkie nadzieje, s?odycze, cierpienia,
To ?zy wylewa, to sp?jrzy weso?o,
Wre?cie ku piersiom zmordowane czo?o
Sk?ania - i wpada w letarg zamy?lenia.

Przechadzk? inni bawi? si? rycerze.
240 Lecz Arcykomtur chwil darmo nie traci,
Zaraz Halbana i celniejszych braci
Wzywa do siebie i na stron? bierze,
Aby z daleka od ciekawej rzeszy
Zasi?gn?? rady, udzieli? przestrogi.
Wychodzi z zamku, na r?wnin? ?pieszy;
Tak rozmawiaj?c, nie pilnuj?c drogi,
B??dzili kilka godzin w okolicy,
Blisko spokojnych jeziora wybrze?y.
Ju? ranek, pora wraca? do stolicy.
250 Staj? - g?os jaki? - sk?d? - z naro?nej wie?y:

S?uchaj? pilnie - to g?os pustelnicy.
W tej wie?y dawno, przed laty dziesi?ciu,
Jaka? nieznana, pobo?na niewiasta,
Z dala przybywszy do Maryi-miasta-
Czy j? natchn??o niebo w przedsi?wzi?ciu,
Czy ska?onego sumienia wyrzuty
Pragn?c ukoi? balsamem pokuty,
Pustelniczego szuka?a ukrycia
I tu znalaz?a grobowiec za ?ycia.

260 D?ugo nie chcieli zezwala? kap?ani,
Wreszcie sta?o?ci? pro?by prze?amani
Dali jej w wie?y samotne schronienie.
I.edwie stan??a za ?wi?conym progiem,
Na pr?g zwalono ceg?y i kamienie,
Zosta?a sama z my?lami i Bogiem;
I bram?, co j? od ?yj?cych dzieli,
Chyba w dzie? s?dny odemkn? anieli.

U g?ry ma?e okienko i krata,
K?dy pobo?ny lud s?a? po?ywienie,
270 A niebo - wietrzyk i dzienne promienie.
Biedna grzesznico, czy? nienawi?? ?wiata
Do tyla umys? sko?ata?a m?ody,
?e si? obawiasz s?o?ca i pogody?-
Zaledwie w swoim zamkn??a si? grobie,
Nikt jej nie widzia? przy okienku wie?y
Przyjmowa? w usta wiatru oddech ?wie?y,
Ogl?da? niebo w pogodnej ozdobie
I mi?e kwiaty na ziemnym obszarze,
I stokro? milsze swoich bli?nich twarze.

280 Wiedziano tylko, ?e jest dot?d w ?yciu;
Bo nieraz jeszcze ?wi?tego pielgrzyma,
Gdy noc? przy jej b??ka si? ukryciu,
Jaki? d?wi?k mi?y na chwil? zatrzyma;
D?wi?k to zapewne pobo?nej piosenki.
I z pruskich wiosek gdy zebrane dzieci
Igraj? w wiecz?r u bliskiej d?browy,
Natenczas z okna c?? bia?ego ?wieci,
Jak gdyby promyk wschodz?cej jutrzenki:
Czy to jej w?osa pukiel bursztynowy,
290 Czyli to po?ysk drobnej, ?nie?nej r?ki,
B?ogos?awi?cej niewini?tek g?owy?
Komtur, tamt?dy obr?ciwszy kroki,
S?yszy, gdy wie?? naro?n? pomija?:
"Ty? Konrad, przeb?g! spe?nione wyroki,
Ty masz by? mistrzem, aby? ich zabija?!
Czy? nie poznaj?? - ukrywasz daremnie,
Chocia?by?, jak w??, inne przybra? cia?o,
Jeszcze by w twojej duszy pozosta?o
Wiele dawnego - wszak zosta?o we mnie!
300 Chocia?by? wr?ci?, po twoim pogrzebie
Jeszcze Krzy?acy poznaliby ciebie".
S?ucha rycerstwo - to g?os pustelnicy,
Spojrz? na krat?, zda si? pochylona,
Zda si? ku ziemi wyci?ga? ramiona,
Do kogo?? - Pusto w ca?ej okolicy.
Z daleka tylko jaki? blask uderza,
Na kszta?t p?omyka stalowej przy?bicy,
I cie? na ziemi - czy to p?aszcz rycerza?
Ju? znik?o - pewnie z?udzenie ?renicy,
310 Pewnie jutrzenki b?ysn?? wzrok rumiany,
Po ziemi ranne przemkn??y tumany.

"Bracia!- rzek? Halban - dzi?kujmy niebiosom,
Pewnie wyroki niebios nas przywiod?y,
Ufajmy wieszczym pustelnicy g?osom.
Czy s?yszeli?cie? - Wieszczba o Konradzie,
Konrad dzielnego imi? Wallenroda.
St?jmy, brat bratu niechaj r?k? poda,
S?owo rycerskie: na jutrzejszej radzie
On mistrzem naszym! " - "Zgoda - krzykn? - zgoda!"

320 I poszli krzycz?c; d?ugo po dolinie
Odg?os tryumfu i rado?ci bije:
"Konrad niech ?yje, Wielki Mistrz niech ?yje!
Niech ?yje Zakon! niech poga?stwo zginie!"

Halban pozosta? mocno zamy?lony,
Na wo?aj?cych okiem wzgardy rzuci?,
Sp?jrza? ku wie?y i cichymi tony
Tak? piosenk? odchodz?c zanuci?:

[PIE??]

Wilija, naszych strumieni rodzica,
330 Dno ma z?ociste i niebieskie lica;
Pi?kna Litwinka, co jej czerpa wody,
Czystsze ma serce, ?liczniejsze jagody.

Wilija w mi?ej kowie?skiej dolinie
?r?d tulipan?w i narcyz?w p?ynie;
U n?g Litwinki kwiat naszych m?odzian?w,
Od r?? kra?niejszy i od tulipan?w.
Wilija gardzi doliny kwiatami,
Bo szuka Niemna, swego oblubie?ca;
Litwince nudno mi?dzy Litwinami,
340 Bo ukocha?a cudzego m?odzie?ca.

Niemen w gwa?towne pochwyci ramiona,
Niesie na ska?y i dzikie przestworza,
Tuli kochank? do zimnego ?ona,
I gin? razem w g??boko?ciach morza.

I ciebie r?wnie przychodzie? oddali
Z ojczystych dolin, o Litwinko biedna!
I ty utoniesz w zapomnienia fali,
Ale smutniejsza, ale sama jedna.

Serce i potok ostrzega? daremnie,
350 Dziewica kocha i Wilija bie?y;
Wilija znik?a w ukochanym Niemnie,
Dziewica p?acze w pustelniczej wie?y.

III

Gdy Mistrz praw ?wi?tych uca?owa? ksi?gi,
Sko?czy? modlitw? i wzi?? od komtura
Miecz i krzy? wielki, znamiona pot?gi,
Wzni?s? dumnie czo?o, chocia? troski chmura
Ci??y?a nad nim; wko?o okiem strzeli?,
W kt?rym si? rado?? na p?? z gniewem ?arzy,
360 I niewidziany go?? na jego twarzy,
U?miech przelecia?, s?aby i znikomy:
Jak blask, co chmur? porann? rozdzieli?,
Zwiastuj?c razem wsch?d s?o?ca i gromy.

Ten zapa? Mistrza, to gro?ne oblicze,
Nape?nia serca otuch?, nadziej?;
Widz? przed sob? bitwy i zdobycze
I hojnie w my?li krew poga?sk? lej?.
Takiemu w?adcy kt?? dostoi kroku?
Kt?? si? nie zl?knie jego szabli, wzroku?-
370 Dr?yjcie Litwini! ju? si? chwila zbli?a,
Gdy z mur?w Wilna b?y?nie znami? krzy?a.

Nadzieje pr??ne. - Ciek? dni, tygodnie,
Up?yn?? ca?y d?ugi rok w pokoju;
Litwa zagra?a, Wallenrod niegodnie
Ani sam walczy, ani ?le do boju;
A gdy si? zbudzi i c?? dzia?a? zacznie,
Stary porz?dek wywraca opacznie.
Wo?a, ?e Zakon z ?wi?tych wyszed? karb?w,
?e bracia gwa?c? przysi??one ?luby;
380 "M?dlmy si? - wo?a - wyrzeczmy si? skarb?w,
Szukajmy m cnotach i pokoju chluby!"
Narzuca posty, pokuty ci??ary,
Uciech, wygody niewinnej zaprzecza;
Lada grzech ?ciga najsro?szymi kary
Podziemnych loch?w, wygnania i miecza.

Tymczasem Litwin, co przed laty z dala
Omija? bramy zakonnej stolicy,
Teraz doko?a wsi co noc podpala
I lud bezbronny chwyta z okolicy;
390 Pod samym zamkiem dumnie si? przechwala,
?e idzie na msz? do mistrza kaplicy;
Pierwszy raz dzieci z rodzic?w swych progu
Dr?a?y na straszny d?wi?k ?mudzkiego rogu.

Kiedy? by? mo?e czas lepszy do wojny?-
Litwa szarpana wewn?trzn? niezgod?;
St?d dzielny Rusin, st?d Lach niespokojny,
St?d krymskie chany lud pot??ny wiod?.
Wito?d, zepchni?ty od Jagie??y z tronu,
Przyjecha? szuka? opieki Zakonu;
400 W nagrod? skarby i ziemie przyrzeka
I wsparcia dot?d nadaremnie czeka.

Szemraj? bracia, gromadzi si? rada,
Mistrza nie wida?; Halban stary bie?y,
W zamku, w kaplicy nie znalaz? Konrada:
Gdzie? on? - zapewne u naro?nej wie?y.
?ledzili bracia nocne jego kroki;
Wszystkim wiadomo: ka?dego wieczora,
Gdy ziemi? grubsze os?aniaj? mroki,
On idzie b??dzi? po brzegach jeziora;

410 Albo kl?cz?cy, przyparty do muru,
Okryty p?aszczem, a? do bia?ej zorzy
?wieci z daleka, jak pos?g z marmuru,
I przez noc ca?? senno?? go nie zmorzy.
Cz?sta na cichy odg?os pustelnicy
Wstaje i ciche daje odpowiedzi;
Brzmienia ich z dala ucho nie do?ledzi,
Lecz wida? z blasku wstrz??nionej przy?bicy,
R?k niespokojnych, podniesionej g?owy,
?e jakie? wa?ne tocz? si? rozmowy.

420 PIE?? Z WIE?Y

Kt?? me westchnienia, kto me ?zy policzy?
Czy ju? tak d?ugie przep?aka?am lata,
Czy tyle w piersiach i oczach goryczy,
?e od mych westchnie? pordzawia?a krata?-
Gdzie ?za upadnie, w zimny g?az przecieka,
Jak gdyby w serce dobrego cz?owieka.

Jest wieczny ogie? w zamku 5wentoroga,
Ten ogie? ?ywi? pobo?ne kap?any;
Jest wieczne ?r?d?o na g?rze Mendoga,
430 To ?r?d?o ?ywi? ?niegi i tumany;
Nikt moich westchnie? i ?ez nie podsyca,
A dot?d boli serce i ?renica.

Pieszczoty ojca, matki u?ci?nienia,
Zamek bogaty, kraina weso?a,
Dni bez t?sknoty, nocy bez marzenia;
Spokojno?? na kszta?t cichego anio?a,
We dnie i w nocy, na polu i w domie
Strzeg?a mig z bliska, chocia? niewidomie.

Trzy pi?kne c?rki by?o nas u matki,
440 A mnie najpierwej ??dano w zam??cie;
Szcz??liwa m?odo??, szcz??liwe dostatki,
Kt?? mi powiedzia?, ?e jest inne szcz??cie?
Pi?kny m?odzie?cze! na co? mi powiedzia?
To, o czym w Litwie nikt pierwej nie wiedzia??

O Bogu wielkim, o jasnych anio?ach,
Kamiennych miastach, k?dy wiara ?wi?ta,
Gdzie lud w bogatych modli si? ko?cio?ach
I k?dy dziewic s?uchaj? ksi???ta,
Waleczni w boju, jak nasi rycerze,
450 Czuli w mi?o?ci, jak nasi pasterze;

Gdzie cz?owiek, ziemne z?o?ywszy pokrycie,
Z dusz? ulata po rozkosznym niebie.
Ach, ja wierzy?am, bo niebieskie ?ycie
Ju? przeczuwa?am, gdym s?ucha?a ciebie!
Ach, odt?d marze, w dobrych i z?ych losach,
Tylko o tobie, tylko o niebiosach.

Krzy? na twych piersiach oczy me weseli?,
W nim ogl?da?am przysz?e szcz??cia has?o,
Niestety! z krzy?a gdy piorun wystrzeli?,
460 Wszystko doko?a ucich?o, zagas?o!
Nic nie ?a?uj?, cho? gorzkie ?zy lej?,
Bo? wszystko odj??, zostawi? nadziej?.

"Nadziej?!" - cichym powt?rzy?y echem
Brzegi jeziora, doliny i knieje.
Zbudzi? si? Konrad i z dzikim u?miechem:
"Gdzie? jestem - wo?a? - tu s?ycha? nadzieje?
Na co te pie?ni? - Pomn? twoje szcz??cie;
Trzy pi?kne c?rki by?o was u matki,
Ciebie najpierwej ??dano w zam??cie...
470 Biada, o biada wam, nadobne kwiatki!
Straszliwa ?mija wkrad?a si? do sadu,
A k?dy piersi? prze?li?nie si? b??dn?,
Usechn? trawy i r??e uwi?dn?,
I b?d? ???te jako piersi gadu!
Uciekaj my?l? i dni przypominaj,
Kt?re by? dot?d p?dzi?a weso?o,
Gdyby... ty milczysz? - ?piewaj i przeklinaj;
Niechaj ?za straszna, co g?azy przecieka,
Nie ginie darmo; zdejm? szyszak z g?owy,
480 Tu niechaj spadnie, niech mi pali czo?o,
Tu niechaj spadnie, jam cierpie? gotowy:
Chc?g zna? zawczasu, co mig w piekle czeka!"

G?os z wie?y
"Daruj, m?j mi?y, daruj mi, jam winna.
Przyszed?e? p??no, t?skno by?o czeka?,
I mimowolnie jaka? pie?? dziecinna...
Precz mi z t? pie?ni?! - mia?a?bym narzeka??-
Z tob?, m?j luby, z tob??my prze?yli
Znikom? chwil?, lecz tej jednej chwili
490 Nie b?d? mienia? z ca?? ziemian zgraj?
Na ciche ?ycie, przep?dzone w nudzie.
Ty sam m?wi?e?, ?e zwyczajni ludzie
S? jako konchy, co si? w bagnie taj?;
Ledwie raz na rok fal? niepogody
Wypchni?te z m?tnej poka?? si? wody,
Otworz? usta, raz westchn? ku niebu
I znowu wr?c? do swego pogrzebu.
Nie, jam na takie szcz??cie nie stworzona!
Jeszcze w ojczy?nie, ciche p?dz?c ?ycie,
500 Nieraz w po?rodku towarzyszek grona
Za czym? t?skni?am i wzdycha?am skrycie,
I czu?am serca niespokojne bicie.
Nieraz z poziomej ucieka?am ??ki
I na najwy?szym stan?wszy pag?rku,
My?li?am sobie: gdyby te skowronki
Ze skrzyde? swoich da?y mi po pi?rku,
Posz?abym z nimi i tylko z tej g?ry
Chcia?abym jeden ma?y kwiat uszczykn??,
Kwiat niezabudki, a potem za chmury
510 Lecie? wysoko! wysoko! i - znikn??.
Ty? mi? wys?ucha?, ty skrzyd?y orlemi,
Monarcho ptak?w, wznios?e? mi? do siebie!
Teraz, skowronki, o nic was nie prosz?,
Bo gdzie? ma lecie?, po jakie rozkosze,
Kto pozna? Boga wielkiego na niebie
I kocha? m??a wielkiego na ziemi?"

Konrad
"Wielko??! i znowu wielko??, m?j aniele!
Wielko??, dla kt?rej j?czymy w niedoli.
520 Kilka dni jeszcze, niech serce przeboli,
Kilka dni tylko, ju? ich tak niewiele.
Sta?o si?! pr??no po czasie ?a?owa?!
P?aczmy - lecz niechaj dr?? nieprzyjaciele,
Bo Konrad p?aka?, a?eby mordowa?.
Po co? tu przysz?a, po co, moja droga!
Z klasztornych mur?w, z ?wi?tyni pokoju?-
Jam ci? po?wi?ci? na us?ugi Boga;
Nie lepiej? by?o w ?wi?tych jego murach,
Z dala ode mnie p?aka? i umiera?,
530 Ni? tu, w krainie k?amstwa i rozboju,
W grobowej wie?y, w powolnych torturach,
Kona? i oczy samotne otwiera?,
I przez niez?omne tej kraty okucia
Pomocy ?ebra?? - A ja s?ucha? musz?,
Patrze? na d?ug? skonania katusz?,
Stoj?c z daleka, i kl?? moj? dusz?,
?e w niej s? jeszcze ostatki uczucia!"

G?os z wie?y
"Je?li narzekasz, nie przychod? tu wi?cej;
540 Chocia?by? przyszed?, b?aga? najgor?cej,
Ju? nie us?yszysz! ju? okno zamykam,
Spuszcz? si? znowu w moj? wie?? ciemn?,
Niechaj w milczeniu gorzkie ?zy po?ykam.
B?d? zdr?w na wieki, b?d? zdr?w, m?j jedyny!
I niech zaginie pami?? tej godziny,
W kt?rej nie mia?e? lito?ci nade mn?".

Konrad
"Wi?c ty miej lito??, ty jeste? anio?em,
St?j, a je?eli pro?ba ci? nie wstrzyma,
550 O ten r?g wie?y uderz? si? czo?em,
B?d? ci? b?aga? skonaniem Kaima".

G?os z wie?y
"0, miejmy lito?? nad sob? samemi,
Pomnij, m?j luby, ?e jak ten ?wiat wielki,
Dwoje nas tylko na ogromnej ziemi
Na morzach piasku dwie rosy kropelki;
?e, lada wietrzyk, z ziemnego pado?u
Znikniem na zawsze, ach! gi?my? pospo?u!
Nie na to przysz?am, a?eby ci? dr?czy?;
560 Nie chcia?am przyj?? ?wi?cenia kap?anek,
Bo niebu serca nie ?mia?am zar?czy?,
P?ki w nim ziemski panowa? kochanek;
Pragn??am zosta? w klasztorze i skromnie
Odda? dni moje zakonnic us?udze,
Lecz tam bez ciebie wszystko woko?o mnie
By?o tak nowe, tak dzikie, tak cudze.
Wspomnia?am sobie, ?e po latach wielu
Mia?e? powr?ci? do Maryi-grodu,
Szukaj?c zemst? na nieprzyjacielu
570 I broni?c spraw? biednego narodu.
Kto czeka, lata my?lami ukraca;
M?wi?am sobie: on ju? mo?e wraca,
Mo?e ju? wr?ci?; czy? nie wolno ??da?,
Gdy mam ?yj?ca zakopa? si? w grobie,
Abym ci? mog?a raz jeszcze ogl?da?,
Abym przynajmniej umar?a przy tobie!
P?jd? wi?c - rzek?am - w pustelniczym domku,
Oko?o drogi, na ska?y u?omku,
Zamkn? si? sama: mo?e rycerz jaki,
580 Ko?o mej chatki przechodz?cy blisko,
Wym?wi czasem kochanka nazwisko,
Mo?e pomi?dzy obcymi szyszaki
Ujrz? znak jego: niech odmieni zbroje,
Niechaj na tarcz? obce god?a k?adnie,
Niech twarz odmieni, jeszcze serce moje,
Z daleka nawet, kochanka odgadnie.
I gdy go ci??ka powinno?? przymusza
Wszystko doko?a wyniszcza? i krwawi?,
Wszyscy go przekln?, b?dzie jedna dusza,
590 Co mu z daleka ?mie pob?ogos?awi?!
Tu m?j obra?am domek i grobowiec,
W cichej ustroni, k?dy ?wi?tokradzki
Mych j?k?w nie ?mie pods?ucha? w?drowiec.
Ty, wiem, i? lubisz samotne przechadzki;
My?li?am sobie: on mo?e z wieczora
Wybie?y z dala od swych towarzyszy,
Pom?wi? z wiatrem i z fal? jeziora,
Pomy?li o mnie i g?os m?j us?yszy.
Niebo spe?ni?o niewinne ?yczenia;
600 Przyszed?e?, moje zrozumia?e? pienia.
Dawniej prosi?am, by mig twym obrazem
Pociesza?y, cho? obraz by? niemy;
Dzi? ile szcz??cia I dzi? mo?emy razem-
Razem zap?aka?..."

Konrad
"I c?? wyp?aczemy?-
P?aka?em, pomnisz, kiedy si? wydar?em
Na wieki wiek?w z twojego obj?cia,
Gdy dobrowolnie dla szcz??cia umar?em,
610 A?eby krwawe spe?ni? przedsi?wzi?cia.
Ju? uwie?czone zbyt d?ugie m?cze?stwo,
Teraz stan??em u ?ycze? mych celu,
Mog? si? zem?ci? na nieprzyjacielu;
A ty mi przysz?a? wydziera? zwyci?stwo.
Odt?d jak znowu z okna twej wie?ycy
Sp?jrza?a? na mnie, w ca?ym kr?gu ?wiata
Znowu nic nie ma dla mojej ?renicy,
Tylko jezioro i wie?a, i krata.
Wko?o mnie wszystko wre wojny rozruchem;
620 ?r?d tr?b odg?osu, ?r?d or??a szcz?ku
Ja niecierpliwym, wyt??onym uchem
Szukam ust twoich anielskiego d?wi?ku,
I dzie? m?j ca?y jest oczekiwaniem,
A gdy wieczornej doczekam si? pory,
Chc? j? przed?u?y? rozpami?tywaniem;
Ja ?ycie moje licz? na wieczory.
Tymczasem Zakon spoczynkowi ?aje,
O wojn? prosi, w?asnej ??da zguby,
I m?ciwy Halban wytchn?? mi nie daje:
630 Albo dawniejsze przypomina ?luby,
Wyrzni?te sio?a i zniszczone kraje,
Albo gdy nie chc? skargi jego s?ucha?,
Jednym westchnieniem, skinieniem, oczyma,
Umie przygas?? ch?? zemsty rozdmucha?.
Wyrok m?j zda si? przybli?a? do ko?ca,
Nic ju? Krzy?ak?w od wojny nie wstrzyma.
Wczora?my z Rzymu odebrali go?ca,
Z r??nych stron ?wiata niezliczone chmury,
Pobo?ny zapa? w pole nagromadzi?,
640 Wszyscy wo?aj?, abym ich prowadzi?
Z mieczem i krzy?em na wile?skie mury.
A przecie? - wyznam ze wstydem! w tej chwili,
Kiedy si? wa?? narod?w wyroki,
My?l? o tobie, wynajduj? zw?oki,
?eby?my jeszcze dzie? jeden prze?yli.
M?odo?ci! jak?e wielkie twe ofiary!
Jam mi?o??, szcz??cie, jam niebo za m?odu
Umia? po?wi?ci? dla sprawy narodu,
Z ?alem, lecz z m?stwem! a dzisiaj ja stary,
650 Dzisiaj powinno??, rozpacz, wola bo?a
P?dz? mi? w pole! a ja siwej g?owy
Nie ?miem oderwa? od tych ?cian podno?a,
A?eby twojej nie straci? - rozmowy!"

Umilkn??; z wie?y s?ycha? tylko j?ki;
W milczeniu d?ugie przeciek?y godziny,
Noc rozrzednia?a i promyk jutrze?ki
Ju? zarumieni? lica cichej wody;
Pomi?dzy li?ciem drzemi?cej krzewiny
Ze szmerem ranne przewiewa?y ch?ody,
660 Ptasz?ta cichym ozwa?y si? pieniem,
Umilk?y znowu - i d?ugim milczeniem
Zna? daj?, ?e si? zbudzi?y za wcze?nie.
Konrad powstaje, wznios? ku wie?y czo?o,
D?ugo na krat? pogl?da? bole?nie;
S?owik zanuci?, Konrad naoko?o
Spojrza?: ju? ranek; - opu?ci? przy?bicy,
W szerokie zwoje p?aszcza twarz obwin??,
Skinieniem r?ki ?egna pustelnicy
I w krzakach zgin??.
670 Tak duch piekielny od wr?t pustelnika
Na odg?os dzwonu porannego znika.

IV

UCZTA

By? dzie? patrona, uroczyste ?wi?to,
Komtury z bra?mi do stolicy jad?,
Bia?e chor?gwie na wie?ach zatkni?to.
Konrad rycerzy ma uczci? biesiad?.

Sto bia?ych p?aszcz?w powiewa za sto?em,
Na ka?dym p?aszczu czerni si? krzy? d?ugi:
680 To byli bracia, a za nimi ko?em
M?odzi giermkowie stoj? dla pos?ugi.

Konrad na czele, po lewicy tronu
Wzi?? miejsce Witold ze swymi hetmany;
Dawniej by? wrogiem, dzi? go?ciem Zakonu,
Przeciwko Litwie sojuszem zwi?zany.

Ju? Mistrz powstawszy daje uczty has?o:
"Cieszmy si? w Panu!" - wnet puchary b?ys?y.
"Cieszmy si? w Panu!" - tysi?c g?os?w wrzas?o,
Srebra zabrzmia?y, strugi mina trys?y.

690 Wallenrod usiad? i na ?okciu wsparty
S?ucha? z pogard? nieprzystojnych gwar?w;
Umilk?a wrzawa, ledwie ciche ?arty
Gdzieniegdzie przerw? lekki d?wi?k puchar?w.

"Cieszmy si? - rzecze - c?? to, bracia moi,
Tak-?e rycerzom cieszy? si? przystoi?-
Zrazu wrzask pijany, a teraz szmer cichy;
Mamy? ucztowa? jak zb?jce lub mnichy? -

"Inne zwyczaje by?y za mych czas?w,
Kiedy na pe?nym trup?w bojowisku,
700 ?r?d g?r kastylskich lub finlandzkich las?w,
Przy obozowym pili?my ognisku.

"Tam by?y pie?ni! Mi?dzy waszym gminem
Czy? nie ma barda albo menestrela?-
Serce cz?owieka wino rozwesela,
Ale piosenka jest dla my?li winem".

Zarazem r??ni ?piewacy powstali:
Tam W?och oty?y s?owiczymi tony
Konrada m?stwo i pobo?no?? chwali;
?wdzie trubadur od brzeg?w Garony
710 Opiewa dzieje mi?o?nych pasterzy,
Zakl?tych dziewic i b??dnych rycerzy.

Wallenrod drzema?, piosenki usta?y;
Nagle zbudzony przerwanym ?oskotem,
Cisn?? W?ochowi trzos ?adowny z?otem:
"Mnie - rzek? - jednemu ?piewa?e? pochwa?y,
Jeden nie mo?e da? innej nagrody.
We? i p?jd? z oczu! ?w trubadur m?ody,
Kt?ry pi?kno?ci i mi?o?ci s?u?y,
Niechaj daruje, ?e w rycerskim gronie
720 Dziewicy nie masz, co by mu na ?onie
Wdzi?czna przypi??a marny kwiatek r??y.

"Tu r??e zwi?d?y, innego chc? barda,
Zakonnik-rycerz, innej chc? piosenki,
Niechaj mi b?dzie tak dzika i twarda
Jak ha?as rog?w i or??a szcz?ki,
I tak ponura jak klasztorne ?ciany,
I tak ognista jak samotnik pjany.

"Dla nas, co ?wi?cim i mordujem ludzi,
Mordercza piosnka niech ?wi?to?? og?asza,
730 Niechaj rozczula i gniewa, i nudzi,
I znowu niechaj znudzonych przestrasza.
Takie jest ?ycie - taka piosnka nasza.
Kto j? za?piewa? kto? " -" Ja" - odpowiedzia?
S?dziwy starzec, kt?ry u podwoj?w
Mi?dzy giermkami i paziami siedzia?,
Prusak czy Litwin, jak wida? ze stroj?w;
Brod? mia? g?st?, wiekiem ubielon?,
G?ow? obwiewa ostatek siwizny,
Czo?o i oczy zakryte zas?on?,
740 W twarzy wyryte ?at i cierpie? blizny.

W prawicy star? lutni? prusk? nosi?,
A lew? r?k? wyci?gn?? do sto?a
I tym skinieniem pos?uchania prosi?.
Ucichli wszyscy. - "Ja ?piewam - zawo?a.-
Dawniej Prusakom i Litwie ?piewa?em;
Dzi? jedni legli w ojczyzny obronie,
Drudzy, ?y? nie chc?c po ojczyzny zgonie,
Dobi? si? wol? nad jej martwym cia?em,
Jak s?ugi wierne w dobrym i z?ym losie
750 Gin? na swego dobroczy?cy stosie;
Inni sromotnie po lasach si? kryj?,
Inni, jak Witold, mi?dzy wami ?yj?.

"Ale po ?mierci, Niemcy, wy to wiecie,
Sami spytajcie niecnych zdrajc?w kraju,
Co oni poczn? gdy na tamtym ?wiecie,
Wskazani wiecznym ogniom na po?arcie,
Zechc? swych przodk?w wywo?ywa? z raju,
Jakim j?zykiem poprosz? o wsparcie?
Czy w ich niemieckiej barbarzy?skiej mowie
760 G?os dzieci swoich uznaj? przodkowie?

"O dzieci, jaka Litwinom sromota!
?aden mi, ?aden nie przynios? obrony,
Gdy od o?tarza, stary wajdelota,
By?em w niemieckich kajdanach wleczony.
Samotny w obcej ziemi zestarza?em,
?piewak, niestety! ?piewa? nie mam komu;
Na Litw? patrz?c oczy wyp?aka?em
Dzisiaj je?eli chc? westchn?? do domu,
Nie wiem, gdzie le?y m?j d?m ulubiony,
770 Czy tam, czy owdzie, czyli z tamtej strony.

"Tu tylko, w sercu, tu si? ochroni?o,
Co w mej ojczy?nie najlepszego by?o,
I te ubogie dawnych skarb?w szcz?tki
We?cie mi, Niemcy, we?cie mi pami?tki!

"Jak zwyci??ony rycerz na igrzysku
Zachowa ?ycie, ale cze?? utraca;
I dni wzgardzone wlek?c w po?miewisku,
Znowu do swego zwyci??y powraca;
I raz ostatni wyt??aj?c rami?,
780 Bro? sw? pod jego stopami roz?amie:

"Tak mi? ostatnia natchn??a ochota,
Jeszcze do lutni o?mieli?em r?k?,
Niech wam ostatni w Litwie wajdelota
Nuci ostatni? litewsk? piosenk?".

Sko?czy? i czeka? Mistrza odpowiedzi,
Czekaj? wszyscy w milczeniu g??bokiem,
Konrad badawczym i szyderczym okiem
Witolda lic?w i porusze? ?ledzi.

Postrzegli wszyscy, kiedy wajdelota
790 M?wi? o zdrajcach, jak. si? Witold mieni?,
Zsinia?, pobladn??, znowu si? czerwieni?,
Dr?czy go r?wnie i gniew, i sromota,
Na koniec, szabl? ?ciskaj?c u boku,
Idzie, zdziwion? gromad? roztr?ca,
Sp?jrza? na starca, zahamowa? kroku,
I chmura gniewu, nad czo?em wisz?ca,
Opad?a nagle w bystrym ?ez potoku;
Powr?ci?, usiad?, p?aszczem twarz zas?ania
I w tajemnicze uton?? dumania.

800 A Niemcy z cicha: "Czyli? do biesiady
Przypuszcza? mamy ?ebraj?ce dziady?
Kto s?ucha pie?ni i kto je rozumie?" -
Takie odg?osy w biesiadniczym t?umie
Coraz ?ywszymi przerywano ?miechy;
Paziowie krzycz? ?wistaj?c w orzechy:
"Oto jest nuta Litewskiego ?piewu".

Wtem Konrad powsta?: "Waleczni rycerze!
Dzi? Zakon, wedle starego zwyczaju,
Od miast i ksi???t podarunki bierze;
810 Jak winne ho?dy z podleg?ego kraju,
?ebrak wam piosnk? przynosi w ofierze;
Z?o?enia ho?du nie bro?my starcowi,
We?mijmy piosnk?, b?dzie to grosz wdowi.

"Po?r?d nas widzim ksi???cia Litwin?w,
Go??mi Zakonu s? jego wodzowie,
Mi?o im b?dzie pami?? dawnych czyn?w
S?ysze?, w ojczystej od?wie?on? mowie.
Kto nie rozumie, niechaj si? oddali;
Ja czasem lubi? te pos?pne j?ki
820 Niezrozumia?ej litewskiej piosenki,
Jak lubi? ?oskot rozhukanej fali
Albo szmer cichy wiosennego deszczu;
Przy nich spa? mi?o. - ?piewaj, stary wieszczu!"

PIE?? WAJDELOTY

Kiedy zaraza Litw? ma uderzy?,
Jej przyj?cie wieszcza odgadnie ?renica;
Bo je?li s?uszna wajdelotom mierzy?,
Nieraz na pustych sm?tarzach i b?oniach
Staje widomie morowa dziewica,
830 W bieli?nie, z wiankiem ognistym na skroniach,
Czo?em przenosi bia?owieskie drzewa,
A w r?ku chustk? skrwawion? powiewa.

Stra?nicy zamk?w oczy pod he?m kryj?,
A psy wie?niak?w, zarywszy pysk w ziemi,
Kopi?, ?mier? wietrz? i okropnie wyj?.
Dziewica st?pa kroki z?owieszczemi
Na sio?a, zamki i bogate miasta;
A ile razy krwaw? chustk? skinie,
Tyle pa?ac?w zmienia si? w pustynie,
840 Gdzie nog? st?pi, ?wie?y gr?b wyrasta.

Zgubne zjawisko! - Ale wi?cej zguby
Wr??y? Litwinom od niemieckiej strony
Szyszak b?yszcz?cy ze strusimi czuby
I p?aszcz szeroki, krzy?em naczerniony.

Gdzie przesz?y stopy takiego widziad?a,
Niczym jest kl?ska wiosek albo grod?w:
Ca?a kraina, w mogi?? zapad?a.
Ach! kto litewsk? dusz? m?g? ochroni?,
P?jd? do mnie, si?dziem na grobie narod?w,
850 B?dziemy duma?, ?piewa? i ?zy roni?.

O wie?ci gminna! ty arko przymierza
Mi?dzy dawnymi i m?odszymi laty:
W tobie lud sk?ada bro? swego rycerza,
Swych my?li prz?dz? i swych uczu? kwiaty.

Arko! ty? ?adnym niez?amana ciosem,
P?ki ci? w?asny tw?j lud nie zniewa?y;
O pie?ni gminna, ty stoisz na stra?y
Narodowego pami?tek ko?cio?a,
Z archanielskimi skrzyd?ami i g?osem -
860 Ty czasem dzier?ysz i miecz archanio?a.

P?omie? rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustosz? z?odzieje,
Pie?? ujdzie ca?o, t?um ludzi obiega;
A je?li pod?e dusze nie umiej?
Karmi? j? ?alem i poi? nadziej?,
Ucieka w g?ry, do gruz?w przylega
I stamt?d dawne opowiada czasy.
Tak s?owik z ogniem zaj?tego gmachu
Wyleci, chwil? przysi?dzie na dachu:
870 Gdy dachy run?, on ucieka w lasy
I brzmi?c? piersi? nad zgliszcza i groby
Nuci podr??nym piosenk? ?a?oby

S?ucha?em piosnek - nieraz kmie? stoletni,
Tr?caj?c ko?ci ?elazem oraczem,
Stan?? i zagra? na wierzbowej fletni
Pacierz umar?ych; lub rymownym p?aczem
Was g?osi?, wielcy ojcowie - bezdzietni.
Echa mu wt?rz?, ja s?ucha?em z dala,
Tym mocniej widok i piosnka roz?ala,
880 ?em by? jedynym widzem i s?uchaczem.

Jako w dzie? s?dny z grobowca wywo?a
Umar?? przesz?o?? tr?ba archanio?a,
Tak na d?wi?k pie?ni ko?ci spod mej stopy
W olbrzymie kszta?ty zbieg?y si? i zros?y.
Z gruz?w powstaj? kolumny i stropy,
Jeziora puste brzmi? licznymi wios?y
I wida? zamk?w otwarte podwoje,
Korony ksi???t, wojownik?w zbroje,
?piewaj? wieszcze, ta?czy dziewic grono -
890 Marzy?em cudnie, srodze mig zbudzono!

Znikn??y lasy i ojczyste g?ry.
My?l znu?onymi ulatuj?c pi?ry
Spada, w domow? tuli si? zacisz?;
Lutnia umilk?a w otr?twia?ym r?ku,
?r?d ?a?o?nego sp??rodak?w j?ku
Cz?sto przesz?o?ci g?osu nie dos?ysz?!
Lecz dot?d iskry m?odego zapa?u
Tl? w g??bi piersi, nieraz ogie? wzniec?,
Dusz? o?ywi? i pami?? o?wiec?.
900 Pami?? na?wczas, jak lampa z kryszta?u
Ubrana p?dzlem w malowne obrazy,
Chocia? j? za?mi py? i liczne skazy,
Je?eli ?wiecznik postawisz w jej serce,
Jeszcze ?wie?o?ci? barwy zn?ci oczy,
Jeszcze na ?cianach pa?acu roztoczy
Kra?ne, acz nieco przy?mione kobierce

Gdybym by? zdolny w?asne ognie przela?
W piersi s?uchacz?w i wskrzesi? postaci
Zmar?ej przesz?o?ci; gdybym umia? strzela?
910 Brzmi?cymi s?owy do serca sp??braci:
Mo?e by jeszcze w tej jedynej chwili,
Kiedy ich piosnka ojczysta poruszy,
Uczuli w sobie dawne serca bicie,
Uczuli w sobie dawn? wielko?? duszy
I chwil? jedn? tak g?rnie prze?yli,
Jak ich przodkowie niegdy? ca?e ?ycie.

Lecz po co zbieg?e wywo?ywa? wieki? -
I swoich czas?w ?piewak nie obwini,
Bo jest m?? wielki, ?ywy, niedaleki,
920 O nim za?piewam, uczcie si?, Litwini!

* * *

Umilkn?? starzec i doko?a s?ucha,
Czy Niemcy dalej pozwol? mu ?piewa?;
W sali doko?a by?a cicho?? g?ucha,
Ta zwyk?a wieszcz?w na nowo zagrzewa?.
Zacz?? wi?c piosnk?, ale innej tre?ci,
Bo g?os na spadki wolniejsze rozmierza?,
Po strunach s?abiej i nadziej uderza?
I z hymnu zst?pi? do prostej powie?ci.

930 POWIE?? WAJDELOTY

Sk?d Litwini wracali? - Z nocnej wracali wycieczki,
Wie?li ?upy bogate, w zamkach i cerkwiach zdobyte.
T?umy bra?c?w niemieckich z powi?zanymi r?kami,
Ze stryczkami na szyjach, biegn? przy koniach zwyci??c?w;
Pogl?daj? ku Prusom i zalewaj? si? ?zami,
Pogl?daj? na Kowno - i polecaj? si? Bogu.
W mie?cie Kownie po?rodku ci?gnie si? b?onie Peruna,
Tam ksi???ta litewscy, gdy po zwyci?stwie wracaj?,
Zwykli rycerzy niemieckich pali? na stosie ofiarnym.
940 Dwaj rycerze pojmani jad? bez trwogi do Kowna,
Jeden m?ody i pi?kny, drugi latami schylony.
Oni sami ?r?d bitwy hufce niemieckie rzuciwszy
Mi?dzy Litwin?w uciekli; ksi??? Kiejstut ich przyj??,
Ale stra?? otoczy?, w zamek za sob? prowadzi?.
Pyta, z jakiej krainy, w jakich zamiarach przybyli.

"Nie wiem - rzecze m?odzieniec - jaki m?j r?d
i nazwisko,
Bo dzieci?ciem od Niemc?w by?em w niewol? schwytany.
Pomn? tylko, ?e k?dy? w Litwie ?r?d miasta wielkiego
950 Sta? d?m moich rodzic?w; by?o to miasto drewniane,
Na pag?rkach wynios?ych, d?m by? z ceg?y czerwonej.
Wko?o pag?rk?w na b?oniach puszcza szumia?a jod?owa.
?rodkiem las?w daleko bia?e b?yszcza?o jezioro.
Razu jednego w nocy wrzask nas ze snu przebudzi?,
Dzie? ognisty za?wita? w okna, trzaska?y si? szyby,
K??by dymu buchn??y po gmachu, wybiegli?my w bram?,
P?omie? wia? po ulicach, iskry sypa?y si? gradem,
Krzyk okropny "Do broni f Niemcy s? w mie?cie, do broni !"
Ojciec wypad? z or??em, wypad? i wi?cej nie wr?ci?.
960 Niemcy wpadli do domu, jeden wypu?ci? si? za mn?,
Zgoni?, pozwa? mi? na. ko?; nie wiem, co sta?o si? dalej,
Tylko krzyk mojej matki d?ugo, d?ugo s?ysza?em.
Po?r?d szcz?ku or??a, dom?w run?cych ?oskotu,
Krzyk ten ?ciga? mnie d?ugo, krzyk ten pozosta? w mym uchu.
Teraz jeszcze gdy widz? po?ar i s?ysz? wo?ania,
Krzyk ten budzi si? w duszy, jako echo w jaskini
Za odg?osem piorunu; oto jest wszystko, co z Litwy,
Co od rodzic?w wywioz?em. W sennych niekiedy marzeniach
Widz? posta? szanown? matki i ojca, i braci,
970 Ale coraz to dalej jaka? mg?a tajemnicza
Coraz grubsza i coraz ciemniej zas?ania ich rysy.
Lata dzieci?stwa p?yn??y, ?y?em ?r?d Niemc?w jak Niemiec,
Mia?em imi? Waltera, Alfa nazwisko przydano;
Imi? by?o niemieckie, dusza litewska zosta?a,
Zosta? ?al po rodzinie, ku cudzoziemcom nienawi??,
Winrych, mistrz krzy?acki, chowa? mig w swoim pa?acu,
On sam do chrztu mi? trzyma?, kocha? i pie?ci? jak syna.
Jam si? nudzi? w pa?acach, z kolan Winrycha ucieka?
Do wajdeloty starego. W?wczas pomi?dzy Niemcami
980 By? wajdelota litewski, wzi?ty w niewol? przed laty,
S?u?y? t?umaczem wojsku. Ten, gdy si? o mnie dowiedzia?,
?em sierota i Litwin, cz?sto mi? wabi? do siebie,
Rozpowiada? o Litwie, dusz? st?sknion? otrze?wia?
Pieszczotami i d?wi?kiem mowy ojczystej, i pie?ni?.
On mi? cz?sto ku brzegom Niemna sinego prowadzi?,
Stamt?d lubi?em na mi?e g?ry ojczyste pogl?da?.
Gdy?my do zamku wracali, starzec ?zy mi ociera?,
Aby nie wzbudzi? podejrze?; ?zy mi ociera?, a zemst?
Przeciw Niemcom podnieca?. Pomn? jak w zamek wr?ciwszy
990 N?? ostrzy?em tajemnie; z jak? zemsty rozkosz?
Rzn??em kobierce Winrycha lub kaleczy?em zwierciad?a,
Na tarcz jego b?yszcz?c? piasek miota?em i plwa?em.
Potem w ?atach m?odzie?czych cz?sto?my z portu K?ejpedy
W ??dk? ze starcem siadali brzegi litewskie odwiedza?.
Rwa?em kwiaty ojczyste, a czarodziejska ich wonia
Tchn??a w dusz? jakowe? dawne i ciemne wspomnienia.
Upojony t? woni?, zda?o si?, ?e dziecinia?em,
?e w ogrodzie rodzic?w z bra?mi igra?em ma?ymi.
Starzec pomaga? pami?ci; on pi?kniejszymi s?owami
1000 Ni?li zio?a i kwiaty przesz?o?? szcz??liw? malowa?:
Jak by mi?o w ojczy?nie, po?r?d przyjaci?? i krewnych,
P?dzi? chwile m?odo?ci; ile? to dzieci litewskich
Szcz??cia takiego nie znaj? p?acz?c w kajdanach Zakonu.
To s?ysza?em na b?oniach; lecz na wybrze?ach Po??gi,
Gdzie grzmi?cymi piersiami bia?e roztr?c? si? morze
I z pienistej gardzieli piasku strumienie wylewa:
"Widzisz - mawia? mi starzec - ??ki nadbrze?nej kobierce,
Ju? je piasek oblecia?; widzisz te zio?a pachn?ce,
Czo?em sil? si? jeszcze przebi? ?miertelne pokrycie,
1010 Ach! daremnie, bo nowa ?wiru nasuwa si? hydra,
Bia?e p?etwy roztacza, l?dy ?yj?ce podbija
I rozci?ga doko?a dzikiej kr?lestwo pustyni.
Synu, plony wiosenne, ?ywo do grobu wtr?cone,
To s? ludy podbite, bracia to nasi Litwini;
Synu, piaski z zamorza burz? p?dzone - to Zakon".
Serce bola?o s?uchaj?c; chcia?em mordowa? Krzy?ak?w
Albo do Litwy ucieka?; starzec hamowa? zap?dy.
"Wolnym rycerzom - powiada? - wolno wybiera? or??e
I na polu otwartym bi? si? r?wnymi si?ami;
1020 Ty? niewolnik, jedyna bro? niewolnik?w - podst?py.
Zosta? jeszcze i przejmij sztuki wojenne od Niemc?w,
Staraj si? zyska? ich ufno??, dalej obaczym, co pocz??".
By?em pos?uszny starcowi, szed?em z wojskami Teuton?w;
Ale w pierwszej potyczce ledwiem obaczy? chor?gwie,
Ledwiem narodu mojego pie?ni wojenne us?ysza?,
Poskoczy?em ku naszym, starca za sob? przywodz?,
Jako sok?? wydarty z gniazda i w klatce ?ywiony,
Cho? srogimi m?kami ?owcy odbior? mu rozum
I puszczaj?, a?eby braci soko??w wojowa?,
1030 Skoro wzniesie si? w chmury, skoro poci?gnie oczyma
Po niezmiernych obszarach swojej b??kitnej ojczyzny,
Wolnym odetchnie powietrzem, szelest swych skrzyde?
us?yszy:
P?jd?, my?liwcze, do domu, z klatk? nie czekaj soko?a".

Sko?czy? m?odzieniec; a Kiejstut s?ucha? ciekawie, s?ucha?a
C?ra Kiejstuta, Aldona, m?oda i pi?kna jak b?stwo.
Jesie? p?ynie, z jesieni? ci?gn? si? d?ugie wieczory;
Kiejstut?wna, jak zwykle, w si?str i r?wiennic orszaku
Za kro?nami usiada albo si? bawi prz?dziwem;
1040 A gdy ig?y migoc?, tocz? si? chybkie wrzeciona,
Walter stoi i prawi cuda o krajach niemieckich
I o swojej m?odo?ci. Wszystko, co Walter powiada?,
?owi uchem dziewica, my?l? ?akom? po?yka;
Wszystko umie na pami??, nieraz i we ?nie powtarza.
Walter m?wi?, jak wielkie zamki i miasta za Niemnem,
Jakie bogate ubiory, jakie wspania?e zabawy,
Jak na gonitwach waleczni kopije krusz? rycerze,
A dziewice z kru?gank?w patrz? i wie?ce przyznaj?.
Walter m?wi? o wielkim Bogu, co w?ada za Niemnem,
1050 I o niepokalanej Syna Bo?ego Rodzicy,
Kt?rej posta? anielsk? w cudnym pokaza? obrazku.
Ten obrazek m?odzieniec nosi? pobo?nie na piersiach:
Dzi? Litwince darowa?, gdy j? do wiary nawraca?,
Gdy pacierze z ni? m?wi?; chcia? wszystkiego nauczy?,
Co sam umia?; niestety, on j? i tego nauczy?,
Czego dot?d nie umia?: on nauczy? j? kocha?.
I sam uczy? si? wiele; z jakim rozkosznym wzruszeniem
S?ysza? z ust jej litewskie ju? zapomniane wyrazy.
Z ka?dym wskrzeszonym wyrazem budzi si? nowe uczucie
1060 Jako iskra z popio?u; by?y to s?odkie imiona
Pokrewie?stwa, przyja?ni, s?odkiej przyja?ni, i jeszcze
S?odszy wyraz nad wszystko, wyraz mi?o?ci, kt?remu
Nie masz r?wnego na ziemi, opr?cz wyrazu - ojczyzna.

"Sk?d?e - pomy?la? Kiejstut - nag?a w mej c?rce
odmiana ?
Gdzie jej dawna weso?o??, gdzie jej dziecinne rozrywki? -
W ?wi?to wszystkie dziewice id? zabawia? si? ta?cem,
Ona siedzi samotna, albo z Walterem rozmawia.
W dzie? powszedni dziewice trudni? si? ig?? lub kro?n?,
1070 Jej z r?k ig?a wypada, nici pl?taj? si? w kro?nach,
Sama nie widzi, co robi, wszyscy mi to powiadaj?.
Wczora postrzeg?em, ?e r??y kwiatek wyszy?a zielono,
A listeczki czerwonym umalowa?a jedwabiem.
Jak?e mog?aby widzie?, kiedy jej oczy i my?li
Tylko oczu Waltera, rozm?w Waltera szukaj?.
Ile razy zapytam, gdzie ona posz?a? - w dolin?;
Sk?d powraca? - z doliny; c?? w tej dolinie? - m?odzieniec
Ogr?d dla niej zasadzi?. Jest?e ten ogr?d pi?kniejszy
Ni?li me sady zamkowe? - (Pyszne Kiejstut mia? sady,
1080 Pe?ne jab?ek i gruszek, dziewic kowie?skich pon?ta).
Nie ogr?dek to wabi; zim? widzia?em jej okna,
Ca?a szyba tych okien, co obr?cone do Niemna,
Czysta jakby ?r?d maja, l?d nie zaciemni? kryszta?u;
Walter chodzi tamt?dy, pewnie siedzia?a u okna
I gor?cym westchnieniem lody na szybach stopi?a.
Ja my?la?em, ?e on j? czyta? i pisa? nauczy,
S?ysz?c, ?e wszyscy ksi???ta dzieci swe uczy? zacz?li;
Ch?opiec dobry, waleczny, jak ksi?dz w pismach ?wiczony,
Mam?e go z domu wyp?dzi?? on tak potrzebny dla Litwy:
1090 Hufce najlepiej szykuje, sypie najlepiej okopy,
Bro? piorunow? urz?dza, jeden mi staje za wojsko.
P?jd?, Walterze, b?d? zi?ciem moim i bij si? za Litw?!"

Walter poj?? Aldon?. - Niemcy, wy pewnie my?licie,
?e tu koniec powie?ci; w waszych mi?o?nych romansach
Gdy si? rycerze po?eni?, ko?czy trubadur piosenk?,
Tylko dodaje, ?e ?yli d?ugo i byli szcz??liwi.
Walter kocha? sw? ?on?, lecz mia? dusz? ?lachetn?;
Szcz??cia w domu nie znalaz?, bo go nie by?o w ojczy?nie.

Ledwie ?niegi ponik?y, pierwszy zanuci? skowronek,
1100 Innym krajom skowronek mi?o?? i rozkosz obwieszcza,
Biednej Litwie co roku wr??y po?ary i rzezie;
Ci?gn? szeregi krzy?owe niezliczonymi t?umami,
Ju? od g?r zanieme?skich echo do Kowna zanosi
Wojska mnogiego ha?asy, chrz?st zbr?j, r?enia rumak?w.
Jak mg?a spuszcza si? ob?z, b?onia szeroko zalega,
Tu i ?wdzie migoc? stra?y naczelnych proporce
Jak ?yskania przed burz?. Niemcy stan?li na brzegu,
Mosty po Niemnie rzucili, Kowno doko?a oblegli.
Dzie? w dzie? od taran?w wal? si? mury i baszty,
1110 Noc w noc miny burz?ce kopi? si? w ziemi jak krety,
Pod niebiosami ognistym unosi si? bomba polotem
I jak soko? na ptaki z g?ry na dachy uderza.
Kowno w gruzy run??o - Litwa do Kiejdan uchodzi;
W gruzach run??y Kiejdany - Litwa po g?rach i lasach
Broni si?; Niemcy dalej ci?gn? pl?druj?c i pal?c.

Kiejstut z Walterem pierwsi w bitwach, ostatni w odwrocie.
Kiejstut zawsze spokojny; od dzieci?stwa przywykn??
Bi? si? z nieprzyjacielem, wpada?, zwyci??a?, ucieka?.
Wiedzia?, ?e jego przodkowie zawsze z Niemcami walczyli,
1120 Id?c w ?lady swych przodk?w bi? si? i nie dba? o przysz?o??.
Inne by?y Waltera my?li; schowany ?r?d Niemc?w,
Zna? pot?g? Zakonu; wiedzia?, ?e mistrza wezwanie
Z ca?ej Europy wyci?ga skarby, or??e i wojska.
Prusy broni?y si? niegdy?, star?y Prusak?w Teutony,
Litwa pierwej czy p??niej r?wnej ulegnie kolei;
Widzia? niedol? Prusak?w, dr?a? nad przysz?o?ci? Litwin?w.
"Synu - Kiejstut zawo?a - zgubnym ty jeste? prorokiem;
Z oczu mi zdar?e? zas?on?, aby otch?anie pokaza?.
Kiedy ciebie s?ucha?em, zda si?, ?e r?ce os?ab?y,
1130 I z nadziej? zwyci?stwa z piersi uciek?a odwaga.
C?? poczniemy z Niemcami?" - "Ojcze - Walter powiada? -
Wiem ja spos?b jedyny, straszny, skuteczny, niestety!
Mo?e kiedy? objawi?". - Tak rozmawiali po bitwie,
Nim ich tr?ba ku nowym bitwom i kl?skom wezwa?a.

Kiejstut coraz smutniejszy, Walter jak mocno zmienionv!
Dawniej, chocia? nie bywa? nigdy zbytecznie weso?y,
W chwilach nawet szcz??liwych lekki mrok zamy?lenia
Lice jego przys?ania?, ale w obj?ciach Aldony,
Dawniej miewa? pogodne czo?o i lice spokojne,
1140 Zawsze j? wita? u?miechem, czu?ym po?egna? wejrzeniem.
Teraz, zda si?, ?e jaka? skryta dr?czy?a go bole??!
Ca?y ranek przed domem, z za?o?onymi r?kami,
Patrzy na dymy p?on?cych z dala miasteczek i wiosek,
Patrzy dzikimi oczyma; w nocy porywa si? ze snu
I przez okno krwaw? ?un? po?ar?w uwa?a.

"M??u drogi, co tobie?" - pyta ze ?zami Aldona.-
"Co mnie? b?d?? spokojnie drzema?, a? Niemcy napadn?
I sennego zwi?zawszy, w r?ce katowskie oddadz??" -
"Bo?e uchowaj, m??u! stra?e pilnuj? okop?w". -
1150 "Prawda, stra?e pilnuj?, czuwam i szabl? mam w r?ku,
Ale kiedy wygin? stra?e, wyszczerbi si? szabla...
S?uchaj, je?li staro?ci, n?dznej staro?ci do?yj?..." -
"B?g nam zdarzy pociech? z dziatek". - "Wtem Niemcy
napadn?,
?on? zabij?, dzieci wydr?, uwioz? daleko
I naucz? wypuszcza? strza?? na ojca w?asnego.
Ja sam mo?e bym ojca, mo?e bym braci mordowa?,
Gdyby nie wajdelota". - "Drogi Walterze, ujed?my
Dalej w Litw?, skryjmy si? w lasy i g?ry od Niemc?w". -
1160 "My odjedziem, a inne matki i dzieci zostawim? -
Tak uciekali Prusacy, Niemiec ich w Litwie dogoni?.
Je?li nas w g?rach wy?ledzi?" - "Znowu dalej ujedziem". -
"Dalej? dalej, nieszcz?sna? dalej ujedziem, za Litw??
W r?ce Tatar?w lub Rusi?" - Na t? odpowied? Aldona
Pomieszana milcza?a; jej zdawa?o si? dot?d,
?e ojczyzna jak ?wiat jest d?uga, szeroka bez ko?ca;
Pierwszy raz s?yszy, ?e w Litwie ca?ej nie by?o schronienia.
Za?amawszy r?ce pyta Waltera, co pocz??? -
"Jeden spos?b, Aldono, jeden pozosta? Litwinom
1170 Skruszy? pot?g? Zakonu; mnie ten spos?b wiadomy.
Lecz nie pytaj, dla Boga! stokro? przekl?ta godzina,
W kt?rej od wrog?w zmuszony chwyc? si? tego sposobu". -
Wi?cej nie chcia? powiada?, pr??b Aldony nie s?ucha?,
Litwy tylko nieszcz??cia s?ysza? i widzia? przed sob?,
A? na koniec p?omie? zemsty, w milczeniu karmiony
Kl?sk i cierpie? widokiem, wzd?? si? i serce ogarn??;
Wszystkie wytrawi? uczucia, nawet jedyne uczucie
Dot?d mu ?ywot s?odz?ce, nawet uczucie mi?o?ci.
Tak u bia?owieskiego d?bu je?eli my?liwi,
1180 Ogie? tajemny wznieciwszy, rdze? g??boko wypal?,
Wkr?tce las?w monarcha straci swe li?cie powiewne,
Z wiatrem polec? ga??zie, nawet jedyna zielono??
Dot?d mu czo?o zdobi?ca, uschnie korona jemio?y.

D?ugo Litwini po zamkach, g?rach i lasach b??dzili,
Napadaj?c na Niemc?w lub napadani wzajemnie.
A? stoczy?a si? straszna bitwa na b?oniach Rudawy,
Gdzie kilkadziesi?t tysi?cy m?odzi litewskiej poleg?o,
Obok tylu? tysi?cy wodz?w i braci krzy?owych.
Niemcom wkr?tce posi?ki ?wie?e ci?gn??y zza morza;
1190 Kiejstut i Walter z garstk? m???w przebili si? w g?ry,
Z wyszczerbionymi szablami, z por?banymi tarczami,
Kurzem, posok? okryci, weszli pos?pni. do domu.
Walter nie sp?jrza? na ?on?, s?owa do niej nic wyrzek?,
Po niemiecku z Kiejstutem i wajdelot? rozmawia?.
Nie rozumia?a Aldona, serce tylko wr??y?o
Jakie? okropne wypadki; gdy zako?czyli obrad?,
Wszyscy trzej ku Aldonie smutne zwr?cili wejrzenie.
Walter patrza? najd?u?ej z niemej wyrazem rozpaczy;
Wtem g?stymi kroplami ?zy mu rzuci?y si? z oczu.
1200 Upad? do n?g Aldony, r?ce jej cisn?? do serca
I przeprasza? za wszystko, co ucierpia?a dla niego.
"Biada - m?wi? - niewiastom, je?li kochaj? szale?c?w,
Kt?rych oko wybiega? lubi za wioski granice,
Kt?rych my?li jak dymy wiecznie nad dach ulatuj?;
Kt?rych sercu nie mo?e szcz??cie domowe wystarczy?.
Wielkie serca, Aldono, s? jak ule zbyt wielkie,
Mi?d ich zape?ni? nie mo?e, staj? si? gniazdem jaszczurek.
Daruj, luba Aldono! dzisiaj chc? w domu pozosta?,
Dzisiaj o wszystkim zapomn?, dzisiaj b?dziemy dla siebie,
1210 Czym bywali?my dawniej; jutro..." - i nie ?mia? doko?czy?.
Jaka rado?? Aldonie! zrazu my?li nieboga,
?e si? Walter odmieni, b?dzie spokojny, weso?y,
Widzi go mniej zamy?lonym, w oczach wi?cej ?ywo?ci,
W licach dostrzega rumieniec. Walter u n?g Aldony
Ca?y wiecz?r przep?dzi?; Litw?, Krzy?ak?w i wojn?
Rzuci? na chwil? w niepami??, m?wi? o czasach szcz??liwych
Swego do Litwy przybycia, pierwszej z Aldon? rozmowy,
Pierwszej w dolin? przechadzki, i o wszystkich dziecinnych,
Ale sercu pami?tnych, pierwszej mi?o?ci zdarzeniach.
1220 Za c?? tak lube rozmowy s?owem "jutro" przerywa? -
I zamy?la si? znowu, d?ugo na ?on? pogl?da,
?zy mu kr?c? si? w oczach, chcia?by co? wyrzec i nie ?mie.
Czyli? dawne uczucia, szcz??cia dawnego pami?tki
Na to tylko wywo?a?, aby si? z nimi po?egna??
Wszystkie rozmowy, wszystkie tego wieczora pieszczoty
Czyli? b?d? ostatnim blaskiem ?wiecznika mi?o?ci?...
Darmo si? pyta?, Aldona patrzy, czeka niepewna
I wyszed?szy z komnaty jeszcze przez szpary pogl?da.
Walter wino nalewa?, mnogie wychyla? puchary
1230 wajdelot? starego na noc u siebie zatrzyma?.

S?o?ce ledwo wschodzi?o, t?tni? po bruku kopyta,
Dwaj rycerze z tumanem rannym spiesz? si? w g?ry.
Wszystkie by stra?e zmylili, jednej nie mogli omyli?.
Czujne s? oczy kochanki, zgad?a ucieczk? Aldona!
Drog? w dolinie zabieg?a; smutne to by?o spotkanie.
"Wr?? si?, o luba, do domu; wr?? si?, ty b?dziesz szcz??liwa,
Mo?e b?dziesz szcz??liwa, w lubej rodziny obj?ciach;
Jeste? m?oda i pi?kna, znajdziesz pociech?, zapomnisz!
Wielu ksi???t dawniej o tw? stara?o si? r?k?;
1240 Jeste? wolna, jeste? wdow? po wielkim cz?owieku,
Kt?ry dla dobra ojczyzny wyrzek? si? - nawet i ciebie!
Bywaj zdrowa, zapomnij; zap?acz niekiedy nade mn?:
Walter wszystko utraci?, Walter sam jeden pozosta?
Jako wiatr na pustyni; b??ka? si? musi po ?wiecie,
Zdradza?, mordowa? i potem gin?? ?mierci? haniebn?.
Ale po latach ubieg?ych imi? Alfa na nowo
Zabrzmi w Litwie i kiedy? z ust wajdelot?w pos?yszysz
Czyny jego; natenczas, luba, natenczas pomy?lisz,
?e ?w rycerz straszliwy, chmur? tajemnic okryty,
1250 Jednej tobie znajomy, twoim by? kiedy? ma??onkiem,
I niech dumy uczucie b?dzie pociech? sieroctwa".
S?ucha w milczeniu Aldona, chocia? nie s?yszy ni s?owa.
"Jedziesz, jedziesz !" - krzykn??a i zatrwo?y?a si? sama
S?owem "jedziesz", to jedno s?owo brzmia?o w jej uchu;
Nic nie my?li?a, o niczym pomnie? nie mog?a: jej my?li,
Jej pami?tki, jej przysz?o??, wszystko spl?ta?o si? t?umnie.
Ale sercem odgad?a, ?e niepodobna powraca?,
?e niepodobna zapomnie?; oczy zb??kane toczy?a,
Kilka razy Waltera dzikie spotka?a wejrzenie;
1260 W tym wejrzeniu ju? dawnej nie znajdowa?a pociechy
I zdawa?a si? szuka? czego? nowego, i wko?o
Ogl?da?a si? znowu, wko?o pustynie i lasy;
W ?rodku lasu samotna b?yszczy za Niemnem wie?yca,
By? to klasztor zakonnic, chrze?cijan smutna budowa.
Na tej wie?ycy spocz??y oczy i my?li Aldony,
Jak go??bek, porwany wiatrem ?r?d morskiej topieli,
Pada na maszty samotne nieznajomego okr?tu.
Walter zrozumia? Aldon?, uda? si? za ni? w milczeniu,
Opowiedzia? sw?j zamiar, tai? przed ?wiatem nakaza?
1270 I u bramy - niestety! straszne to by?o rozstanie...
Alf z wajdelot? pojecha?, dot?d nic o nich nie s?ycha?.
Biada, biada, je?eli dot?d nie spe?ni? przysi?gi;
Je?li zrzek?szy si? szcz??cia, szcz??cie Aldony zatruwszy...
Je?li tyle po?wi?ci? i dla niczego po?wi?ci?...
Przysz?o?? reszt? poka?e. Niemcy, sko?czy?em piosenk?.

* * *

"Koniec ju?, koniec" - wielki szmer na sali -
"I c?? ?w Walter? jakie jego czyny?
Gdzie? nad kim zemsta" - s?uchacze wo?ali;
1280 Mistrz tylko jeden ?r?d szurmnej dru?yny
Siedzia? milcz?cy z pochylon? g?ow?,
Mocno wzruszony, porywa co chwila
Puchary z winem i do dna wychyla.
W jego postaci zmian? wida? now?,
R??ne uczucia w nag?ych b?yskawicach
Po rozpalonych krzy?uj? si? licach.
Coraz to gro?niej czo?o mu si? chmurzy,
Usta dr?? sine, ob??kane oczy
Lataj? niby jask??ki ?r?d burzy,
1290 Wreszcie p?aszcz zrzuca i na ?rodek skoczy:
Gdzie koniec pie?ni? - wraz mi koniec ?piewaj.
Albo daj lutni?; czego dr??cy stoisz? -
Podaj mi lutni?, puchary nalewaj,
Za?piewam koniec, je?li ty si? boisz.

"Znam ja was, ka?da piosnka wajdeloty
Nieszcz??cie wr??y jak nocnych ps?w wycie;
Mordy, po?ogi wy ?piewa? lubicie,
Nam zostawiacie chwa?? i zgryzoty.
Jeszcze w kolebce wasza pie?? zdradziecka
1300 Na kszta?t gadziny obwija pier? dziecka
I wlewa w dusz? najsro?sze trucizny,
G?upi? ch?? s?awy i mi?o?? ojczyzny.

"Ona to idzie za m?odzie?cem w ?lady,
Jak zabitego cie? nieprzyjaciela
Zjawia si? nieraz w po?rodku biesiady,
Aby krew miesza? w puchary wesela.
S?ucha?em pie?ni, zanadto, niestety!...
Sta?o si?, sta?o; znam ci?, zdrajco stary;
Wygra?e?! wojna, tryumf dla poety!
1310 Dajcie mi wina, spe?ni? si? zamiary.

"Wiem koniec pie?ni, nie... za?piewam inn?;
Kiedy walczy?em na g?rach Kastyli,
Tam mnie Maurowie ballady uczyli.
Starcze, graj nut?, t? nut? dziecinn?,
Kt?r? w dolinie... o! by? to czas b?ogi -
Na t? muzyk? zwyk?em zawsze nuci?.
Wracaj?e, starcze, bo przez wszystkie bogi
Niemieckie, pruskie..." - Starzec musia? wr?ci?,
Uderzy? lutni? i g?osem niepewnym
1320 Szed? za dzikimi tonami Konrada,
Jako niewolnik za swym panem gniewnym.

Tymczasem ?wiat?a gasn??y na stole,
Rycerzy d?uga u?pi?a biesiada;
Lecz Konrad ?piewa, budz? si? na nowo,
Staj? i w szczup?ym ?cisn?wszy si? kole,
Pilnie zwa?aj? ka?de pie?ni s?owo.

BALLADA

ALPUHARA

Ju? w gruzach le?? Maur?w posady,
1330 Nar?d ich d?wiga ?elaza,
Broni? si? jeszcze twierdze Grenady,
Ale w Grenadzie zaraza.

Broni si? jeszcze z wie? Alpuhary
Almanzor z garstk? rycerzy,
Hiszpan pod miastem zatkn?? sztandary,
Jutro do szturmu uderzy.

O wschodzie s?o?ca rykn??y spi?e,
Rut? si? okopy, mur wali,
Ju? z minaret?w b?ysn??y krzy?e,
1340 Hiszpanie zamku dostali.

Jeden Almanzor, widz?c swe roty
Zbite w upornej obronie,
Przerzn?? si? mi?dzy szable i groty,
Uciek? i zmyli? pogonie.

Hiszpan na ?wie?ej zamku ruinie,
Pomi?dzy gruzy i trupy,
Zastawia uczt?, k?pie si? w winie,
Rozdziela bra?ce i ?upy.

Wtem stra? odd?wierna wodzom donosi,
1350 ?e rycerz z obcej krainy
O pos?uchanie co rychlej prosi,
Wa?ne przywo??c nowiny.

By? to Almanzor, kr?l muzu?man?w,
Rzuci? bezpieczne ukrycie,
Sam si? oddaje w r?ce Hiszpan?w
I tylko b?aga o ?ycie.

"Hiszpanie - wo?a - na waszym progu
Przychodz? czo?em uderzy?,
Przychodz? s?u?y? waszemu Bogu,
1360 Waszym prorokom uwierzy?.

"Niechaj rozg?osi s?awa przed ?wiatem,
?e Arab, ?e kr?l zwalczony,
Swoich zwyci??c?w chce zosta? bratem,
Wasalem obcej korony".

Hiszpanie m?stwo ceni? umiej?;
Gdy Almanzora poznali,
W?dz go u?cisn??, inni kolej?
Jak towarzysza witali.

Almanzor wszystkich wzajemnie wita?,
1370 Wodza najczulej u?cisn??,
Obj?? za szyj?, za r?ce chwyta?,
Na ustach jego zawisn??.

A wtem os?abn??, pad? na kolana,
Ale r?kami dr??cemi
Wi???c sw?j zaw?j do n?g Hiszpana,
Ci?gn?? si? za nim po ziemi.

Sp?jrza? doko?a, wszystkich zadziwi?,
Zblad?e, zsinia?e mia? lice,
?miechem okropnym usta wykrzywi?,
1380 Krwi? mu nabieg?y ?renice.

"Patrzcie, o giaury! jam siny, blady,
Zgadnijcie, czyim ja pos?em? -
Jam was oszuka?, wracam z Grenady,
Ja wam zaraz? przynios?em.

"Poca?owaniem wszczepi?em w dusz?
Jad, co was b?dzie po?era?,
P?jd?cie i patrzcie na me katusze:
Wy tak musicie umiera?!"

Rzuca si?, krzyczy, ?ci?ga ramiona,
1390 Chcia?by u?ci?nieniem wiecznym
Wszystkich Hiszpan?w przyku? do ?ona;
?mieje si? - ?miechem serdecznym.

?mia? si? - ju? skona? - jeszcze powieki,
Jeszcze si? usta nie zwar?y,
I ?miech piekielny zosta? na wieki
Do zimnych lic?w przymar?y.

Hiszpanie trwo?ni z miasta uciekli,
D?uma za nimi w ?lad bieg?a;
Z g?r Alpuhary nim si? wywlekli,
1400 Reszta ich wojska poleg?a.

* * *

"Tak to przed laty m?cili si? Maurowie,
Wy chcecie wiedzie? o zem?cie Litwina.?
C??? je?li kiedy ui?ci si? w s?owie
I przyjdzie miesza? zaraz? do wina?...
Ale nie - o nie! - dzi? inne zwyczaje;
Ksi??? Witoldzie, dzi? litewskie pany
Przychodz? w?asne oddawa? nam kraje
I zemsty szuka? na sw?j lud zn?kany!

1410 "Przecie? nie wszyscy - o! nie, na Peruna!
Jeszcze s? w Litwie - jeszcze wam za?piewam...
Precz mi z t? lutni? - zerwa?a si? struna,
Nie b?dzie pie?ni - ale si? spodziewam,
?e kiedy? b?d?... dzi? - zbytnie puchary...
Zanadto pi?em - cieszcie si? - i bawcie.
A ty Almanzor, - precz mi z oczu, stary -
Precz mi z Albanem - samego zostawcie!"

Rzek? i niepewn? powracaj?c drog?
Znalaz? swe miejsce, na krzes?o si? rzuci?,
1420 Jeszcze c?? grozi?; uderzywszy nog?
St?? z pucharami i winem wywr?ci?.
Na koniec os?ab?, g?owa si? schyli?a
Na por?cz krzes?a; wzrok po chwili gasn??
I dr??ce usta piana mu okry?a,
I zasn??.

Rycerze chwil? w zadumieniu stali,
Wiedz? o smutnym na?ogu Konrada,
?e gdy si? winem zbytecznie zapali,
W dzikie zapa?y, w bezprzytomno?? wpada.
1430 Ale na uczcie! publiczna sromota!
Przy obcych ludziach, w bezprzyk?adnym gniewie!
Kto go podnieci?? Gdzie ?w wajdelota? -
Wymkn?? si? z ci?by i nikt o nim nie wie.

By?y powie?ci, ?e Halban przebrany
Litewsk? piosnk? Konradowi ?piewa?,
?e tym sposobem znowu chrze?cijany
Przeciw poga?stwu do wojny zagrzewa?.
Ale sk?d w Mistrzu tak nag?e odmiany?
Za co si? Witold tak srodze rozgniewa??
1440 Co znaczy Mistrza dziwaczna ballada? -
Ka?dy w domys?ach nadaremnie bada.

V

WOJNA

Wojna - ju? Konrad hamowa? nie zdo?a
Zap?d?w ludu i nalega? rady;
Dawno ju? ca?y kraj o pomst? wo?a
Za Litwy napa?? i Witolda zdrady.

Witold, co wsparcia u Zakonu ?ebra?
Dla odzyskania wile?skiej stolicy,
1450 Teraz po uczcie, gdy wie?ci odebra?,
?e wkr?tce rusz? w pole Krzy?ownicy,
Zmieni? zamiary, now? przyja?? zdradzi?
I swych rycerzy tajnie uprowadzi?.

W zamki Teuton?w, le??ce po drodze,
Wszed? z wymy?lonym od Mistrza rozkazem,
A potem, or?? wydar?szy za?odze,
Wszystko wyniszczy? ogniem i ?elazem.
Zakon i wstydem, i gniewem zagrzany,
Krzy?ow? wojn? podnios? na pogany.
1460 Wychodzi bulla; morzem, l?dem p?yn?
Nieprzeliczone wojownik?w roje,
Mo?ni. ksi???ta, z wasal?w dru?yn?,
Czerwonym krzy?em ozdabiaj? zbroje;
A ka?dy na to swe ?ycie po?lubi?,
Aby poga?stwo ochrzci? - lub wygubi?.

Poszli ku Litwie; i c?? tam sprawili? -
Je?li? ciekawy, wynid? na okopy,
Sp?jrzyj ku Litwie, gdy si? dzie? nachyli;
Zobaczysz ?un?, co niebieskie stropy
1470 Krwawym p?omieni ruczajem obleje -
Oto s? wojen napa?niczych dzieje;
?acno je skre?Ii?: rze?, grabie?, po?oga
I blask, co g?upie rozwesela zgraje,
A w kt?rym m?drzec z boja?ni? uznaje
G?os wo?aj?cy o pomsty do Boga.

Wiatry po?og? coraz dalej nios?y,
Rycerze dalej w g??b Litwy zabiegli,
S?ycha?, ?e Kowno, ?e Wilno oblegli;
W ko?cu usta?y i wie?ci, i pos?y.
1480 Ju? w okolicy nie wida? p?omieni
I niebo coraz dalej si? czerwieni.
Darmo Prusacy z podbitej krainy
Bra?c?w i mnogich ?up?w wygl?daj?;
Darmo ?l? cz?stych go?c?w po nowiny,
?piesz? si? go?ce i - nie powracaj?.
Srog? niepewno?? gdy ka?dy t?umaczy,
Rad by doczeka? chocia?by rozpaczy.

Min??a jesie?, zimowe zamieci
Hucz? po g?rach, zawalaj? drogi,
1490 I znowu z dala na niebiosach ?wieci -
P??nocne zorze? czy wojny po?ogi? -
Coraz widoczniej razi blask p?omieni
I niebo coraz bli?ej si? czerwieni..

Z Maryjenburga lud patrzy ku drodze,
Ju? wida? z dala: - kopie si? przez ?niegi
Kilku podr??nych; - Konrad? nasi wodze?
Jak?e ich wita?? zwyci??ce? czy zbiegi?
Gdzie reszta pu?k?w? - Konrad wznios? prawic?,
Pokaza? dalej ci?b? rozproszon?;
1500 Ach! sam ich widok zdradzi? tajemnic?.
Bieg? bez?adnie, w zaspach ?niegu ton?,
Wal? si?, depc?, jak pod?e owady
W ciasnym naczyniu gin?ce pospo?u;
Pn? si? po trupach, nim nowe gromady
D?wignionych znowu potr?c? do do?u.
Ci jeszcze wlek? otr?twia?e nogi,
Ci w biegu nagle przystygli do drogi;
Lecz r?ce wznosz? i stoj?ce trupy
Wskazuj? w miasto jak podr??ne s?upy.

1510 Lud wybieg? z miasta strwo?ony, ciekawy,
L?ka? si? zgadn?? i o nic nie pyta?,
Bo ca?e dzieje nieszcz?snej wyprawy
W oczach i twarzach rycerzy wyczyta?.
Nad ich oczyma mro?na ?mier? wisia?a,
Harpija g?odu ich lica wyssa?a.
Tu s?ycha? tr?by litewskiej pogoni,
'I'am wicher toczy k??b ?niegu po b?oni,
Opodal wyje chuda ps?w gromada,
A nad g?owami kr??? kruk?w stada.

1520 Wszystko zgin??o, Konrad wszystkich zgubi?;
On, co z or??a takiej naby? chwa?y,
On, co si? dawniej roztropno?ci? chlubi?:
W ostatniej wojnie l?kliwy, niedba?y,
Witolda chytrych side? nie dostrzega?,
A oszukany, ch?ci? zemsty ?lepy,
Zagnawszy wojsko na litewskie stepy,
Wilno tak d?ugo, tak gnu?nie oblega?.

Kiedy strawiono dobytki i piony,
Gdy g??d niemieckie nawiedza? obozy,
1530 A nieprzyjaciel wko?o rozproszony
Niszczy? posi?ki, przecina? dowozy,
Codziennie z n?dzy mar?y Niemc?w krocie:
Czas by?o szturmem po?o?y? kres wojny
Albo o rych?ym zamy?la? odwrocie;
Wtenczas Wallenrod ufny i spokojny
Je?dzi? na ?owy, albo w swym namiocie
Zamkni?ty knowa? tajemne uk?ady
I wodz?w nie chcia? przypuszcza? do rady.

I tak w zapale wojennym ostygn??,
1540 ?e ludu swego nie wzruszony ?zami,
Miecza na jego obron? nie d?wign??;
Z za?o?onymi na piersiach r?kami
Ca?y dzie? duma? lub z Halbanem gada?.
Tymczasem zima nawali?a ?niegi
I Witold ?wie?e zebrawszy szeregi
Oblega? wojsko, na ob?z napada?;
O ha?bo w dziejach m??nego Zakonu!
Wielki Mistrz pierwszy uciek? z pola bitwy.
Zamiast wawrzyn?w i sutego plonu
1550 Przywi?z? wiadomo?? o zwyci?stwach Litwy.
Czy?cie widzieli, gdy z tego pogromu
Wojsko upior?w prowadzi? do domu? -
Ponury smutek czo?o jego mroczy,
Robak bole?ci wywija? si? z lica;
I Konrad cierpia? - ale sp?jrzyj w oczy:
Ta wielka, na p?? otwarta ?renica
Jasne z ukosa miota?a pociski,
Niby kometa gro??cy wojnami,
Co chwila, zmienna, jak nocne po?yski,
1560 Kt?rymi szatan podr??nego mami;
W?ciek?o?? i rado?? po??czaj?c razem,
B?yszcza?a jakim? szata?skim wyrazem.

Dr?a? lud i szemra?, Konrad nie dba? o to;
Zwo?a? na rad? niech?tnych rycerzy,
Sp?jrza?, przem?wi?, skin?? - o sromoto!
S?uchaj? pilnie i ka?dy mu wierzy;
W b??dach cz?owieka widz? s?dy Boga,
Bo kogo? z ludzi nie przekona - trwoga?

St?j, dumny w?adco! jest s?d i na ciebie.
1570 W Maryjenburgu wiem ja loch podziemny;
Tam, gdy noc miasto w ciemno?ciach zagrzebie,
Schodzi na rad? trybuna? tajemny.

Tam jedna lampa na podniebiu sali
I w dzie?, i w nocy si? pali;
Dwana?cie krzese? ko?o tronu stoi,
Na tronie ustaw ksi?ga tajemnicza;
Dwunastu s?dzi?w, ka?dy w czarnej zbroi,
Wszystkich maskami zamkni?te oblicza,
W lochach od gminnej ukryli si? zgrai,
1580 A larw? jeden przed drugim si? tai.

Wszyscy przysi?gli dobrowolnie, zgodnie,
Kara? pot??nych swoich w?adc?w zbrodnie,
Nazbyt gorsz?ce lub ukryte ?wiatu.
Skoro ostatnia uchwa?a zapadnie,
I rodzonemu nie przepuszcz? bratu;
Ka?dy powinien, gwa?townie lub zdradnie,
Na pot?pionym dope?ni? wyroku:
Sztylety w r?ku, rapiery u boku.
Jeden z maskowych zbli?y? si? do tronu
1590 I stoj?c z mieczem przed ksi?g? zakonu,
Rzek?: "Straszliwi s?dziowie!
Ju? nasze podejrzenie stwierdzone dowodem:
Cz?owiek, co si? Konradem Wallenrodem zowie,
Nie jest Wallenrodem.
Kto on jest? - nie wiadomo; przed dwunastu laty
Nie wiedzie? sk?d przyjecha? w nadre?skie krainy.
Kiedy hrabia Wallenrod szed? do Palestyny,
By? w orszaku hrabiego, nosi? giermka szaty.
Wkr?tce rycerz Wallenrod gdzie? bez wie?ci zgin??;
1600 ?w giermek, podejrzany o jego zabicie,
Z Palestyny uszed? skrycie
I ku hiszpa?skim brzegom zawin??.
Tam w potyczkach z Maurami da? m?stwa dowody
I na turniejach mnogie pozyska? nagrody,
A wsz?dzie pod imieniem Wallenroda s?yn??.
Przyj?? na koniec zakonnika ?luby
I zosta? mistrzem dla Zakonu zguby.
Jak rz?dzi?, wszyscy wiecie; tej ostatniej zimy,
Kiedy z mrozem i g?odem, i z Litw? walczymy,
1610 Konrad je?dzi? samotny w lasy i d?browy
I tam miewa? z Witoldem tajemne rozmowy.
Szpiegowie moi dawno ?ledz? jego czyn?w;
Wieczorem pod naro?n? skryli si? wie?yc?,
Nie poj?li, co Konrad m?wi? z pustelnic?;
Lecz, s?dziowie! on m?wi? j?zykiem Litwin?w.
Zwa?ywszy, co nam tajnych s?d?w pos?y
Niedawno o tym cz?owieku donios?y
I o czym ?wie?o m?j szpieg donosi,
I wie?? ju? ledwie nie publiczna g?osi:
1620 S?dziowie! ja na. Mistrza zaskar?enie k?ad?
O fa?sz, zab?jstwo, herezyj?, zdrad?". -
Tu oskar?yciel przed zakonu ksi?g?
Ukl?k? i wspar?szy na krucyfiks r?k?,
Prawd? doniesie? zatwierdzi? przysi?g?
Na Boga i na Zbawiciela m?k?.

Umilk?, S?dziowie spraw? roztrz?saj?;
Lecz nie ma g?os?w ni cichej rozmowy,
Ledwie rzut oka lub skinienie g?owy
Jak?? g??bok?, gro?n? my?l wydaj?.
1630 Ka?dy z kolei zbli?a? si? do tronu,
Ostrzem sztyletu na ksi?dze zakonu
Karty przerzuca?, prawa cicho czyta?,
O zdanie tylko sumienia zapyta?,
Os?dzi?, r?k? do serca przyk?ada,
I wszyscy zgodnie zawo?ali : - "Biada!"
I trzykro? echem powt?rzy?y mury:
"Biada!" - W tym jednym, jednym tylko s?owie
Jest ca?y wyrok; - poj?li s?dziowie,
Dwana?cie miecz?w podnie?li do g?ry,
1640 Wszystkie zmierzone - w jedn? pier? Konrada.
Wyszli w milczeniu - a jeszcze raz mury
Echem za nimi powt?rzy?y : - "Biada!"

[VI]

PO?EGNANIE

Zimowy ranek - wichrzy si? i ?nie?y;
Wallenrod leci ?r?d wichr?w i ?nieg?w,
Zaledwie stan?? u jeziora brzeg?w,
Wo?a i mieczem bije w ?ciany wie?y.
"Aldono - wo?a - ?yjemy, Aldono!
1650 Tw?j mi?y wraca, wype?nione ?luby,
Oni zgin?li, wszystko wype?niono".

Pustelnica
"Alf? to g?os jego? - M?j Alfie, m?j luby,
Jak?e? ju? pok?j? ty powracasz zdrowo?
Ju? nie pojedziesz?" -

Konrad
"O! na mi?o?? Boga,
O nic nie pytaj; s?uchaj, moja droga,
S?uchaj i pilnie zwa?aj ka?de s?owo.
1660 Oni zgin?li - widzisz te po?ary?
Widzisz? - to Litwa w kraju Niemc?w broi;
Przez lat sto Zakon ran swych nie wygoi.
Trafi?em w serce stug?owej poczwary;
Strawione skarby, ?r?d?a ich pot?gi,
Zgorza?y miasta, morze krwi wyciek?o;
Jam to uczyni?, dope?ni? przysi?gi,
Straszniejszej zemsty nie wymy?li piek?o.
Ja wi?cej nie chc?, wszak jestem cz?owiekiem!
Sp?dzi?em m?odo?? w bezecnej ob?udzie,
1670 W krwawych rozbojach - dzi? schylony wiekiem,
Zdrady mig nudz?, niezdolny do bitwy,
Ju? dosy? zemsty - i Niemcy s? ludzie.
B?g mig o?wieci?, ja powracam z Litwy,
Ja owe miejsca, tw?j zamek widzia?em,
Kowie?ski zamek - ju? tylko ruiny;
Odwracam oczy, przelatuj? czwa?em,
Bieg? do owej, do naszej doliny.
Wszystko jak dawniej! te? laski, te kwiaty;
Wszystko, jak by?o owego wieczora,
1680 Gdy?my dolin? ?egnali przed laty.
Ach! mnie si? zda?o, ?e to by?o wczora!
Kamie?, pami?tasz ?w kamie? wynios?y,
Co niegdy? naszych przechadzek by? celem? -
Stoi dotychczas, tylko mchem zaros?y,
Ledwiem go dostrzeg?, os?oniony zielem.
Wyrwa?em zielska, obmy?em go ?zami;
Siedzenie z darni, gdzie po letnim znoju
Lubi?a? spocz?? mi?dzy jaworami;
?r?d?o, gdziem szuka? dla ciebie napoju;
1690 Jam wszystko znalaz?, obejrza?, obchodzi?.
Nawet tw?j ma?y ch?odnik zostawiono,
Com go suchymi wierzbami ogrodzi?.
Te suche wierzby, jaki cud, Aldono!
Dawniej m? r?k? wbite w piasek suchy,
Dzi? ich nie poznasz, dzisiaj pi?kne drzewa
I li?cie na nich wiosenne powiewa,
I m?odych kwiatk?w unosz? si? puchy.
Ach! na ten widok pociecha nieznana,
Przeczucie szcz??cia serce o?ywi?o;
1700 Ca?uj?c wierzby pad?em na kolana,
Bo?e m?j - rzek?em - oby si? spe?ni?o!
Oby?my, w strony ojczyste wr?ceni,
Kiedy litewsk? zamieszkamy rol?,
Od?yli znowu! niech i nasz? dol?
Znowu nadziei listek zazieleni!

"Tak, wr??my, pozwol! mam w Zakonie w?adz?,
Ka?? otworzy? - lecz po co rozkazy? -
Gdyby ta brama by?a tysi?c razy
Twardsz? od stali, wybij?, wysadz?;
1710 Tam ci?, o luba! ku naszej dolinie,
Tam poprowadz?, ponios? na r?ku
Lub dalej p?jdziem; s? w Litwie pustynie,
S? g?uche cienie bia?owieskich las?w,
K?dy nie s?ycha? obcej broni szcz?ku
Ani dumnego zwyci??cy ha?as?w,
Ni zwyci??onych braci naszych j?ku.
Tam w ?rodku cichej, pasterskiej zagrody,
Na twoim r?ku, u twojego ?ona
Zapomn?, ?e s? na ?wiecie narody,
1720 ?e jest ?wiat jaki? - b?dziem ?y? dla siebie.
Wr??, powiedz, pozw?l!" - Milcza?a Aldona,
Konrad umilkn??, czeka? odpowiedzi.
Wtem krwawa jutrznia b?ysn??a na niebie:
"Aldono, przeb?g! ranek nas uprzedzi,
Zbudz? si? ludzie i stra? nas zatrzyma;
Aldono!" - wo?a?, dr?a? z niecierpliwo?ci,
G?osu nie sta?o, b?aga? j? oczyma
I za?amane r?ce wznios? do g?ry,
Pad? na kolana i ?ebrz?c lito?ci,
1730 Obj??, ca?owa? zimnej wie?y mury.

"Nie, ju? po czasie - rzek?a smutnym g?osem,
Ale spokojnym - B?g mi doda si?y,
On mig zas?oni przed ostatnim ciosem.
Kiedym tu wesz?a, przysi?g?am na progu
Nie zst?pi? z wie?y, chyba do mogi?y.
Walczy?am z sob?; dzi? i ty, m?j mi?y,
I ty mi dajesz pomoc przeciw Bogu.
Chcesz wr?ci? na ?wiat, kogo? - n?dzn? mar?
Pomy?l, ach, pomy?l! je?eli szalona
1740 Dam si? nam?wi?, rzuc? t? pieczar?
I z uniesieniem padn? w twe ramiona,
A ty nie poznasz, ty mi? nie powitasz,
Odwr?cisz oczy i z trwog? zapytasz:
"Ten straszny upior jest?e to Aldona?"
I b?dziesz szuka? w zagas?ej ?renicy
I w twarzy, kt?ra... ach! my?l sama razi...
Nie, niechaj nigdy n?dza pustelnicy
Pi?knej Aldonie oblicza nie kazi.

"Ja sama - wyznam - daruj, m?j kochany,
1750 Ilekro? ksi??yc ?ywszym ?wiat?em b?yska,
Gdy s?ysz? g?os tw?j, kryj? si? za ?ciany,
Ja ci?, m?j drogi, nie chc? widzie? z bliska.
Ty mo?e dzisiaj ju? nie jeste? taki,
Jakim bywa?e?, pami?tasz, przed laty,
Gdy? wjecha? w zamek z naszymi orszaki;
Lecz dot?d w moim zachowa?e? ?onie
Te? same oczy, twarz, postaw?, szaty.
Tak motyl pi?kny, gdy w bursztyn utonie,
Na wieki ca?? zachowuje posta?.
1760 Alfie, nam lepiej takimi pozosta?,
Jakiemi dawniej byli?my, jakiemi
Z??czym si? znowu - ale nie na ziemi.

"Doliny pi?kne zostawmy szcz??liwym;
Ja lubi? moj? kamienn? zacisz?,
Mnie dosy? szcz??cia, gdy ci? widz? ?ywym,
Gdy mi?y g?os tw?j co wieczora s?ysz?.
I w tej zaciszy mo?na, Alfie drogi,
Mo?na by wszystkie cierpienia os?odzi?;
Porzu? ju? zdrady, mordy i po?ogi,
1770 Staraj si? cz??ciej i raniej przychodzi?.

"Gdyby? - pos?uchaj - woko?o r?wniny
Ch?odnik podobny owemu zasadzi?
I twoje wierzby kochane sprowadzi?,
I kwiaty, nawet ?w kamie? z doliny;
Niech czasem dziatki z pobliskiego sio?a
Bawi? si? mi?dzy ojczystymi drzewy,
Ojczyste w wianek uplataj? zio?a;
Niechaj litewskie powtarzaj? ?piewy.
Piosnka ojczysta pomaga dumaniu
1780 I sny sprowadza o Litwie i tobie;
A potem, potem, po moim skonaniu,
Niech, przy?piewuj? i na Alfa grobie".

Alf ju? nie s?ysza?, on po dzikim brzegu
B??dzi? bez celu, bez my?li, bez ch?ci.
Tam g?ra lodu, tam puszcza go n?ci
W dzikich widokach i w naglonym biegu
Znajdowa? jak?? ulg? - utrudzenie.
Ci??ko mu, duszno ?r?d zimowej s?oty;
Zerwa? p?aszcz, pancerz, roztarga? odzienie
1790 I z piersi zrzuci? wszystko - pr?cz zgryzoty.

Ju? rankiem trafi? na miejskie okopy,
Ujrza? cie? jaki?, zatrzyma? si?, bada...
Cie? kr??y dalej i cichymi stopy
Wion?? po ?niegu, w okopach przepada,
G?os tylko s?ycha?: - "Biada, biada, biada!"

Alf na ten odg?os zbudzi? si? i zdumia?,
Pomy?li? chwil? - i wszystko zrozumia?.
Dobywa miecza i na r??ne strony
Zwraca si?, ?ledzi niespokojnym okiem;
1800 Pusto doko?a, tylko przez zagony
?nieg lecia? k??bem, wiatr p??nocny szumia?;
Sp?jrzy ku brzegom, staje rozrzewniony,
Na koniec wolnym, chwiej?cym si? krokiem
Wraca si? znowu pod wie?? Aldony.

Dostrzeg? j? z dala, jeszcze w oknie by?a.
"Dzie? dobry! - krzykn?? - przez tyle lat z sob?
Tylko?my nocn? widzieli si? dob?;
Teraz dzie? dobry - jaka wr??ba mi?a!
Pierwszy dzie? dobry - po latach tak wielu.
1810 Zgadnij, dlaczego przychodz? tak rano?"

Aldona
"Nie chc? zgadywa?, b?d? zdr?w, przyjacielu,
Ju? nazbyt ?wiat?o, gdyby ci? poznano...
Przesta? namawia? - b?d? zdr?w, do wieczora,
Wyni?? nie mog?, nie chc?".

Alf
"Ju? nie pora!
Wiesz, o co prosz?? - zru? jak? ga??zk? -
Nie, kwiat?w nie masz, wi?c nitk? z odzie?y
1820 Albo z twojego warkocza zawi?zk?,
Albo kamyczek ze ?cian twojej wie?y.
Chc? dzisiaj - jutra nie ka?demu do?y? -
Chc? na pami?tk? mie? jaki dar ?wie?y,
Kt?ry dzi? jeszcze by? na twoim ?onie,
Na kt?rym jeszcze ?wie?a ?ezka p?onie.
Chc? go przed ?mierci? na mym sercu z?o?y?,
Chc? go ostatnim po?egna? wyrazem;
Mam zgin?? wkr?tce, nagle; zgi?my razem.
Widzisz t? blisk?, przedmiejsk? strzelnic?,
1830 Tam b?d? mieszka?; dla znaku, co ranek
Wywiesz? czarn? chustk? na kru?ganek,
Co wieczor lamp? u kraty za?wiec?;
Tam wiecznie patrzaj : je?li chustk? zruc?,
Je?eli lampa przed wieczorem skona,
Zamknij twe okno - mo?e ju? nie wr?c?.

"B?d? zdrowa!" - Odszed? i znikn??. Aldona
Jeszcze pogl?da, zwieszona u kraty;
Ranek przemin??, s?o?ce zachodzi?o,
A d?ugo jeszcze w oknie wida? by?o
1840 Jej bia?e, z wiatrem igraj?ce szaty
I wyci?gni?te ku ziemi ramiona.

* * *
"Zasz?o na koniec" - rzek? Alf do Halbana,
Wskazuj?c s?o?ce z okna swej strzelnicy,
W kt?rej zamkni?ty od samego rana
Siedzia? patrzaj?c w okno pustelnicy. -
"Daj mi p?aszcz, szabl?, b?d? zdr?w, wierny s?ugo,
P?jd? ku wie?y - bywaj zdr?w na d?ugo,
Mo?e na wieki! Pos?uchaj, Halbanie,
1850 Je?eli jutro, gdy dzie? zacznie ?wieci?,
Ja nie powr?c?, opu?? to mieszkanie. -
Chc?, chcia?bym jeszcze c?? tobie poleci? -
Jak?em samotny! pod niebem i w niebie
Nie mam nikomu, nigdzie, nic powiedzie?
W godzin? skonu - pr?cz jej i pr?cz ciebie.
B?d? zdr?w, Halbanie, ona b?dzie wiedzie?
Ty zrucisz chustk?, je?li jutro rano...
Lecz c?? to? s?yszysz? - w bram? ko?atano".

"Kto idzie?" - trzykro? od?wierny zawo?a?.
1860 "Biada!" - krzykn??o kilka dzikich g?os?w;
Wida?, ?e stra?nik oprze? si? nie zdo?a?
I brama t?gich nie wstrzyma?a cios?w.
Ju? orszak dolne kru?ganki przebiega,
Ju? przez ?elazne pokr?cone wschody,
Do Wallenroda wiod?ce gospody,
?oskot stop zbrojnych raz wraz si? rozlega;
Alf, zawaliwszy wrzeci?dzem podwoje,
Dobywa szabl?, wzi?? czar? ze sto?a,
Podszed? ku oknu: - "Sta?o si?!" - zawo?a,
1870 Nala? i wypi?: - "Starcze! w r?ce twoje!"

Halban pobladn??, chcia? skinieniem r?ki
Wytr?ci? nap?j, wstrzymuje si?, my?li;
S?ycha? za drzwiami coraz bli?sze d?wi?ki,
Opuszcza r?k?: - to oni, - ju? przy?li.

"Starcze! rozumiesz, co ten ?oskot znaczy?
I czego? my?lisz? - masz nalan? czasz?,
Moja wypita; starcze! w r?ce wasze".
Halban pogl?da? w milczeniu rozpaczy.

"Nie, ja prze?yj?... i ciebie, m?j synu!-
1880 Chc? jeszcze zosta?, zamkn?? twe powieki,
I ?y? - a?ebym s?aw? twego czynu
Zachowa? ?wiatu, rozg?osi? na wieki.
Obieg? Litwy wsi, zamki i miasta,
Gdzie nie dobieg?, pie?? moja doleci,
Bard dla rycerzy w bitwach, a niewiasta
B?dzie j? w domu ?piewa? dla swych dzieci;
B?dzie j? ?piewa?, i kiedy? w przysz?o?ci
Z tej pie?ni wstanie m?ciciel naszych ko?ci!"
Na por?cz okna Alf ze ?zami pada
1890 I d?ugo, d?ugo ku wie?y pogl?da?,
Jak gdyby jeszcze napatrzy? si? ??da?
Mi?ym widokom, kt?re wnet postrada.
Obj?? Halbana, westchnienia zmieszali
W ostatnim, d?ugim, d?ugim u?ci?nieniu.
Ju? u wrzeci?dz?w s?ycha? ?oskot stali,
Wchodz?, wo?aj? Alfa po imieniu:

"Zdrajco! twa g?owa dzisiaj pod miecz padnie,
?a?uj za grzechy, gotuj si? do zgonu,
Oto jest starzec, kapelan Zakonu,
1900 Oczy?? tw? dusz? i umrzyj przyk?adnie".

Z dobytym mieczem Alf czeka? spotkania,
Lecz coraz blednie, pochyla si?, s?ania;
Wspar? si? na oknie i tocz?c wzrok hardy,
Zrywa p?aszcz, mistrza znak na ziemi? miota,
Depce nogami z u?miechem pogardy:
"Oto s? grzechy mojego ?ywota!"

"Gotow-em umrze?, czego? chcecie wi?cej?
Z urz?du mego chcecie s?ucha? sprawy? -
Patrzcie na tyle zgubionych tysi?cy,
1910 Na miasta w gruzach, w p?omieniach dzier?awy.
S?yszycie wicher? - p?dzi chmury ?nieg?w,
Tam marzn? waszych ostatki szereg?w.
S?yszycie? - wyj? g?odnych ps?w gromady,
One si? gryz? o szcz?tki biesiady.

"Ja to sprawi?em; jakem wielki, dumny,
Tyle g??w hydry jednym ?ci?? zamachem!
Jak Samson jednym wstrz??nieniem kolumny
Zburzy? gmach ca?y, i run?? pod gmachem!"

Rzek?, sp?jrza? w okno i bez czucia pada,
1920 Ale nim upad?, lamp? z okna ciska;
Ta trzykro?, ko?em obiegaj?c, b?yska,
Na koniec leg?a przed czo?em Konrada;
W rozlanym p?ynie tleje rdze? ogniska,
Lecz coraz g??biej topi si? i mroczy,
Wreszcie, jak gdyby daj?c skonu has?o,
Ostatni, wielki kr?g ?wiat?a roztoczy,
I przy tym blasku wida? Alfa oczy,
Ju? pobiela?y - i ?wiat?o zagas?o.

I w tej?e chwili przebi? wie?y ?ciany
1930 Krzyk nag?y, mocny, przeci?g?y, urwany -
Z czyjej to piersi? - wy si? domy?licie;
A kto by s?ysza?, odgadn??by snadnie,
?e piersi, z kt?rych taki j?k wypadnie,
Ju? nigdy wi?cej nie wydadz? g?osu:
W tym g?osie ca?e ozwalo si? ?ycie.

Tak struny lutni od t?giego ciosu
Zabrzmi? i p?kn?: zmieszanymi d?wi?ki
Zdaj? si? g?osi? pocz?tek piosenki,
Ale jej ko?ca nikt si? nie spodziewa.

1940 Taka pie?? moja o Aldony losach;
Niechaj j? anio? harmonii w niebiosach,
A czu?y s?uchacz w duszy swej do?piewa.

K o n i e c